— Spodoba ci się, mamo. Ona jest po prostu cudowna! — z entuzjazmem powiedział Krzysztof.
— A nie znudzi ci się życie z cudem? — ironicznie zapytała Jadwiga.
Jadwiga stała przy kuchni i nasłuchiwała. Kiedy żył jej mąż, zawsze przygotowywała kolację tak, by na jego powrót wszystko było gotowe. Mąż zmarł osiem lat temu. Teraz w ten sam sposób czekała na syna wracającego z pracy.
W drzwiach zaskoczył zamek i z przedpokoju rozległ się głos Krzysztofa:
— Mamo, jestem w domu.
— Słyszę — odpowiedziała Jadwiga i uśmiechnęła się.
— A co mamy dzisiaj? Kotlety, ziemniaki smażone? — Krzysztof objął matkę i zajrzał przez jej ramię, wciągając nosem apetyczny zapach ulubionych ziemniaków z zieloną cebulką.
Jadwiga wyłączyła gaz, przykryła patelnię pokrywką.
— Masz dobry humor? Co się stało? — po odcieniach jego głusu potrafiła odgadnąć nastrój syna.
Krzysztof odsunął się lekko.
— Mamo, żenię się.
— Najwyższy czas. A czemu Ania do nas nie zagląda? — spytała Jadwiga, odwracając się twarzą do syna i wpatrując się w jego pochmurne rysy.
— Żenię się z Beatą.
I Jadwiga poczuła dreszcz w plecach. Syn od dawna był dorosły. Przytulał ją, okazywał czułość tylko w chwilach szczególnych wyznań albo radości.
— Imię obiecujące. A co z Anią?
— Ania wychodzi za mąż w sobotę. Nie chcę o tym mówić, mamo. Zjedzmy kolację.
— Dobrze, iż ślub Ani nie wpłynął na twój apetyt. Umyj ręce.
Jadwiga postawiła przed synem talerz z ziemniakami, usiadła naprzeciw, podpierając podbródek dłonią, i patrzyła, jak je.
— A ta Beata, kim ona jest?
— Dobra dziewczyna. Sam się przekonasz. Chcę cię z nią poznać. W sobotę, na przykład? — Krzysztof przestał jeść i spojrzał na matkę. — Spodoba ci się, mamo. Jest po prostu cudowna! — powtórzył z zachwytem.
Coś podobnego mówił kiedyś o Ani. O tym, iż wybrała bogatszego narzeczonego, Jadwiga dowiedziała się od jej matki, z którą chodziły do tej samej szkoły i przyjaźniły się, mając nadzieję, iż ich dzieci się ze sobą zwiążą. Spotkały się przypadkiem w sklepie, a tamta podzieliła się nowiną. Przeprosiła za wybór córki.
— Cudu nie może być za dużo. A nie znudzi ci się życie z cudem? — drwiąco zapytała Jadwiga.
— Mamo, nie śmieszne.
— I nie śmieję się. Opowiedz o niej. Co w niej takiego cudownego?
— Czepiasz się słów — Krzysztof zawahał się. — Jest nauczycielką, uczy w szkole polskiego i literatury, choć dopiero pierwszy rok. Poważna, oczytana. Dobrze mi z nią.
— A rodzice?
— Tata inżynier, mama gospodyni domowa.
— I przyjechała z…? — Jadwiga nie dala dokończyć, czekając, iż syn podpowie.
— Ale co za różnica, skąd przyjechała? — obruszył się Krzysztof.
— Racja. Więc nie jest stąd. Gdzie chcecie mieszkać?
— jeżeli jesteś przeciw, wynajmiemy mieszkanie. — Krzysztof spojrzał matce w oczy.
— Nie, skądże. Będę tylko szczęśliwa. Co ja tu sama będę robić? Będę czekać na wnuki. jeżeli się nie dogadamy, wtedy się wyprowadzicie.
— Beata nie chce się spieszyć z dziećmi, chce popracować, zdobyć doświadczenie.
— Beata nie chce, Beata postanowiła… — przedrzeźniła Jadwiga. — No dobrze, zaproś swojego cud na obiad. — Wstała od stołu i zabrała pusty talerz do zlewu.
— Jesteś najlepszą mamą na świecie — Krzysztof też się podniósł.
— Mam nadzieję, iż o tym nie zapomnisz, gdy się ożenisz.
Jadwiga zamyśliła się, zmywając naczynia. „Nauczycielka, więc wszystkie wieczory spędzi na sprawdzaniu zeszytów, przygotowaniach do lekcji, a w weekendy będzie jeździć z klasą na wycieczki…” — westchnęła. — „Jak gwałtownie Krzysztof dorósł, już się żeni. Szkoda, iż mąż nie dożył”.
Od rana w sobotę Jadwiga krzątała się po kuchni. Krzysztof długo przeglądał się w lustrze, dobierając koszulę i krawat. Potem wyszedł po Beatę.
Jadwiga próbowała sobie wyobrazić ową cudowną nauczycielkę, ale na myśl przychodziła jej tylko Jadwiga Barańska, która grała Beatę w filmie „Ziemia obiecana”.
Beata okazała się drobną, niską dziewczyną z długimi prostymi włosami i dużymi oczami. Nie można było nazwać jej piękną — na ulicy przeszłaby niezauważona. Jadwiga mało, powściągliwie chwaliła każde danie. Wina tylko się dotknęła. Krzysztof też nie pił, patrząc na nią.
— Nie krępuj się, Beato — zachęciła ją Jadwiga.
„Speszona, boi się mnie. Pierwszy raz poznaje matkę narzeczonego” — pomyślała. — „Co syn w niej znalazł? Czy tylko przez złość Ani się żeni? Ach, Ania, Ania…”
Dwa miesiące później odbył się skromny ślub. Przyjechali rodzice Beaty. Matka też chuda, zalękniona, milcząca. Ojciec żartował, opowiadając, iż jako nastolatek zakochał się w Beacie z filmu „Ziemia obiecana”, dlatego tak nazwał córkę.
— Postać grana przez Barańską. Lepiej było nazwać córkę na cześć tej pięknej aktorki — nie powstrzymała się Jadwiga.
— Mówiłam mu to samo, ale nie posłuchał — cicho odezwała się matka Beaty, spojrzała na męża, spuściła oczy i zamilkła na resztę wieczoru.
— A panią na cześć którejś królowej nazwano? — nie pozostawał dłużny ojciec.
— Gdyby. Rodzice chcieli syna, imię wymyślili wcześniej. Tak zostałam Jadwigą.
Dziwna była ta para. Ojciec pił, wychwalał córkę, mądralę i piękność. Matka jadła mało, milczała, siedziała wyprostowana, jakby połknęła kij.
Krzysztof pokazał rodzicom miasto. W prezencie przywieźli mnóstwo pościeli, narzut… W sumie hojne wiano w polskich tradycjach. Ojciec był głową rodziny. Matka bez jego wiedzy kroku nie mogła postawić. To rzadkość w dzisiejszych czasach. Jadwiga też niePo latach, gdy wnuczka biegała już po domu, a Beata i Krzysztof śmiali się razem przy stole, Jadwiga uśmiechnęła się w duchu, wiedząc, iż prawdziwe cuda zdarzają się tylko wtedy, gdy ludzie uczą się kochać mimo wszystko.