Bliska, a Jednak Obca Babcia

newsempire24.com 6 dni temu

Dzisiaj znów pomyślałam o tamtym dniu, kiedy zadziwiłam babcię swoim pytaniem.

— Babciu, a ty mogłabyś jeszcze raz być babcią?

— Co ty wygadujesz, Kruszynko? Nie rozumiem.

— Wiesz, babciu, wszystkie dzieci na podwórku mają babcie. Niektóre mają jedną, inne dwie, a ja aż cztery. Dwie moje i jeszcze po jednej od mamy i taty. A Andrzejek nie ma żadnej. Strasznie mi go żal.

— Więc chcesz, żebym została jego babcią?

— Oj, babciu, no przecież! Nie oddawać cię, ale się podzielić. Żebyś i jemu smażyła naleśniki i na zimę zrobiła ciepły szalik.

— Ach, ty moja cebulowa niedolo… Andrzejek miał babcię Nadię. Przyjaźniłyśmy się od dziecka. Szkolne koleżanki, nierozłączne jak dwie krople wody. Tyle iż zginęła… W tym wypadku. Właśnie wtedy, kiedy Andrzejek się urodził.

— Babciu, dlaczego płaczesz?

— Trudno, kotku. Pojechali z dziadkiem odebrać młodą mamę ze szpitala. Wczesnym rankiem. A na przeciwko — tir, ogromna ciężarówka. Kierowca zasnął za kierownicą… Zderzenie. Odeszli. Och, jak to boli…

— Babciu… Nie płacz. Andrzejka i tak będę zapraszać do nas. On uwielbia twoje naleśniki. I zrób mu skarpetki na Nowy Rok, dobrze?

— Oczywiście, iż zrobię. Tylko, Kruszynko, nic mu nie mów. Skoro mama nie powiedziała – to znaczy, iż tak musi być. Umiesz dochować tajemnicy?

— Umiem, babciu. Obiecuję.

— No to dobra dziewczynka. A teraz biegnij do dzieci – obiad niedługo.

Wypadłam na podwórko i zaczęłam skakać na skakance. Chłopaki pod domem Szymona ścigali się, kto dalej splunie. Wygrał Szymon – łatwo było poznać po minach: on się śmiał, a Kuba z Andrzejkiem naburmuszeni.

— Chodźcie! Ktoś się wprowadza do pustego domu!

— Kto ostatni, ten przegrany!

Ruszyliśmy hurmem na sąsiednią ulicę. Dom stał pusty już drugie lato. Ale tego dnia – ciężarówka, panowie wynoszą meble. Podeszliśmy. Jeden grubszy pan zdjął czapkę, przetarł spoconą głowę:

— Dzieciaki, gdzie tu można się napić wody?

— Ja mogę przynieść z domu!

— Albo u hydrantu!

— Pokażecie?

— Chodźcie, pokażemy. A kogo przywieźliście?

— Starszą panią. Babcię. Bądźcie dla niej mili, dobrze? Nikogo już nie ma. To wszystko, co wiem.

— My jesteśmy mili! A możemy jutro przyjść się poznać?

— Jasne, przychodźcie.

Rozbiegliśmy się, tylko Andrzejek został. Marzył o zawodzie kierowcy. choćby zapach benzyny mu się podobał. Wdrapał się na jabłoń przed domem i cicho obserwował.

Nagle pod drzewem rozległ się głos:

— Przepraszam, chłopczyku. Nie chcę przeszkadzać, ale nie mam gdzie spać. Zgubiłam klucze. Mógłbyś wejść przez okno i otworzyć nam drzwi?

Andrzejek zastygł, potem kiwnął głową.

— Nazywam się Andrzejek. Pomogę wam. Tylko niech panowie podniosą.

Zeskoczył z drzewa i stanął obok maleńkiej babci o dobrych oczach.

— A lubisz pierogi, Andrzejku?

— Z marmoladą! I jeszcze z cebulą i jajkiem!

— Zapamiętam. Za parę dni zaproś przyjaciół – na pierogi.

Wlazł przez okno, otworzył drzwi. Dom był zakurzony i pusty. Gdzieś podarł koszulę – zmartwił się. Mama będzie krzyczeć. Ale babcia powiedziała, iż zaszyje. I zaszyła – do rana nie można było poznać.

Od tamtej pory Andrzejek miał babcię. Obcą, ale jakby swoją. Robiła mu rękawiczki, czytała bajki, zapraszała na herbatę. choćby jego mama czasem przychodziła. Aż pewnego dnia babcia Ola zachorowała.

Gotowaliśmy z Andrzejkiem dla niej kaszę. Ja zapalałam gaz, on obierał kOniś gotował zupę, ja układałam kołdrę, a mała babcia uśmiechała się, choć łzy miała w oczach.

Idź do oryginalnego materiału