BARCELONA – 3 dniowy City Break; wyprawa: maj 2024
BARCELONA – co to za miejsce?
Barcelona to drugie co do wielkości miasto Hiszpanii zamieszkałe przez ponad 1.600.000 ludzi. To sam centralnym okręg administracyjny. Generalnie całą metropolię zamieszkuje około 5.000.000 ludzi. Miasto jest stolicą prowincji i jednocześnie wspólnoty autonomicznej Katalonii. Barcelona została założona jako rzymskie miasto w starożytności, zaś w średniowieczu stała się stolicą Hrabstwa Barcelony i Marchii Hiszpańskiej. Stolica Katalonii jest bardzo chętnie odwiedzana przez turystów z uwagi nie tylko na położenie nad Morzem Śródziemnym, ale również dla wspaniałej modernistycznej architektury Gaudiego oraz pięknych kościołów. Ponadto jest to miasto tętniące życiem młodych ludzi przemieszczających się od restauracji do restauracji klimatycznymi uliczkami, szczególnie wieczorami, kiedy dość skromne oświetlenie buduje nieco tajemniczą atmosferę.
BARCELONA – 3 dniowy City Break; WRAŻENIA
Czy Barcelona zrobiła na nas większe wrażenia? Cóż, chyba niestety nie. Nie jest to oczywiście spowodowane tym, iż miasto nie jest fajne, ale chyba tym, iż jesteśmy zdecydowanie bardziej zakręceni na punkcie natury i cudów jakie pokazuje nam w różnych częściach świata. Nie mniej jednak nie żałujemy, iż odwiedziliśmy to miasto. Mając wolny przedłużony weekend warto tu przylecieć i poczuć kataloński klimat. To co na nas zrobiło jednak wrażenie to wyjazd poza Barcelonę na Montserrat, gdzie znajduje się Opactwo Matki Bożej, Klasztor Benedyktynów i Sanktuarium Czarnej Madonny. To najświętsze miejsce Katalończyków wbudowane jest w skalne wzgórza Montserrat. Oprócz tego znajdują się tu fajne ścieżki trekkingowe, z których rozciągają się wspaniałe widoki. Oprócz tego sama Barcelona sprzedaje się nietuzinkową architekturą Gaudiego. To również miejsca, które warto zobaczyć. Są oczywiście kościoły, z których wyróżnia się wielka Segrada Familia. Czy robi wrażenie? Z pewnością tak, ale nie jako miejsce święte, ale jako wielki architektoniczny moloch, zaprojektowany oczywiście przez Gaudiego. No dobrze, ruszajmy na miejski szlak Barcelony.
BARCELONA – 3 dniowy City Break; ZWIEDZANIE
Zanim rozpoczniemy nasz rajd po mieście dobrze byłoby przedstawić kilka wskazówek organizacyjnych. Tzn. jak się sprawnie poruszać. Czy samochodem, czy komunikacją, jak dojechać do Montserrat itd. Zwiedzając miasta oczywiście w pierwszej kolejności należy brać pod uwagę komunikację miejską jako podstawową formę przemieszczania. Nie inaczej jest w przypadku Barcelony. Miasto bardzo dobrze skomunikowane jest liniami metra, którym spokojnie dojedziemy z lotniska do centrum stolicy Katalonii. Oprócz metra mamy do dyspozycji jeszcze tramwaje i autobusy. Aby swobodnie poruszać się komunikacją dobrze jest zakupić kartę T-casual, która uprawnia do 10 przejazdów w 6 strefach Barcelony.
Oczywiście im więcej stref, tym drożej zapłacimy za bilet, dlatego warto zorientować się w której strefie leżą nasze zaplanowane cele. Generalnie te podstawowe i zarazem najważniejsze atrakcje turystyczne znajdują się w Strefie 1, dlatego kupujemy najtańszą kartę jednostrefową w kwocie 12,15 euro. Pasażerowie mają tutaj do wykorzystania czas 75 minut między pierwszym, a ostatnim skasowaniem przy zmianie linii lub środka transportu. Ważne jest to, iż ta karta nie obowiązuje na stacjach metra na lotnisku Aeroport T1 i Aeroport T2 na linii L9 Sud. Pytanie więc jak dostać się do centrum jeżeli ta karta nie obsługuje podanych linii. Mianowicie z lotniska odjeżdża również pociąg linii R2N. Na Google Mapach bezproblemowo ją znajdziemy wraz z początkowym przystankiem przy lotnisku. Na stacji znajduje się automat, gdzie wszyscy kupują bilety, również nasze T-casual. Zakup biletu w automacie jest dość intuicyjny, ale jeżeli będzie ktoś miał problem przy automatach krąży miła pani z obsługi i zawsze pomoże.
