Inne miejsce cumowania żaglowców, parada na zatoce Gdańskiej, więcej szantowych scen i rozszerzona strefa edukacyjna. Organizatorzy tegorocznej edycji zlotu Baltic Sail Gdańsk zapowiadają sporo nowości. Przede wszystkim jednak na Motławie zacumuje więcej jednostek, na których oczywiście będzie można popłynąć w rejs. Przedstawiamy największe gwiazdy imprezy.
Krzysztof Romański, 5.07.2023 r.
Tegoroczna edycja zlotu żaglowców Baltic Sail odbywa się w dniach 7-10 lipca. Jakie jednostki zobaczymy w Gdańsku?
Loth Loriën
To największy żaglowiec, który w tej edycji imprezy zacumuje na Motławie i jednocześnie ten, który musiał pokonać najdłuższy dystans, by przybyć do Polski. Pływająca pod banderą Niderlandów barkentyna Loth Loriën miała już okazję gościć na Baltic Sail w 2019 roku. Jednostka ma długą, ponadstuletnią historię sięgającą 1907 roku. Wówczas to w norweskim Bergen na wodę zszedł rybacki lugier Njord, który przez wiele lat wykorzystywano do połowu śledzi. W 1989 roku kupił go Holender Jaap van der Rest. Wielbiciel żaglowców i literatury fantasy, zmienił nazwę jednostki na Loth Loriën – w książkach J. R. Tolkiena oznaczającą krainę elfów (co ciekawe, we flocie tego armatora pływa jeszcze jeden żaglowiec, który nazywa się… J. R. Tolkien). Po remoncie statek wszedł do służby w 1992 roku, jako dwumasztowy lugier z luksusowym wnętrzem. Kolejna przebudowa miała miejsce w 2002 roku. W efekcie Loth Loriën stał się trzymasztowym szkunerem. Dzisiejszy takielunek żaglowiec zyskał w 2009 roku. Barkentyna w jednodniowy rejs może zabrać choćby 90 pasażerów. W przypadku dłuższych wypraw maksymalnie na pokładzie może ich być 36. Do dyspozycji gości pozostaje 9 kabin różnej wielkości. Długość całkowita stalowego statku wynosi 48 metrów.
Zobacz naszą relację z rejsu na Loth Loriën:
Joanna Saturna
Finlandię reprezentuje dobrze znana w Polsce Joanna Saturna. Statek mierzy 34 metry i ma zdecydowanie najstarszy rodowód ze wszystkich uczestników zlotu. Zbudowano go w 1903 roku w stoczni braci Van der Windt we Vlaardingen. Pod holenderską banderą, z numerem burtowym VL74, służył przez 24 lata jako lugier do połowy śledzi na Morzu Północnym.
W 1927 roku statek został sprzedany do Niemiec i przechrzczony na Marie. Na przebudowanej na frachtowiec jednostce zainstalowano pierwszy silnik pomocniczy. Nowym portem macierzystym został Hamburg. Po drugiej wojnie światowej, w 1955 roku Marię kupili Norwegowie i nadali jej kolejną nazwę: Ran. Pod koniec lat 70. statek z Haugesund przeszedł do Bergen i wykorzystywany był głównie do transportu piasku. W 1996 roku jednostka ponownie zmieniła imię – tym razem na Fjordsand. Gdy w 2000 roku jej ówczesny właściciel i skiper Einar Hernar przeszedł na emeryturę, na zakup zdecydował się Fin Mikko Karvonen z intencją przebudowy na żaglowiec. W 2003 roku, jeszcze w trakcie remontu, z okazji stulecia jednostki, nowy właściciel przywrócił jej pierwotną, historyczną nazwę Joanna Saturna. W 2005 statek rozpoczął nowe życie pod białymi żaglami. Od tego czasu jest stałym gościem bałtyckich imprez żaglowcowych. Portem macierzystym statku jest miejscowość o dźwięcznie brzmiącej nazwie Uusikaupunki.
Libava
Libava – stały uczestnik Baltic Sail – to największy żaglowiec Łotwy. Jest wierną repliką 17-wiecznej jednostki z floty księcia Jakuba Kettlera, regenta Kurlandii. Tego typu statki były wówczas popularne na królewskich dworach i wśród arystokracji jako jachty wypoczynkowe, potwierdzające wysoki status społeczny i bogactwo właściciela.
Projekt żaglowca powstał w oparciu o materiały muzealne, przede wszystkim rysunki holenderskich żaglowców, które zachowały się w zbiorach Muzeum Morskiego w St. Petersburgu oraz niemieckich książkach historycznych. Prace nad Libavą w rosyjskiej stoczni Varyag w Pietrozawodsku trwały dwa lata (2007-2008). Stosowano wyłącznie tradycyjne metody i materiały, takie jakie dostępne były trzy stulecia wcześniej. Całkowita długość jednostki to 17 metrów.
