Baleary mówią dość. Nowe przepisy wywołują turystyczną gorączkę. "Skandaliczne"

gazeta.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: Cervusvir/pixabay


Władze Balearów przerywają turystyczną wolnoamerykankę. Po fali protestów i rosnącym niezadowoleniu społecznym wyspy zmieniają zasady gry: koniec z nielegalnymi noclegami. Nowy dekret legalizuje to, co już istnieje, ale blokuje tworzenie kolejnych miejsc. Nie wszystkim się to podoba.
Majorka, Ibiza i Minorka nie chcą już być wakacyjnym lunaparkiem, w którym brakuje zasad. Mieszkańcy wyszli na ulice, by głośno zaprotestować przeciwko masowej turystyce, która wypiera ich z miast i winduje ceny życia. To już nie pojedyncze głosy, ale tysiące transparentów i protestów, które w pierwszych dniach kwietnia przetoczyły się przez ponad 40 miast Hiszpanii. Głos zabrał wiceprezydent Balearów, Antoni Costa, który zapowiedział koniec nielegalnych noclegów. Jego zdaniem trzeba reagować, zanim wyspy całkowicie stracą równowagę między turystyką a codziennością mieszkańców.


REKLAMA


Zobacz wideo Majorka poza sezonem? Ależ oczywiście! [VLOG]


Dlaczego w Hiszpanii protestują przeciwko turystom? Mieszkańcy wysp mają mocne argumenty
Choć turystyka przez lata była fundamentem gospodarki Balearów, dziś coraz częściej postrzegana jest jako zagrożenie. Zamiast korzyści, przynosi frustrację. Coraz więcej mieszkańców nie stać na wynajem ani zakup mieszkania, a lokale znikają z rynku, bo ich właściciele wolą zarabiać na krótkoterminowym wynajmie dla turystów. Jak informuje hiszpański dziennik "El País", w 2023 roku na wyspach działało już ponad 160 tysięcy miejsc w wynajmie wakacyjnym - to o 17 proc. więcej niż pięć lat wcześniej.


To realna presja nie tylko na rynek nieruchomości, ale także na codzienne funkcjonowanie miast, od transportu, przez szkoły, po opiekę zdrowotną. Niezadowolenie narastało latami, aż przerodziło się w zorganizowany ruch. W kwietniu protesty objęły miasta w całym kraju, nie tylko na Balearach. Transparenty, marsze i hasła wymierzone w Airbnb, Booking i inwestorów stały się ogólnokrajowym apelem o przywrócenie równowagi.
Wyspy reklamowane jako "rajskie" dziś coraz częściej przedstawiane są jako ofiary turystycznego przeciążenia. Już w 2024 roku na Teneryfie dochodziło do dramatycznych gestów sprzeciwu, strajków głodowych, aktów wandalizmu czy ostrzeżeń wobec turystów. Lokalni mieszkańcy czują się spychani na margines i coraz głośniej mówią, iż nie sprzeciwiają się odwiedzającym, ale chaosowi bez zasad. Ich zdaniem rozwój branży odbywa się kosztem jakości życia, dostępności mieszkań i środowiska. Dlatego domagali się konkretnych zmian i w końcu zostali usłyszani.


Hiszpańskie wyspy turystyczne z nowymi przepisami. Władza reaguje na głosy mieszkańców
Dekret zatwierdzony przez rząd Margi Prohens formalnie legalizuje 90 tys. miejsc w wynajmie turystycznym, które dotąd funkcjonowały bez jednoznacznych regulacji. Wiceprezydent Balearów, Antoni Costa, zaznaczył, iż celem nowych przepisów nie jest ograniczanie napływu turystów, ale uporządkowanie rynku i eliminacja nielegalnych noclegów.


Nie będzie ani jednego łóżka więcej. Ten rząd nigdy nie zobowiązał się do zmniejszenia liczby łóżek. Zobowiązujemy się jedynie do zmniejszenia liczby nielegalnych łóżek wynajmowanych turystom


- czytamy w cytowanej przez express.co.uk wypowiedzi Costy.


Zamiast uspokoić sytuację, nowe przepisy wywołały burzę wśród branży turystycznej. Federacja Hotelarzy Majorki uznała je za "skandaliczne" i zarzuciła rządowi pogłębianie kryzysu mieszkaniowego. Jak czytamy w "El País", najmocniej w tym temacie wypowiedział się Gabriel Escarrer, szef sieci hoteli Meliá, twierdząc, iż "Airbnb i Booking pożerają wyspy jak rak", a Baleary "stracą turystów wysokiej jakości". Dodatkowo polityczny nacisk partii Vox doprowadził do wykreślenia z ustawy odniesień do zrównoważonego rozwoju i to właśnie ten gest wielu komentatorów uznało za największe rozczarowanie.
Czy popierasz nowe przepisy na Balearach dotyczące wynajmu turystycznego? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Idź do oryginalnego materiału