Najważniejsze jest to, jaką kartę (bilet) należy kupić. W naszym przypadku powtarzamy, iż jest to T-casual. Warto wspomnieć, iż czas 75 minut liczony jest w różnych środkach komunikacji, ale zawsze w jednym kierunku oddalającym się od miejsca pierwszego wsiadania. Kiedy system spostrzeże, iż kierujemy się z powrotem z karty ucieka nam kolejny przejazd. Można by zadać sobie pytanie jaki jest klucz… , hm, tego niestety nie wiemy, ale wiemy iż jedna karta wystarczyła nam na przejazdy podczas naszego pobytu, jednak z wyłączeniem jednego dnia, kiedy wyjechaliśmy na Montserrat. Tu obowiązują inne zasady zależnie od tego, czy wykupimy w Biurze Turystycznym bilet wejściowy do klasztoru z pociągiem i kolejką jako kombi, czy nie. Wytłumaczymy to podczas opisu tej wycieczki. No dobrze, mamy już kupione karty T-CASUAL, więc suniemy do centrum i do naszej kwatery. Warto jeszcze wspomnieć, iż jeżeli ściągniemy sobie aplikację TMB, a nasz telefon ma funkcjonalność połączeń NFC to po zbliżeniu telefonu do biletu możemy sprawdzić ilość przejazdów jaka nam pozostała do wykorzystania. Wszystko co najważniejsze w komunikacji na wspomnianą kartę opisane jest w serwisie TMB.
Taaak, to zaczynamy zwiedzanie. Do Barcelony przylecieliśmy wieczorem, więc tego dnia zbyt dużo nie odwiedziliśmy. Odbyliśmy tylko wieczorny luźny spacer odwiedzając dwie knajpki, z których w jednej zjedliśmy całkiem dobrą, meksykańską kolację. Na drugi dzień ruszyliśmy na poważnie w miasto.
Dzień 1 (czwartek).
W pierwszej kolejności jedziemy na Plac Catalonya, gdzie znajduje się Biuro Informacji Turystycznej, w którym odbieramy zakupione online bilety na Montserrat. Tam będziemy jutro. Mając to z głowy rozpoczynamy wędrówkę po mieście. Przy Placu Katalońskim rozpoczyna się znana w Barcelonie Ulica – deptak La Rambla, którą ruszyliśmy podbijać stolicę Katalonii. Oczywiście po 2 minutach zatrzymały nas budki z pamiątkami. No jak tu dzwonka nie kupić, przecież to nasze potwierdzenie, iż tu właśnie byliśmy. Ale ok, idziemy dalej. Po prawej stronie mijamy Kościół Mare de Déu de Betlem, na moment wchodzimy, aby zerknąć na architekturę. Kościół zwraca sobą uwagę ze względu na barokową fasadę, która ma zakrzywiony front i jest obramowana kolumnami Salomona. Są one ozdobione pięknymi rzeźbami św. Ignacego Loyoli i szlachcica i świętego jezuity, Francisco Borji.
Nad drzwiami kościoła znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca scenę Narodzenia. Wychodzimy i idąc dalej La Rambla dochodzimy do kolumny Kolumba. W środku znajduje się mała winda, którą można wyjechać za 6 EURO na szczyt konstrukcji i zerknąć na Barcelonę z góry. Wcześniej jednak od deptaku odchodzą w lewą stronę wąskie uliczki wtapiające się w najciekawszą część miasta do Barri Gòtic. Położona jest w samym sercu barcelońskiej dzielnicy Ciutat Vella. Dzielnica Gotycka rozciąga się od La Rambla do Via Laietana, z wybrzeżem Morza Śródziemnego po jednej stronie i Ronda de Sant Pere po drugiej.
Chociaż dzielnica zawiera pozostałości rzymskich murów Barcelony i kilka średniowiecznych zabytków, większość jej obecnego wyglądu pochodzi z prac konserwatorskich przeprowadzonych pod koniec XIX i na początku XX wieku. Tu można się zatrzymać na małą kawkę, po czym udać się do Katedry Św. Eulalii. Piękny kościół. Co charakterystyczne, na wirydarzu, czyli małym kościelnym ogrodzie biegają gęsi. Dlaczego? Otóż Św. Eulalia, patronka świątyni była gęsiarką. Zmarła w 304 roku mając zaledwie 13 lat, dlatego po wspomnianym ogrodzie biega 13 gęsi.
Wejście do katedry na modlitwę jest bezpłatne jednak, żeby zobaczyć wszystkie jej zakamarki należy wykupić bilet w cenie 14 euro. Z całą pewnością warto, bo świątynia naprawdę robi wrażenie. Wnętrze katedry zachwyca jasnością i przestronnością. Pochwalić się może blisko trzydziestoma kapliczkami rozmieszczonych w bocznych nawach i za ołtarzem. Pod ołtarzem zaś mieści się nagrobek patronki, czyli św. Eulalii. Po wyjściu z katedry kierujemy się uliczkami do znajdującego się marmurowego mostu łączącego budynki El Pont del Bisbe.