Zobacz nasz wideoreportaż z rejsu Libavą:
Generał Zaruski
Największym polskim żaglowcem na Baltic Sail 2023 jest Generał Zaruski. Ten przepiękny drewniany kecz gaflowy to flagowa jednostka miasta Gdańska. Zbudowany w 1939 roku w zakładzie szkutniczym w miejscowości Ekenas w Szwecji. Powstał na zamówienie Ligi Morskiej i Kolonialnej. Inicjatorem jego budowy był generał Mariusz Zaruski. Według założeń na bazie projektu jednostki powstać miało dalszych 9 bliźniaczych żaglowców, na których mogłaby szkolić się polska młodzież i harcerze. Te ambitne plany pokrzyżował wybuch wojny.
W 1946 roku jednostkę przeprowadzono na holu do Polski. Po wejściu do służby nadano jej imię Generał Zaruski. W 1950 roku nazwę zmieniono na Młoda Gwardia. Nazwisko słynnego generała wróciło na burtę dopiero 7 lat później. Statek był już wówczas pod kuratelą Ligi Obrony Kraju. W 1975 roku jako pierwszy polski żaglowiec dotarł do stacji badawczej na Hornsund na Spitsbergenie. W latach 80. odbywał rejsy z Bractwem Żelaznej Szekli – organizacją znaną z telewizyjnego programu Latający Holender. Na początku XXI wieku wskutek kłopotów finansowych i braku remontów jednostka straciła klasę Polskiego Rejestru Statków. Wycofana z eksploatacji, przez kilka miesięcy 2003 roku cumowała w porcie w Jastarni. Wydawało się, iż lepsze czasy nadejdą po przekazaniu jej pod opiekę fundacji Polskie Żagle. Statek został przetransportowany do stoczni remontowej we Władysławowie, jednak po 2 latach wycofał się główny sponsor prowadzonych prac – Poczta Polska – i roboty utknęły w martwym punkcie. Nad żaglowcem zebrały się ciemne chmury. Pomocną dłoń wyciągnął Gdańsk, który pod koniec 2008 roku kupił statek za 150 000 złotych. Po niemal 4-letnim remoncie w Gdańskiej Stoczni Remontowa, 30 października 2012 roku na zrewitalizowanej jednostce podniesiono banderę. Uroczystość miała miejsce przy gdańskim Targu Rybnym, a obecnością uświetnił ją ówczesny prezydent RP Bronisław Komorowski. Długość całkowita Genrała Zaruskiego to 29 metrów. Załoga może maksymalnie składać się z 25 osób. Armatorem jednostki jest Gdański Ośrodek Sportu, a dobrym duchem statku kapitan Jerzy Jaszczuk.
Bonawentura
Kolejna jednostka pod biało-czerwoną banderą to jedyny w Polsce kecz o rzadko spotykanym takielunku zwanym Va Marie – z żebrowym gaflem. Jednostkę zbudowano w 1948 roku w Stoczni Północnej w Gdańsku (działającej wówczas pod nazwą Stocznia nr 3). Powstała jako drewniany, dębowy kuter rybacki typu MIR-20A, zmodyfikowanej wersji popularnego przed wojną kutra MIR-20. Dokumentację, jeszcze w czasie okupacji, opracował zespół inżyniera Wojciecha Orszuloka, późniejszego konstruktora licznych statków i jachtów, m.in. szkunera Zew Morza. Kutrów z tej serii zbudowano 16. Do dziś zachował się tylko jeden.
Jednostka weszła do służby 17 czerwca 1948 roku pod nazwą Arka 16, z numerem burtowym GDY-137. Dołączyła do floty Przedsiębiorstwa Połowów Morskich i Handlu Zagranicznego „Arka”. Miała 19,5 metra długości całkowitej, czterocylindrowy silnik i ożaglowanie pomocnicze typu kecz, o łącznej powierzchni 84 metrów kwadratowych. Jej załoga składała się z 14 osób. Z przystani w Basenie Prezydenta w Gdyni jednostka ruszała na bałtyckie łowiska w poszukiwaniu dorsza i śledzia. W 1950 roku kuter przebazowano do Ustki (numer burtowy UST-54), a rok później trafił do Władysławowa (WŁA-59). W 1961 roku w tamtejszym porcie zderzył się z innym kutrem. Na szczęście obyło się bez ofiar i większych uszkodzeń. W 1967 roku zakończyła jego kariera rybacka, ale za wcześnie było jeszcze na emeryturę. Przebudowany na portowy holownik, pod nieoficjalną nazwą Władek, został stałym rezydentem Władysławowa. W 1970 roku skreślono go z rejestru aktywnych jednostek. Przez cztery lata stał bezczynnie, w oczekiwaniu na kasację. Uratował go zapał młodego kapitana Krzysztofa Bussolda, któremu zamarzył się żaglowiec. Kadłub Władka przetransportowano na barce do przystani Akademickiego Klubu Morskiego przy Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku. Tam zaczął się żmudny proces przebudowy, która rozciągnęła się na 20 lat! Wiosną 1994 roku, już jako doświadczony szyper, Krzysztof Bussold mógł stanąć za sterami imponującego 20-metrowego kecza sztakslowego, który nazwał Bonawentura. Jego pierwszym portem macierzystym została Gdynia, obecnym jest Gdańsk.
