Mroczna Rola
Kasia po raz pierwszy pomyślała o rozwodzie pół roku po ślubie. Ale test pokazał dwie kreski, a myśl ta rozpłynęła się w falach porannych mdłości.
Pierwszy raz zobaczyła Marka w barze, do którego wciągnęły ją dawne koleżanki z liceum baletowego – „choć raz się zabawić”. Pewny siebie mężczyzna z drogim zegarkiem siedział przy barze, przeglądając dokumenty, i wydał jej się człowiekiem z innego świata.
— Jesteś zbyt piękna, by się smucić — powiedział, gdy została sama przy stoliku, a koleżanki pobiegły poprawić makijaż.
Mówił coś jeszcze, ale Kasia nie potrafiła sobie tego przypomnieć. Pamiętała tylko, iż jego głos brzmiał jak ciepły koniak — głęboko, z aksamitnymi nutami.
Marek był starszy o osiem lat, miał udziały w rodzinnym biznesie sprzedaży środków czystości. Kasia zwróciła jego uwagę tym, iż wyglądała zupełnie nie na miejscu w tym barze, jakby trafiła tam pierwszy raz w życiu.
Delikatna, piękna i, jak się okazało w rozmowie, skromna w potrzebach. Wychowała się w biednej rodzinie, całe dzieciństwo harowała na marzenie o balecie, aż w końcu doznała kontuzji i została trenerką fitness.
Młoda, biedna, naiwna. Idealna kandydatka na żonę. Powiedział to swojej matce jeszcze tego samego wieczoru, gdy się poznali:
— Chyba znalazłem dziewczynę, która urodzi ci upragnionych wnuków.
Gdy trzy miesiące później Marek oświadczył się Kasi, jej mama płakała ze szczęścia:
— W końcu będziesz zabezpieczona!
Przyszła teściowa, Danuta Januszewska, bez skrępowania obejrzała jej synową ze wszystkich stron, jak rasową klacz:
— Dobra dziewczyna. Bierzemy.
Wszystkie przygotowania do ślubu wzięła na siebie rodzina pana młodego.
— Nie masz nic przeciwko niebieskiemu tortowi? — spytała teściowa. — To kolor naszej firmy.
Panna młoda uśmiechnęła się:
— Oczywiście, jak pani każe.
Miesiąc miodowy spędzili nad morzem. Już w samolocie Marek ją uprzedził:
— Mama się martwi, jeżeli długo nie mam kontaktu. Dzwonimy dwa razy dziennie — rano i wieczorem. Radzę notować wrażenia albo robić zdjęcia — mama lubi szczegóły.
Po powrocie zaczęło się życie Kasi w nowej rodzinie.
— Mama kazała przekazać — Marek położył przed nią notes w skórzanej oprawie — to lista naszych rodzinnych tradycji. Urodziny, rocznice, wyjazdy na działkę…
Kasia przewracała strony:
5 stycznia — imieniny cioci Hani. Kwiaty: białe chryzantemy.
23 lutego — życzenia dla wujka Staszka. Najlepszy prezent — mocny alkohol.
Pierwsza niedziela czerwca — rodzinny grill.
Każda niedziela — rodzinny obiad. Dress code: elegancja.
Plan był napięty i, jak się zdawało, nie do negocjacji.
— A… gdzie znajdę czas na swoje sprawy? — zapytała nieśmiało.
Marek roześmiał się, muskając jej włosy:
— Twoje sprawy to nasze sprawy, kotku.
Całą powagę sytuacji Kasia zrozumiała tydzień później.
— Gdzie idziesz? — Marek zablokował jej wyjście już w przedpokoju.
— Na kurs masażu… Umawialiśmy się.
— Nie. Mama potrzebuje dziś pomocy w sklepie.
— Ale ja…
— Kasia — delikatnie podniósł jej podbródek. — Jesteśmy rodziną. Mamy rodzinną firmę. Chcesz być częścią rodziny?
W niedzielę podczas obiadu teściowa oznajmiła:
— Porzucisz pracę w klubie fitness. Wczoraj dobrze sobie poradziłaś, a w sklepie brakuje kasjerki.
— Ale ja…
— Chcesz przecież być użyteczna dla rodziny? — podniosła brew Danuta Januszewska, patrząc na syna. — Czy nie?
Marek tylko skinął głową i wrócił do krojenia steku. Temat, jak zawsze, nie podlegał dyskusji. Role były rozdane, zadania ustalone. Trzeba było wypełniać.
Tej nocy Kasia po raz pierwszy pomyślała o rozwodzie. A adekwatnie o ucieku. Leżała w wannie, nasłuchując kapania wody, i wyobrażała sobie, jak powie rodzicom, iż strasznie się pomyliła i nie chce być bezwolną lalką.
— Oszalałaś? Chcesz wrócić do nędzy? On cię utrzymuje! — usłyszała w głowie głos matki, zanim zdążyła otworzyć usta.
Potem pojawiły się dwie kreski i Kasia została.
Bo co innego mogła zrobić?
***
Przy drugim dziecku Kasia nauczyła się gotować barszcz według przepisu teściowej, nie drżeć, gdy Marek spóźniał się na „spotkanie biznesowe”, nosić promienny uśmiech i odpowiadać „wszystko w porządku” na pytania znajomych…
Jedyną, która nie dawała się zwieść, była przyjaciółka z dzieciństwa, Ola.
Bo wiedziała, iż Kasia kupuje dwa zestawy kosmetyków — jeden do raportu dla teściowej, drugi dla siebie, iż w tajemnicy spotyka się z nią, gdy tylko uda się wymyślić żelazne alibi, iż bez pozwolenia nie może choćby pojechać do rodziców. Że „szczęśliwa żona i matka” to maska, za którą kryje się ogromny wysiłek.
— Tam się dusisz! Nienawidzisz swojej pracy! Sama mówiłaś, iż teściowa każdego dnia sprawdza kasę po tobie! — zaczęła ponownie Ola.
— To normalne — wzruszyła ramionami Kasia.
— Kas, a co z twoimi marzeniami? Miałaś iść na kurs masażu, pracować z ludźmi! — prawie krzyczała Ola, nie rozumiejąc, jak można tak zapomnieć o sobie.
— To było dawno.
— Twój Marek zdradza cię na lewo i prawo!
To była prawda. Najpierw Kasia tylko podejrzewała, ale nie miała dowodów. Aż pewnego razu na urodzinach teściowej złapała wzrok męża na jednej z gości. Żonie wspólnika. Postanowiła nie spuszczać go z oka i znalazła ich w zapleczu: on poprawiał krawat, ona śmiała się, poprawiając rozwichrzone włosy.
— To nic nie znaczy — powiedział później Marek, wręczając Kasi pudełko z diamentowymi kolczykami. — Jesteś mądrą dziewczyną.
Oczywiście, opowiedziała Oldze. Jedynemu człowiekowi, który znał ją prawdziwą. Tylko z nią mogła dzielić swoje problemy.
Kasia westchnęła, zakręciła filiżanką w dłoniach:
— Nie mam wyboru, Olu. Za późno, trzeba wytrwać do końca. Dzieci…
— Dzieci właśnie wszystko widzą! Myślisz, iż nie zauważają, iż jesteś nieszczęśliwa? Posłuchaj, wszyscy popełniają— Jutro zadzwonię do Oli — szepnęła Kasia, patrząc na puste miejsce w lustrze, gdzie kiedyś była ona sama.