Ten neogotycki most zbudowany w latach dwudziestych XX wieku, zaprojektowany został przez katalońskiego architekta Joana Rubió i Bellvera. Pomimo tego, iż jest nowoczesnym dziełem, most zawiera w sobie styl gotyku płomienistego, wraz z sklepieniami krzyżowo-żebrowymi i kamiennymi maswerkami. Po minięciu mostu zreflektowaliśmy się, iż katedrę św. Eulalii bardzo ładnie widać z restauracji hotelowej hotelu Colón. Zrobiliśmy więc w tył zwrot i ruszyliśmy do hotelu. Restauracja otwiera się dopiero po 14:00, więc kiedy dotarliśmy było jeszcze trochę za wcześnie, ale wiedzieliśmy, iż tu trzeba przyjść w drodze powrotnej z dzisiejszego trekkingu.
Po zwiedzeniu katery w planie mieliśmy spacer po Parc de la Ciutadella. To kolejny podstawowy punkt programu zwiedzania Barcelony. Park ten jest jednym z najpiękniejszych, jeżeli nie najpiękniejszy w całej Barcelonie. Rozciąga się on pomiędzy Starym Miastem, a Vila Olimpia, na wschód od Marcat del Born, a po przeciwnej stronie Passeing de Picasso (tam znajdują się dwie bramy). Jedna z nich to wspaniały Arc de Triomf, czyli Łuk Triumfalny. To kolejny element tutejszej architektury, który trzeba zobaczyć. Samo miejsce odwiedzane jest przez nie tylko turystów, ale i młodzież. Jest tu zawsze ktoś, kto gra i śpiewa na ulicy budując fajny klimacik. Ok, ale przecież wchodzimy do parku.
Panuje tu niesamowity spokój. Za wyjątkiem jednego miejsca, którym jest glorieta Plaça de Sonia Rescalvo Zafra, pod którą znajduje się turkusowy staw i niestety nieczynny z powodu oszczędności wody w czasie suszy wodospad. Piękne miejsce. W górnej jej części spotykamy śpiewaków operowych, którzy urozmaicają muzycznie spacer turystom. Spacerując po parku mijamy dział zoologiczny Museu de Ciensies Naturals de Barcelona mieszczące się w Zamku Trzech Smoków. Tu wejście odpłatne. Zaraz za nim znajdują się oranżerie Hivernacle.
To obiekt zamknięty, chyba z uwagi na jego trochę opłakany stan. Kolejny obiekt to Museum de Ciencies Naturals, gdzie można zobaczyć liczne zbiory geologiczne. Są tam skały, minerały, skamieniałości z terenu Katalonii i innych części Hiszpanii. Część wystawiona znajduje się również na zewnątrz przed budynkiem. Spacerując dalej zauważamy, iż znajduje się tu również Parlament Katalonii widoczny na mapie praktycznie w centralnej części parku. Nie wiemy, ile czasu spędziliśmy na terenie parku. Spacerując nie liczyliśmy uciekających minut. Znajdując się przy jeziorze, po którym można popływać łódką spostrzegliśmy, iż trochę chyba zbyt długo tu zbawiliśmy, a mieliśmy jeszcze trochę dziś do zobaczenia. Ruszyliśmy więc szybszym krokiem w kierunku plaży i charakterystycznego dla Barcelony budynku w kształcie płetwy rekina, w którym znajduje się 5 gwiazdkowy Hotel W.
Nie ukrywamy, chcieliśmy sobie usiąść przy kawce nad brzegiem morza i może jeszcze coś przekąsić. I tak się też stało. Doszliśmy do plaży Sant Miquel, gdzie udało nam się znaleźć wolny stolik w plażowej kawiarence. Oj, fajnie po takim dłuższym miejskim trekkingu w końcu usiąść i na dodatek w takim miejscu z widokiem na morze. Kontemplowaliśmy przy kawce widok na morze i plaże przez około 40 minut. W końcu zdecydowaliśmy się ruszyć haha. Kierunek kolejka linowa widokowa. Tuż obok plaży znajduje się portowa stacja kolejki linowej, którą można przefrunąć nad portową częścią Barcelony i wysiąść w Parku Montjuïc.
Znajduje się tu bardzo ładny punkt widokowy Miramar, jeżeli komuś było mało widoku z wagonika kolejki linowej haha. Stąd przeszliśmy do drugiej kolejki linowej, która sprawnie wywozi turystów do stóp Zamku Montjuïc. Udało nam się złapać ostatni wagonik do góry. Droga powrotna to już spacerek z góry do dolnej stacji kolejki. Spacerek oczywiście z obejściem murów fortecy, która podobnie jak kolejka zamykała swoje bramy. Nie specjalnie nas to zmartwiło, ponieważ czytaliśmy, iż wnętrze fortecy nie oferuje nic specjalnego, a same widoki z murów są podobne do tych, które mamy ze ścieżki pod murami,
którą wędrowaliśmy obchodząc zamek. Miejsce fajne, ale sam widok z góry nie zachwyca, ponieważ ukazuje nam się tutaj przemysłowa część portu Barcelony. Możemy zobaczyć tu jak przemieszczają się kontenery u naszych stóp haha. Spacer po parku to już nie to, co po Parc de la Ciutadella. Ale przejażdżka kolejką z plaży do Montjuïc godna polecenia. Na wieczorną część dnia mieliśmy zaplanowane Magiczne Fontanny Font Màgica de Montjuïc, te niestety decyzją władz miasta z uwagi na suszę były wyłączone. Szkoda, pozostało nam wsiąść do metra znajdującego się dokładnie pod dolną stacją kolejki na wzgórze Montjuïc i udać się do centrum na zasłużoną kolację.