Antica
Ten żaglowiec także ma za sobą rybacką przeszłość. Jednostka powstała w 1953 roku w Ustce. Po zakończeniu kariery kutra, w 1980 roku kupił ją Jerzy Wąsowicz i własnym sumptem przebudował na jacht oceaniczny o długości całkowitej 16,2 metrów. W 1991 roku właściciel mógł rozpocząć realizację wielkiego marzenia – opłynięcia globu. Etapowy rejs dookoła świata rozciągnął się aż na 6 lat! W tym czasie Antica przemierzyła 60 840 mil morskich, odwiedzając 36 portów. Po powrocie do kraju w 1997 roku na kapitana posypały się laury: III Nagroda „Rejs Roku 1997” oraz nagroda „Conrada”.
Na kolejną oceaniczną wyprawę nie trzeba było długo czekać. W latach 1998-2000 statek opłynął Amerykę Południową i trawersował Przylądek Horn, za co armatora wyróżniono I Nagrodą „Rejs Roku 2000”, tytułem Żeglarza Roku 2000, nagrodą Bractwa Kaphornowców, kolejną Nagrodą „Conrada” oraz „Kolosem” podczas Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów. Trzecia znacząca eskapada kapitana Wąsowicza miała miejsce w latach 2003–2004. Jej trasa wiodła wokół północnego Atlantyku. W ostatnim czasie żaglowiec przeszedł gruntowny remont,
Bryza H
Po II wojnie światowej krajobraz polskiego wybrzeża, a zwłaszcza Zatoki Gdańskiej i Puckiej, usiany był wrakami statków i okrętów. Niektóre zatonęły w walce, inne – jak ogromny pancernik Gneisenau – zostały zatopione przez wycofujących się Niemców z premedytacją, np. by zablokować podejście do gdyńskiego portu. Usuwanie powojennych artefaktów trwało wiele lat i wymagało wielkich nakładów sił i środków. Wykonanie tych prac nie byłoby możliwe bez nurków. To właśnie dla nich powstał pomocniczy kuter holowniczo-nurkowy Pucka Bryza, który wybudowano w 1952 roku w Rybackiej Bazie Remontowej w Pucku. Statek miał drewniany kadłub o długości 18,44 metra, a sylwetkę jednostki dominowała dość wysoka nadbudówka znajdująca się na śródokręciu. Bryza, bo pod taką – skróconą – nazwą kuter ostatecznie wszedł do służby, mogła rozwinąć prędkość 9 węzłów i zabrać w rejs 6 osób. Jej portem macierzystym była Gdynia, w której siedzibę ma ówczesny armator – Polskie Ratownictwo Okrętowe.
Z czasem, gdy problem wraków nie był już tak palący, Bryza przejęła rolę kutra ratowniczego, którą pełniła do 1982 roku. Wycofany z eksploatacji statek rok później za symboliczną kwotę oddano Lidze Obrony Kraju. Nowy właściciel nie miał pomysłu na wykorzystanie jednostki. Postawiona przy Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku Bryza niszczała. Pozbawiona opieki, była stopniowo rozkradana, a amatorzy napojów wyskokowych pod chmurką urządzili sobie w niej toaletę. W takim stanie statek zastał Waldemar Heisler, prawnik z Gdańska, którego ojczym uczestniczył w budowie Bryzy. LOK chętnie pozbył się problemu i sprzedał jednostkę. Rozpoczęła się żmudna, trwająca 16 lat, przebudowa kutra na żaglowiec. Prace trwały tak długo, bo armator prowadził je własnym sumptem w wolnym czasie. kilka brakowało, by jego plany nigdy nie doszły do skutku. Podczas przejścia z Gdańska do Gdyni jednostka bowiem… zatonęła. Na szczęście gwałtownie udało się ją podnieść z dna i dokończyć renowację.
Ostatecznie w 2000 roku Waldemar Heisler mógł z dumą pokazać światu nowy żaglowiec. Zdecydował się pozostać przy nazwie Bryza, którą rozszerzył o inicjał swojego nazwiska. Udało mu się stworzyć kecz o długości całkowitej 23,8 metra i wysokiej dzielności morskiej. Mocarną, położoną na środku nadbudówkę zastąpiła mniejsza, zlokalizowana w części rufowej.
Tegoroczną flotę uzupełniają dwa interesujące jachty z duszą – stalowy Barlovento i drewniany Szkwał.