„Spodoba ci się, mamo. To po prostu czad!” – zachwycony powiedział Tomek.
„A nie znudzi ci się życie z cudem?” – ironicznie spytała Krystyna.
Krystyna stała przy kuchni i nasłuchiwała. Za życia męża zawsze gotowała tak, by kolacja była gotowa, gdy wracał. Mąż zmarł osiem lat temu. Teraz w ten sam sposób czekała na syna.
W drzwiach zaskoczył zamek i z przedpokoju dobiegł głos Tomka:
„Mamo, jestem.”
„Słyszę” – odpowiedziała Krystyna i uśmiechnęła się.
„Co dziś mamy? Kotlety, ziemniaki smażone?” – Tomek objął matkę i zajrzał przez jej ramię, wciągając nosem zapach ulubionych ziemniaków z cebulką.
Krystyna wyłączyła gaz, nakryła patelnię pokrywką.
„Masz dobry humor? Co się stało?” – po barwie głosu od razu wyczuwała nastroje syna.
Tomek odsunął się.
„Mamo, żenię się.”
„Najwyższa pora. A gdzie jest Ola? Czemu nie wpadła?” – Krystyna odwróciła się, patrząc w przygaszoną głębią twarz syna.
„Żenię się z Brygidą.”
I Krystyna poczuła zimny dreszcz. Syn dawno stał się mężczyzną. Przytulał ją, okazywał czułość tylko w chwilach wyjątkowych – euforii lub zwierzeń.
„Imię… niecodzienne. A co z Olą?”
„Ola wychodzi za mąż w sobotę. Nie chcę o tym mówić. Jedzmy.”
„Dobrze, iż wesela Oli nie odbiło się na twoim apetycie. Umyj ręce.”
Postawiła przed synem talerz, usiadła naprzeciw, podpierając brodę dłonią, i patrzyła, jak je.
„A ta Brygida… Kim jest?”
„Dobra dziewczyna. Sam się przekonasz. Chcę was poznać. W sobotę może?” – Tomek przerwał jedzenie, wpatrując się w matkę. – „Spodoba ci się, na pewno. To po prostu czad!” – powtórzył z entuzjazmem.
Coś podobnego mówił kiedyś o Oli. Że wybrała bogatszego, Krystyna dowiedziała się od jej matki, z którą chodziły do jednej szkoły i liczyły, iż dzieci kiedyś się zejdą. Spotkały się przypadkiem w sklepie, tamta przeprosiła za wybór córki.
„Czadu nie da się za dużo. A nie znudzi ci się życie z cudem?” – powtórzyła z przekąsem.
„Mamo, nie śmieszno.”
„Nie śmieję się. Opowiedz o niej. Co w niej takiego niezwykłego?”
„Czemu przyczepiłaś się do słowa?” – Tomek się zawahał. – „Jest nauczycielką, uczy polskiego, choć dopiero rok. Niezła z niej dusza, oczytana. Dobrze mi z nią.”
„A rodzice?”
„Tata inżynier, mama w domu.”
„I przyjechała z…?” – Krystyna urwała, czekając, by dokończył.
„Co za różnica skąd?” – obruszył się Tomek.
„Faktycznie. Więc nie stąd. Mieszkalibyście tutaj?”
„Jeśli jesteś przeciw, weźmiemy wynajem” – spojrzaKrystyna westchnęła cicho, patrząc na syna, i powiedziała: „Niech będzie, zaproś swoje cudo na niedzielny obiad, a potem zobaczymy, co z tego wyrośnie.”