Dziś była pizza, a dla podkreślenia katalońskiego klimatu pyszna sangria. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć ile zrobiliśmy kilometrów. Nie mało i czuliśmy to w nogach, ale warto było. około godziny 23:00 wróciliśmy już do naszej kwatery w akademickiej dzielnicy Barcelony. Następny dzień to Montserrat, więc trzeba było wstać wcześnie, by zdążyć na pociąg.
Dzień 2 (piątek).
Drugi dzień postanowiliśmy poświęcić w całości na wizytę w Montserrat. Jak dla nas to największa atrakcja wizyty w Barcelonie, mimo, iż zlokalizowana jest około 35…40 kilometrów od stolicy Katalonii. Z uwagi na fakt, iż ów masyw górski wraz z klasztorem jest bardzo dobrze skomunikowany z Barceloną postanowiliśmy wybrać się tam pociągiem. Na wstępie jednak trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie cóż to jest ten Montserrat. Z naturalnego punktu widzenia jest to bardzo charakterystyczny z uwagi na postrzępione i zarazem malownicze kształty masyw górski, którego grzbiet rozciąga się na długości około 10km. Masyw objęty jest Parkiem Serra de Montserrat.
Z zabytkowo-architektonicznego oraz duchowego punktu widzenia wzgórze Montserrat może pochwalić się nie tylko wspaniałym męskim klasztorem Benedyktynów, ale również niesamowitą historią Sanktuarium Matki Bożej w Montserrat. Według legendy ok. 50 roku n.e. przybył do Montserrat św. Piotr i w grocie-pustelni pozostawił drewnianą figurę Matki Bożej z Dzieciątkiem, wyrzeźbioną przez św. Łukasza. Grota i góra zostały wcześniej przygotowane na miejsce spoczynku figury przez anioły używające złotej piły. To w wyniku ich działalności góra miała uzyskać obecny kształt (jej nazwa „Montserrat” znaczy „przepiłowana góra”). Podczas najazdu muzułmańskich Maurów na Półwysep Iberyjski na początku VIII w. figura zaginęła, ale w 880 została cudownie odnaleziona w Świętej Grocie (Santa Cova), a jej odnalezieniu towarzyszyło wiele cudów, wizje i niebiańska muzyka.
W miejscu jej odnalezienia zbudowano kaplicę. W 976 benedyktyni wybudowali na górze klasztor, a słynna z cudów figura stała się celem pielgrzymek znanym w Katalonii i całej Hiszpanii. Klasztor gwałtownie stał się jednym z najważniejszych centrów pielgrzymkowych średniowiecznej Hiszpanii. Miał własną flagę i cieszył się niezależnością. Aktualnie jest to drugi co do ważności, zaraz po Santiago de Compostela ośrodek pielgrzymkowy w Hiszpanii oraz ośrodek patriotyzmu i nacjonalizmu katalońskiego. w tej chwili kompleks jest wciąż czynnym klasztorem benedyktyńskim i najważniejszym ośrodkiem religijnym w Katalonii, której patronką jest właśnie Matka Boska z Montserrat.
Już w XIX wieku stał się miejscem przechowywania dorobku kultury katalońskiej. W 1920 w gmachu bazyliki powstało muzeum (Museo de Montserrat). w tej chwili muzeum posiada obrazy wielu znanych hiszpańskich malarzy, takich jak El Greco, Pablo Picasso, Dalí, a także zagranicznych jak Caravaggio, Tiepolo, Degas, Monet. Od 1223 roku działa tu jako pierwszy, założony w Europie 50-cio osobowy Chór Chłopięcy Escolania de Montserrat, na którego koncert można wykupić bilety podczas zwiedzania klasztoru. Zaczerniałą od palenia przez setki lat świec figurę Matki Boskiej można obejrzeć w niszy nad ołtarzem głównym bazyliki.
Na górze przy klasztorze funkcjonują dwie górskie kolejki linowo-torowe. Jedna krótka sprowadza w dół do groty znalezienia posążku Czarnej Madonny, druga prowadzi do pustelni Sant Joan, skąd w 15 minut można dojść na szczyt i kaplicy Sant Joan, gdzie roztacza się wspaniały widok. I tu przechodzimy do trekkingowego spojrzenia na Montserrat. Tak, tak – Montserrat to nie tylko najważniejsze duchowo-religijne miejsce w Katalonii, to również świetne miejsce na górską wędrówkę bogatą w piękne krajobrazy roztaczające się na niezwykłe wzgórza tego masywu. Świetny szlak prowadzi na najwyższy szczyt masywu – Sant Jeroni.
