Bliska, Obca, ale Własna Babcia

newsempire24.com 1 miesiąc temu

— Babciu, a ty możesz być babcią jeszcze raz?

— Co ty wygadujesz, Wiolu? Nie rozumiem.

— No wiesz, babciu, wszystkie dzieci na podwórku mają babcie. Ktoś ma jedną, ktoś dwie, a ja mam aż cztery. Dwie moje rodzime i jeszcze po jednej od mamy i taty. A u Adasia — ani jednej. Szkoda mi go tak bardzo.

— Więc chcesz, żebym została jego babcią?

— Och, babciu, no przecież! Nie oddawać cię, a podzielić się. Żebyś i jemu smażyła naleśniki i na zimę zrobiła ciepły szalik.

— Ach, ty moja cebulowa zgryzoto… Miała Adaś babcię Jadzię. Przyjaźniłyśmy się od małego. Szkolne koleżanki, nierozłączne jak cień. Tylko zginęła… W tym wypadku. Akurat gdy Adaś się urodził.

— Babciu, czemu płaczesz?

— Ciężko, kochanie. Pojechali z dziadkiem odebrać młodą mamę ze szpitala. Wyjechali rano. A na ich pas — tir, ogromny TIR. Kierowca zasnął za kierownicą… Zderzenie. Odeszli. Och, jak to boli…

— Babciu… Nie płacz. I tak będę zapraszać Adasia do nas. On uwielbia twoje naleśniki. I zrób mu skarpety na Nowy Rok, dobrze?

— Oczywiście, iż zrobię. Tylko, Wiolu, nie mów mu nic. Skoro mama nie powiedziała — to widocznie tak trzeba. Umiesz dochować tajemnicy?

— Umiem, babciu. Obiecuję.

— No to dobrze. A teraz leć do dzieci — obiad zaraz będzie.

Wybiegłam na podwórko i zaczęłam skakać na skakance. Chłopaki pod domem Szymka ścigali się, kto dalej splunie. Wygrał Szymek — po minach było widać: on się śmiał, a Kuba z Adasiem chmurzyli się.

— Chodźcie! Ktoś się wprowadza do pustego domu! Idziemy patrzeć!

— Kto ostatni, ten świnia!

Ruszyliśmy hurmem na sąsiednią ulicę. Dom stał pusty już drugie lato. Ale teraz przed nim — ciężarówka, panowie wynoszą meble. Podbiegliśmy. Jeden tęgi pan zdjął czapkę, przetarł spocone czoło:

— Dzieci, gdzie tu można się napić wody?

— Mogę przynieść z domu!

— Albo u hydrantu!

— Pokażecie?

— Chodźcie, pokażemy. A kogo przywieźliście?

— Starszą panią. Babcię. Bądźcie dla niej mili, dobrze? Nikogo już nie ma. To wszystko, co wiem.

— Jesteśmy mili! A można jutro przyjść się poznać?

— Oczywiście, przychodźcie.

Rozbiegliśmy się, a Adaś został. Marzył o zawodzie kierowcy. choćby zapach benzyny go kręcił. Wdrapał się na jabłoń przed domem i cicho obserwował.

Nagle pod drzewem rozległ się głos:

— Przepraszam, chłopcze. Nie chcę przeszkadzać, ale nie mam gdzie spać. Zgubiłam klucze. Mógłbyś wejść przez okno i otworzyć nam drzwi?

Adaś zastygł, potem skinął głową.

— Nazywam się Adaś. Pomogę. Tylko trzeba, żeby panowie podrzucili.

Zeskoczył z drzewa i stanął obok niskiej babci o dobrych oczach.

— A jakie lubisz pierogi, Adasiu?

— Z powidłami. I jeszcze z kapustą!

— Zapamiętam. Za parę dni zwołaj przyjaciół — na pierogi.

Wlazł przez okno, otworzył drzwi. Dom był zakurzony i pusty. Gdzieś podarł koszulkę — zmartwił się. Mama będzie krzyczeć. Ale babcia obiecała, iż zaceruje. I zacerowała — do rana nie było widać różnicy.

Od tamtej pory Adaś miał babcię. Obcą, ale swoją. Robiła mu rękawiczki, czytała bajki, zapraszała na herbatę. choćby mama Adasia czasem do niej zaglądała. Aż pewnego dnia babcia Hela zachorowała.

Gotowaliśmy z Adasiem dla niej kaszę. Ja zapalałam gaz, Adaś obierał ziemniaki. Kuba choćby napalił w piecu, jak zrobiło się zimno. Dorośli pomagali, ale Adaś opiekował się babcią najwięcej. To w końcu jego babcia.

Teraz on też ma babcię. Swoją. Choć nie swoją. Ale prawdziwą.

Idź do oryginalnego materiału