Już sto razy żałowałam, iż pojechaliśmy z moim nowym chłopakiem Wojtkiem na te świąteczne spotkania do mojej mamy, Grażyny Kowalskiej. Wydawałoby się, iż rodzinne święta to coś miłego: baby wielkanocne, pisanki, bliscy przy stole. Ale gdy zobaczyłam, ile osób wcisnęło się do domu mamy, miałam ochotę się zawrócić i uciec. Wszystkie moje trzy siostry – Kinga, Weronika i Beata – przyjechały z mężami i dziećmi. Do tego wujek Marek, brat mamy, z żoną i dwoma dorosłymi synami. Jeszcze jacyś dalsi krewni, których, szczerze mówiąc, ledwo rozpoznałam po imieniu. I w środku tego rodzinnego wiru – ja i Wojtek, mój nowy chłopak, którego odważyłam się przedstawić rodzinie. Lepiej było tego nie robić.
Od progu zaczęły się przygody. Ledwo weszliśmy, a mama już rzucała się na Wojtka z pytaniami: „Wojtek, a czym się zajmujesz? Ile masz lat? Jakie macie plany?” Wojtek trzymał się dzielnie, odpowiadał spokojnie, z uśmiechem, ale widziałam, jak się spiął. A moje siostry, jakby się zmówiły, postanowiły urządzić mu prawdziwy egzamin. Kinga, najstarsza, od razu zaczęła opowiadać, jak jej mąż dostał awans i kupili nowe SUV-a. Weronika chwaliła się, iż jej córka już tańczy w balecie i występuje na scenie. Beata, najmłodsza, tylko dolewała oliwy do ognia, szepcząc z przekąsem: „No cóż, siostrzyczko, gdzie takiego młodego znalazłaś?” Wojtek jest ode mnie młodszy o pięć lat i, jak się okazało, to była główna sensacja wieczoru.
Grażyna, moja mama, uznała, iż jej misją jest najeść Wojtka do syta. Co chwilę dokładała mu kawałek baby, mówiąc: „Jedz, synku, jakiś ty chudy, trzeba się wziąć za siebie!” Wojtek dziękował zmieszany, ale widziałam, jak ledwo radzi sobie z mamą gościnnością. A potem mama zaczęła wspominać: „Wojtku, nasza dziewczynka marzyła w dzieciństwie, żeby wyjść za mąż za pilota! Ty co prawda nie pilot, ale chłopak przystojny, tylko nie zawiedź!” Stolik aż zatrząsł się od śmiechu, a ja marzyłam, żeby się pod nim schować. Wojtek tylko się uśmiechał, ale wiedziałam, iż czuje się niezręcznie.
Wujek Marek, brat mamy, postanowił sprawdzić Wojtka na wytrzymałość. Nalał mu domowej nalewki i wzniósł toast: „Za młodych! Ale, chłopcze, rozumiesz, iż u nas w rodzinie obowiązują zasady? Kobiety u nas mają charakter!” Wojtek skinął głową, wypił, ale zauważyłam, jak mocniej ścisnął moją dłoń pod stołem. A kiedy wujek Marek zaproponował mu wyjście na podwórko i „pokazanie, jak się rąbie drewno”, straciłam cierpliwość. „Wujku, dość, on nie jest drwalem!” – wybuchnęłam. Wszyscy się zaśmiali, ale Wojtek wyglądał, jakby już myślał o ucieczce.
Dzieci moich sióstr dodały chaosu. Biegały po domu, krzyczały, przewróciły wazon z kwiatami. Jeden z nich, syn Weroniki, podszedł do Wojtka i zapytał: „A ty będziesz naszym nowym tatusiem?” Omal nie zakrztusiłam się kompotem. Wojtek, na jego szczęście, nie stracił rezonu: „Na razie jestem po prostu Wojtek, ale mogę zostać twoim kumplem”. Chłopiec kiwnął głową i pobiegł dalej, a ja w duchu biłam Wojtkowi brawo za opanowanie.
Najgorsze było jednak wspominanie mojej przeszłości. Kinga, niby od niechcenia, przywołała mojego byłego męża: „Tamten był starszy, na dobrym stanowisku, a ty teraz w młodych poszłaś?” Poczułam, jak płoną mi policzki. Wojtek udawał, iż nie słyszy, ale wiedziałam, iż go to uraziło. Mama, próbując rozładować atmosferę, zaczęła opowiadać, jak w młodości piekłam baby, ale to tylko pogorszyło sprawę. Siostry i wujek Marek na wyścigi przypominali moje dawne romanse, szkolne wybryki, a choćby ten raz, gdy przypadkiem podpaliłam firankę podczas ubiegłorocznych świąt. Wojtek słuchał, uśmiechał się, ale widziałam, iż czuje się obco.
Pod wieczór byłam już na granicy wytrzymałości. Chciałam złapać Wojtka i wyjechać do domu. Ale on, jakby wyczuwając mój nastrój, szepnął: „Wszystko gra, daję radę. Twoja rodzina jest… pełna życia”. Wtedy zrozumiałam, iż stara się dla mnie. To dodało mi sił. Gdy wszyscy zasiedli do kolejnego toastu, odważyłam się zabrać głos. „Dziękuję, iż wszyscy tu jesteście – powiedziałam. – Ale chcę, żebyście wiedzieli: Wojtek jest dla mnie istotny i jestem szczęśliwa, iż jest ze mną. Więc może po prostu świętujmy Wielkanoc, bez przesłuchań, co?” Mama skinęła, siostry zamilkły, a wujek Marek uniósł kieliszek: „Za rozsądną kobietę!”
Pod koniec wieczoru atmosfera stała się cieplejsza. choćby zatańczyliśmy z Wojtkiem przy starych piosenkach, które puściła Beata. Złapałam się na tym, iż mimo całego tego cyrku, doceniam tę chwilę z bliskimi. Tak, potrafią być nieznośni, ale to moja rodzina. A Wojtek… przeszedł tę próbę z klasą. Gdy wsiedliśmy do auta, by wracać do domu, odwrócił się do mnie i powiedział: „Wiesz, twoja mama ma rację. Jesteś dziewczyną, której nie wolno zawieść”. Roześmialiśmy się, i zrozumiałam, iż ten szalony dzień zbliżył nas do siebie.
Teraz myślę, iż następnym razem przyjedziemy do mamy tylko na herbatę, bez całego tego tłumu. Albo przynajmniej poproszę siostry, żeby darowały sobie żarty. Ale jedno wiem na pewno: Wojtek jest wart wszystkich tych rodzinnych spotkań.
Prawdziwa miłość nie boi się ani świątecznego zamieszania, ani ciekawskich spojrzeń. Czasem wystarczy jedna osoba, by choćby w największym chaosie poczuć się jak w domu.