To trasa o długości około 8 km, która zabiera z postojami, a tych tu będzie sporo z uwagi na piękne widoki około 4 godzin. Początek trasy to górna stacja kolejki Sant Joan – koniec to dolna stacja tej samej kolejki przy klasztorze. I teraz każdy kto tu przyjeżdża jest w rozterce, ponieważ bardzo ciężko jest zobaczyć wszystko co oferuje klasztor wraz z sanktuarium oraz odbyć trekking na Sant Jeroni w jeden dzień. Tym bardziej, iż w drugą stronę też mamy szlak do pięknego punktu widokowego na klasztor. I teraz co tu wybrać. My wybraliśmy wszystko oprócz trekkingu na szczyt, bo ten zabrałby nam zbyt dużo czasu, choć pewnie byłoby pięknie.
Wybierając się do Montserrat musimy się określić jak wyjechać na wzgórze z klasztorem. Są dwa sposoby – jeden to górska kolejka linowa ze stacji kolejowej Aeri, drugi to kolejka zębata ze stacji kolejowej Monistrol de Montserrat. Kiedy już wyjedziemy na górę warto podejść do bazyliki i zorientować się kiedy można wejść do środka. Co pewien czas realizowane są tam modlitwy i wtedy wrota sanktuarium zamykają się. Być może uda się wejść od razu, więc wtedy to najważniejsze miejsce mamy zwiedzone. Na górze znajduje się duża restauracja wraz z bufetem dla głodomorów. Do restauracji można zakupić tylko specjalny voucher, który upoważnia do korzystania z baru w formie all inclusive.
To bardzo fajna opcja, bo można się dobrze i smacznie najeść oraz zdegustować winka lub piwka. Voucher kupowany indywidualnie w kasie restauracji nie jest najtańszy, dlatego warto zakupić na wyjazd na Montserrat tzw. voucher TOT. TUTAJ możecie przeczytać dokładnie o co chodzi. Najważniejsze jest to, iż voucher ten zawiera posiłek w tej restauracji, oprócz tego daje wstęp na obie, wspomniane wcześniej kolejki przy klasztorze, wyjazd i powrót kolejką linową z Aeri lub torową z Monistrol de Montserrat, zwiedzanie bazyliki (nie trzeba stać w kolejce mając ten bilecik) no i przejazd pociągiem z Placu Katalonia w Barcelonie wraz z wybraną linią metra do Placu Katalonia. Pociągi do Montserrat kursują co godzinę, ale warto to sprawdzić, bo w kolejnych latach może się to zmieniać. Łatwo znaleźć tą linię na mapach Google, więc i tam znajdziemy rozkład jazdy.
Myśmy z tego skorzystali i nie żałowaliśmy. No dobrze, kiedy wyjechaliśmy na górę pierwsze kroki skierowaliśmy do informacji turystycznej, w której była taka kolejka, iż podziękowaliśmy. Ruszyliśmy więc do bazyliki. Tam, hm, modlitwa i nie można wejść. Z uwagi na fakt, iż z Barcelony do stacji Aeri gdzie przesiadaliśmy się na kolejkę linową jechaliśmy prawie półtorej godziny to pod klasztorem byliśmy już prawie w południe. Widząc, iż bazylika będzie otwarta za około godzinę obeszliśmy centralną część Montserrat podziwiając jednocześnie piękne krajobrazy roztaczające się ze znajdujących się przy restauracji punktów widokowych, by w końcu usiąść w tej właśnie restauracji i posilić się podawanymi tu specjałami.
Po lunchu podeszliśmy do bazyliki, była już otwarta. Najfajniejsze było to, iż nie musieliśmy czekać w kolejce z naszym voucherem. Bazylika bardzo ładna, bezwzględnie do odwiedzenia wraz z Sanktuarium Matki Boskiej. Po opuszczeniu świątyni ruszyliśmy kolejkami. Najpierw w dół – to krótka torowa kolejeczka i tam spacerek do groty, następnie powrót i drugą kolejką na Sant Joan. U góry mamy już to, co lubimy najlepiej – wspaniały trekking obfitujący w piękne widoki na masyw górski. Niestety było już późno, aby wybrać się na szczyt Sant Jeroni.
Udaliśmy się więc do kaplicy Sant Joan, gdzie dalej ciężko było już iść. Za kaplicą szlak wpija się w koryta skalne z barierkami i dalej podejście przy asekuracji przywiązanej między drzewami liny. Nikt tędy nie szedł, szlak też widać mało uczęszczany, więc nie pchaliśmy się wyżej. Akcja powrót. Kiedy dotarliśmy z powrotem do górnej stacji kolejki Sant Joan postanowiliśmy przejść przynajmniej kawałek szlakiem czerwonym prowadzącym właśnie na Sant Jeroni. Musimy stwierdzić, iż bardzo żałowaliśmy, iż brakło nam czasu. Oczywiście na siłę można było iść, przecież dzień długi, ale z pewnością nie zdążylibyśmy na ostatni kurs naszej kolejki linowej.
