Dziergać nie nauczyłam się ani w szkole podstawowej, ani później w średniej. Owszem, próbowałam, gdy podpatrywałam mamę robiącą nam ciepłe rękawiczki, a moje siostry uczyły się dziergać sweterki na drutach. Ja w ramach zajęć praktyczno-technicznych dostałam zadanie – prosty szalik. Tyle iż mój zamiast być równy, w każdym rzędzie miał coraz więcej oczek i robił się coraz szerszy. Do dziś nie wiem dlaczego. Mama cierpliwie pokazywała mi, jak robić, żeby nie przybywało oczek, ale to na kilka się zdało.
Minęło kilkanaście lat. Już jako mama dwóch córek zapragnęłam zrobić sweterek dla młodszej. Z pomocą mamy jakoś się udało, choć do najpiękniejszych na pewno nie należał. Czas mijał, a ja ciągle marzyłam, by naprawdę nauczyć się dziergać. Aż któregoś dnia natknęłam się na gazetkę dziewiarską i według opisów zrobiłam swój pierwszy sweterek – wzorem warkoczowo-wachlarzowym, z akrylu, bo innych włóczek wtedy nie było. Gdy pojechałam do mamy, usłyszałam od niej słowa: „Jeszcze ludzie ze mnie będą”.
I tak to się zaczęło. Dziergałam dla siebie i dzieci. Były oczywiście przerwy – wiadomo, nie zawsze był czas, trzeba było pracować. W młodym wieku zostałam babcią, później po raz drugi, aż w końcu przeszłam na emeryturę. Jak to babcia, zrobiłam czapkę młodszemu wnuczkowi, ale nie byłam zadowolona z akrylu. Zaczęłam więc szukać w internecie i dowiedziałam się, iż najlepiej dziergać z naturalnych włókien – miękkiej, niegryzącej wełny merino i podobnych.
W ten sposób trafiłam do sklepu e-dziewiarka, gdzie spotkałam się z ogromną życzliwością. Panie zawsze służyły radą, gdy nie wiedziałam, co i jak wybrać – i do dziś mogę na nie liczyć, gdy mam wątpliwości. Bardzo lubię też soboty: nikt mi wtedy nie przeszkadza, bo mąż wie, iż to mój czas z e-dziewiarką.
I tak sobie spokojnie dziergam. Trochę przeszkadzają mi w tym częste infekcje, ale nie jest najgorzej.
Dziękuję całemu zespołowi e-dziewiarki – za wszystko i za to, iż jesteście.
{nomultithumb}