Później pociągi do Barcelony też rzadziej jeżdżą. Stąd też jeżeli ktoś chce wybrać się na najwyższy szczyt masywu powinien zabookować sobie nocleg na Montserrat, jest to jak najbardziej możliwe. Wtedy jeden dzień zwiedzamy obiekty klasztorne i pobliskie szlaki, a na drugi wychodzimy rano na Sant Jeroni i bez stresowo wracamy pod klasztor, skąd zjeżdżamy zębatką do stacji kolejowej Monistrol de Montserrat. Kiedy zjechaliśmy kolejką z powrotem pod klasztor pobiegliśmy pod górę jak dwie strzały, by zdążyć przed widoczną na bliskim horyzoncie zbliżającą się burzą do punktu widokowego Creu de Sant Miquel.
Z tego punktu chyba najładniej widać cały kościelny kompleks na tle charakterystycznych skał. To również miejsce konieczne do odwiedzenia. Można tu dotrzeć również szlakiem okrężnym z górnej stacji kolejki Sant Joan. Dla nas był to już ostatni punkt programu. Nie ukrywamy, iż spóźniliśmy się na wcześniejszy pociąg o “dostaliśmy godzinę w plecy”. Ta godzina może nie dałaby możliwości dojścia do najwyższego szczytu masywu, ale z pewnością moglibyśmy dojść tym szlakiem na dalsze fantastyczne punkty widokowe. Cóż pozostało nam już tylko zjechać kolejką na dół, dalej w pociąg i do centrum Barcelony, gdzie udaliśmy się do smaczną kolację w regionalnym stylu.
Dzień 3 (sobota).
W trzecim dniu mieliśmy już dokładnie skrojony plan z uwagi na zarezerwowane zwiedzanie poszczególnych atrakcji turystycznych. Na pierwszy ogień ustawiliśmy sobie CASA BATLLO – to niepowtarzalne, architektoniczne arcydzieło Gaudiego. Wykupiliśmy sobie bilety online już na 9:15. Ważne: do odwiedzenia tego miejsca naprawdę warto wykupić bilety online na konkretną godzinę. Tu jest organizacja i nie można sobie od tak wejść o dowolnej porze, ponieważ po prostu byłoby zbyt tłoczno. Rezerwację połączoną z zakupem biletów warto zrobić już na 2 tygodnie wcześniej.
Kilka słów o tym miejscu. Casa Batlló znajduje się przy Paseo de Gracia 43 – ulicy, która w przeszłości łączyła miasto z Villa de Gracia, będącą w tej chwili integralną częścią miasta. To budynek, w którym nie ma kątów prostych. Wszędzie ściany i rogi są zaokrąglone. Na dodatek śliczne wykończenie glazurą, płytkami wprawia nas w ogromny zachwyt. w tej chwili Casa Batlló jest obiektem światowego dziedzictwa UNESCO i ikoną Barcelony, obowiązkowym punktem zwiedzania dla tych, którzy chcą odkryć dzieła Gaudiego i modernizm w najlepszym wydaniu. Jest to również jedna z najwyżej ocenianych atrakcji kulturalnych i turystycznych, którą co roku odwiedza milion gości. Więcej o historii jak również rezerwacji i zakupie biletów możecie dowiedzieć się TUTAJ.
Po zakończeniu zwiedzania Casa Batllo obraliśmy kierunek na kolejny obowiązkowy punkt programu zwiedzania Barcelony, czyli do Parku Guel. Tu również mieliśmy wykupione wejście na godzinę 12:30. Wiemy, wiemy, trochę późno po zwiedzeniu Casa Batllo, na które trzeba poświęcić już minimum godzinę. Mamy więc około 2 godzin do przejścia do Parku, które oczywiście wykorzystujemy zatrzymując się przy kolejnych dziełach Gaudiego. Pierwsze to Casa Mila, kolejne to Casa Comalat i jeszcze jedno urokliwe Casa Vicens.
Oczywiście tu już nie wchodziliśmy na zwiedzanie, bo w końcu nigdy nie dotarlibyśmy do Parku, więc po prostu oglądaliśmy te budynki jedynie z zewnątrz. Spacer z Casa Batllo do Parku Guel to około 3 km, więc nie mało, dlatego nie mogliśmy sobie pozwolić na zwiedzanie kolejnych dzieł Gaudiego od wewnątrz. Jednak Casa Batllo to najbardziej reprezentacyjny obiekt, po którym inne są już tylko takie same i nieco mniej atrakcyjne, jeżeli można użyć takiego sformułowania. Do Parku Guel dotarliśmy o wyznaczonym w rezerwacji czasie.
Weszliśmy jednym z bocznych wejść, gdzie obsługa sprawdziła bilety i poinformowała o godzinach otwarcia parku. A tak w ogóle to, co to jest ten Park Guel. Otóż jest to publiczny park w Barcelonie, zaprojektowany przez słynnego wspomnianego już architekta Antoniego Gaudiego. Położony na wzgórzu Karmel, znany jest ze swojego projektu architektonicznego i krajobrazowego, a także kolorowych mozaik i posągów. Jest popularną atrakcją turystyczną i obiektem światowego dziedzictwa UNESCO. W parku możemy zwiedzać jego ogrody, tarasy i budynki oraz podziwiać widoki na miasto. Park Güell ma w sumie 9 wejść, ale tylko 5 jest otwartych dla publiczności.
Oto 3 główne wejścia, dzięki którym łatwo wejść do parku: Wejście Carmel Road jest drugim po głównym wejściem do parku z uwagi na bliskość parkingów. Wejście od Santuari de Sant Josep de la Muntanya Avenue, którym sami wchodziliśmy. Tu musimy ostrzec, iż zanim dotrzemy do bramy parku musimy pokonać dość spore podejście. Są tu schody ruchome, ale nie zawsze działają. A na co zwrócić uwagę w Parku? Oj jest tego trochę. Poniżej wszystko punktujemy:
-
Schody Smoka: imponujące schody z ceramicznym smokiem przy wejściu. Ten ikoniczny smok jest jednym z najbardziej reprezentatywnych symboli Antoniego Gaudiego i Parku Güell.
-
· Ławki w kształcie serpentynu: Te kamienne ławki w kształcie serpentynu są ozdobione mozaikami i znajdują się na Plaça de la Natura. Są jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w parku i oferują spektakularne widoki na miasto.
-
· Hypostyle Hall: Ogromna przestrzeń pokryta kamiennym sufitem i 100 kolumnami, które wznoszą się na wysokość 6 metrów. Sala jest ozdobiona mozaikami i jest jedną z najbardziej spektakularnych budowli w parku.
-
· Plaça de la Natura: Duży plac położony w sercu parku, otoczony serpentynowymi ławkami i innymi modernistycznymi budynkami. Oferuje zapierające dech w piersiach widoki na miasto Barcelona.
-
· Trzy wiadukty: Te imponujące wiadukty łączą w swoim projekcie elementy modernistyczne i tradycyjne. Stąd można podziwiać panoramiczne widoki na park i miasto Barcelona.
-
· Pawilony Gatehouse: Dwa małe budynki położone przy wejściu do parku. Są ozdobione mozaikami i stanowią kolejny przykład modernistycznego stylu Gaudiego.
-
· Ogrody Austrii: Ogrody położone na szczycie parku, z których roztaczają się spektakularne widoki na Barcelonę.
-
· Casa Larrard: Dom położony przy wejściu do parku, który w tej chwili pełni funkcję szkoły publicznej.
-
· Pórtico de la Lavandera: Półkolista konstrukcja, która oddaje hołd praczkom tamtych czasów. Łuki są podparte kamiennymi kolumnami.
-
· Casa Museo Gaudí: Dom zaprojektowany przez Gaudiego, który został przekształcony w muzeum, oferujące informacje o życiu i pracy architekta. Nie jest wliczone w opłatę za wstęp do parku.
-
· Casa Trias: Dom położony przy wejściu do parku, jeden z najbardziej wybitnych modernistycznych budynków w okolicy. Jest to jedyny zamieszkany prywatny dom w parku.
-
· Turó de les Tres Creus: punkt widokowy położony na szczycie parku, z którego roztacza się spektakularny widok na Barcelonę.
Ciekawe, czy uda Wam się wszystko odnaleźć haha. Wejście do parku jest odpłatne. Noo jaaak, we Włoszech…? Koszt jednego biletu wyniósł nas 10 EURO. Ale ceny się zmieniają, więc warto sprawdzić na bieżąco TUTAJ. Park Guel, to nasza druga konkretnie zaplanowana atrakcja turystyczna. Trzecia w tym dniu to oczywiście Segrada Familia. No jak? Być w Barcelonie i nie zwiedzieć tego gaudiowskiego cudu architektonicznego? To nie wypada. Z Parku do Segrady mamy około 2 km, czyli jakieś 30 minut drogi piechotą. Tu również należy wykupić wcześniej bilet. Najlepiej tak samo jak przy Casa Batllo z dwutygodniowym wyprzedzeniem.
Po drodze nie mieliśmy już nic zaplanowane do zobaczenia. Wykorzystaliśmy więc mały zapas czasowy na zatrzymanie się w knajpce na kawkę i ciacho. Kontrolując czas po degustacji ruszyliśmy do celu. Kiedy dotarliśmy zobaczyliśmy ten architektoniczny moloch z dźwigami na froncie i masą ludzi przed wejściem. Wrażenia? Budynek robi niesamowite wrażenie, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, pomimo, iż wbity jest między budynkami Barcelony. Po prostu architektoniczne cudo, jak na projekt z przełomu XVIII i XIX wieku, który cały czas jest realizowany. Segrada Familia to obiekt sakralny. Oceniając go pod tym kątem, to naszym subiektywnym zdaniem, niestety nie buduje on zbyt mocno klimatu wiary i kościoła.
Wnętrze obiektu jest oczywiście wspaniałe. Ogromne witraże, które przez wpadające przez nie słońce budują wspaniały odbiór miejsca. Po za tym sam ogrom budynku powala z nóg, jednak w żaden sposób nie odczuwamy tu klimatu duchowego. W obiekcie można by postawić stragany i robiłby on takie samo wrażenie swoim ogromem architektonicznym. Przepraszamy za tak może sprzeczną z innymi opinię, ale to nasze subiektywne odczucie, które w sumie nie należy odbierać negatywnie, ale jako… hm, no sami zobaczycie jak tu przebędziecie. Do Segrady również należy wykupić bilety ze sporym wyprzedzeniem, bezpiecznie na 2 tygodnie wcześniej. Fajnie jest ściągnąć sobie aplikację, która pomaga w zwiedzaniu.
Można to zrobić na Androida TUTAJ. A na IOS TUTAJ. Kiedy staniecie przed decyzja jaki bilet kupić, tj. czy z wyjazdem na wieżę, czy bez to zdecydowanie odradzamy wyjazd do góry. Tam mało co widać, oprócz toi toiki dla robotników zamocowanej na dachu obiektu. Dla porządku nadmieniamy, iż mamy do wyboru dwie wieże. Jedna to Nativity Facade gdzie znajduje się krótki mostek, z którego widać owe toi toiki. Mostek ten o długości około 5 m to jedyny punkt widokowy, z którego wchodzimy do drugiej wieży i schodzimy schodami w dół. Ot i cała “przyjemność”.
Tu byliśmy, więc informujemy, iż nie warto. Druga wieża Passion Facade jest chyba jeszcze skromniejsza we wrażenia. Tu nie byliśmy, więc nie informujemy, przeczytaliśmy tylko opinie nie zachęcające do wejścia. Wchodząc do Segrady musicie przygotować się na kontrolę bagażu tak, jak na lotnisku. Jest dokładnie tak samo, trzeba się rozpinać ze wszystkiego metalowego i przejść przez bramkę. Kiedy już wejdziecie to macie nieograniczony czas na zwiedzanie bazyliki.
Segrada Familia to nasz ostatni punkt programu na ten dzień. Po jej opuszczeniu udaliśmy się na całkiem dobrą trochę wcześniejszą kolację. Później spokojnym spacerkiem przeszliśmy na plac pod Katedrą św. Eulalii. Chcieliśmy wyjechać na wspomniany już wcześniej dach hotelu Colon, gdzie znajduje się restauracja, z której pięknie widać katedrę. Na taras dość trudno się dostać. Często ustawia się tu kolejka. W kolejce warto podpowiedzieć obsłudze w ile jesteśmy osób. jeżeli we dwie to jest większa szansa na stolik. Tak, tak na taras wchodzi się tylko jako gość restauracji.
Nie można sobie wyjechać windą do góry, przejść się tarasem i zjechać. Jednak będąc gościem restauracji możemy zapytać kelnera o coś, czego restauracja nie serwuje i wtedy spokojnie możemy bez kosztowo nacieszyć oko widokiem na katedrę i po czasie opuścić restaurację. I w taki właśnie sposób zwolniliśmy gwałtownie stolik dla innej pary czekającej na dole w kolejce haha. Na koniec dnia pozostał nam już przyjemny spacerek po dość mrocznie oświetlonych uliczkach Barri Gòtic. No dobrze, powiemy.
Oboje jesteśmy zwolennikami irlandzkich klimatów, dlatego postanowiliśmy zajrzeć do jednego Irish Pubu, który znajdował się na trasie naszego spacerku. Wiemy, wiemy, być w Barcelonie i odwiedzać pub irlandzki, hm, no jak to tak. Ale stało się, wskoczyliśmy do Irish Pub Temple Bar. Atmosfera super, ale piwko…? Hm, pozostawia wiele do życzenia. Rozczarowaliśmy się kiedy spróbowaliśmy Guinnessa. Miałem wrażenie dość mocno wodnistego, bez swojego charakteru. Natomiast Murphy to już totalna woda. Ech, kolejny raz potwierdziło się nam, iż dobre puby nie znajdują się w centralnych miejscach miast. Cóż piwko nie zbyt dobre, ale pub świetny.
Dzień czwarty był naszym wyjazdowym dniem, więc przeszliśmy się tylko słynną La Rambla do morza i wyjechaliśmy malutką windą na szczyt kolumny Columba. Przyjemność kosztuje 6 EURO i chyba warto. Bardzo ładnie widać całe miasto z góry. W ten sposób pożegnaliśmy się z Barceloną, chyba z mieszanymi uczuciami co do wrażeń. Nie zrozumcie nas negatywnie. Barcelona to kawał historii i robi wrażenie, jednak na nas nie zrobiła aż tak wielkiego, żeby do niej wracać.