— Wiesz, kochanie, będziesz musiała bardzo się postarać, żeby wpasować się do naszej rodziny — oznajmiła Lidia Stanisławówna z miną surowej egzaminatorki.
Kasia ledwo powstrzymała śmiech. To było przewidywalne. Teściowa-dyrektorka uprzedzała nową uczennicę, uderzając linijką w ręce, choć lekcja choćby się nie zaczęła.
Tomek, siedzący obok, odwrócił wzrok. Widać było, iż ma ochotę westchnąć: „No to się zaczęło”. Ale nie interweniował. I słusznie. To nie była jego walka.
— Postarać? — powtórzyła Kasia z pobłażliwym uśmiechem. — Proszę sprecyzować, w jakim kierunku. Zapisać się na kurs kroju i szycia? A może na taniec?
Rozmowa toczyła się w kuchni Lidii Stanisławówny. Wszystko tu było drogie i wystawne: firanki z lambrekinami, cukierki w kryształowych wazonach, duży drewniany stół i krzesła w kolorze szampana. Pięknie, ale Kasia nie mogłaby tu mieszkać. Za bardzo idealnie, jakby to nie był dom, a plan filmowy.
— Kasiu, my jesteśmy rodziną inteligencką — wyjaśniła Lidia, udając, iż nie słyszy ironii w głosie synowej. — Jesteśmy ludźmi dobrze wychowanymi, u nas przypadkowi obcy się nie przyjmują.
Kasia skinęła głową, ale już nie słuchała. Ta rola była jej aż nazbyt znajoma. Już w tym była, tylko wtedy nie miała ani doświadczenia, ani zdrowego poczucia własnej wartości.
…Piętnaście lat temu Kasia była zupełnie inną osobą: młodą, posłuszną, z ufnymi oczami i wiarą, iż „trzeba być dobrą żoną”. Męża, Marka, kochała całym sercem.
Ale Marek kochał tylko swoją matkę.
Pierwsza teściowa, Halina Bronisławówna, czuła się gwiazdą lokalnego formatu. Miała aktywną postawę życiową, donośny głos i zdanie na każdy temat. Już podczas drugiej rodzinnej kolacji oświadczyła:
— Kurczak suchy, jakbym żuła szmatę. No nic, pokażę ci, jak się piecze, skoro twoja matka cię nie nauczyła.
Kasia wtedy tylko się uśmiechnęła. Wierzyła, iż jeżeli będzie cierpliwa i uprzejma, to to docenią. Dlatego nazywała teściową „mamą”, gotowała dla niej sałatkę jarzynową z mięsem zamiast kiełbasy (jak ta prosiła) i pozwalała krytykować wszystko: od koloru szminki po czystość podłóg.
Gdy urodziła się córka, było jeszcze gorzej. Teściowa nieustannie wygłaszała wykłady na temat „jak wychować porządną kobietę”. Wszystko z pobłażliwym uśmiechem i sugestiami, iż z Kasi wychowawczyni jest kiepska. Ciepłe kluchy.
— Pampersy to znęcanie się nad dzieckiem! — oznajmiła pewnego dnia Halina, wręczając synowej pieluchy. — To dla leniwych wymyślili. A ty będziesz dobrą matką, prawda?
Marek nie interweniował. choćby gdy córka, która jeszcze nie potrafiła wymówić „r”, zapytała:
— Mamo, a dlaczego jesteś głupia?
Kasia aż oniemiała.
— Co? Kto ci to powiedział?
— Babcia Hala.
Kiedy poprosiła męża, żeby porozmawiał z teściową, ten tylko wzruszył ramionami.
— No daj spokój. Powiedziała i powiedziała. Może w emocjach. Znasz jej charakter.
Kasia znała. Kiedyś się starała. Siedziała przy świątecznym stole i publicznie wysłuchiwała, iż „oszczędziła na serze i zepsuła danie”. Kupowała drogie prezenty, bo chciała choć raz usłyszeć pochwałę. Zachowywała się idealnie, aż zrozumiała, iż w oczach Haliny ideałem zawsze będzie ktoś inny.
Po tym incydencie Kasia poważnie pomyślała o rozwodzie i niedługo złożyła papiery. Trudny charakter? Dla niej brzmiało to jak przyznanie się do chamstwa i braku chęci zmiany.
— Na dworcu zdechniesz! Teraz będziesz żyła tylko z kotami! — prorokowała teściowa.
Ale kotów nie miała, za to mieszkanie, pracę i zdrowy rozsądek — tak.
A potem do tego zestawu dołączył Tomek. Poznali się przez wspólnych znajomych, wymienili numery i zaczęli rozmawiać. Tomek może nie był zakochany po uszy i nie obiecywał złotych gór, ale szanował jej uczucia. Wiedział o jej przeszłości i spokojnie przyjął jej córkę.
I jeszcze jedno — chciał się ożenić. Kasia nie odmawiała, ale zwlekała i obserwowała. Kochała Tomka, ale nie chciała znowu wdepnąć w czyjąś rodzinę, w której nigdy nie będzie swoja. Ale Tomek był inny. Do tej pory nie stawiał matki na pierwszym miejscu, więc Kasia zaryzykowała.
Teraz, siedząc w domu jego matki, znów słuchała tego samego monologu, ale nie czuła już upokarzającego wstydu ani strachu. Tylko lekkie déjà vu i nudę.
— My, wiesz, nie przyjmujemy byle kogo — ciągnęła Lidia. — Tomek jest miękki, może nie widzieć całego obrazu albo milczeć. A ja wszystko widzę. Więc… staraj się, dziewczyno.
— Dziękuję za cenne wskazówki — Kasia uśmiechnęła się zimno. — Ale, jeżeli pozwolisz, na razie zostanę po prostu żoną twojego syna. Rodzinę już mam. Córkę, męża. Wystarczy.
Nie czekała na koniec wieczoru i wstała, Tomek ruszył za nią. Gdy wyszli, pierwsze, co zrobił, to wziął ją za rękę.
— W porządku? — spytał cicho.
— W porządku. Nie martw się. Dla mnie to już klasyka gatunku.
Tym razem Kasia wiedziała, kim jest i na co ją stać, więc się nie bała. Nie spodoba się obcej matce? Trudno, nie musi jej lubić. Tyle iż i Kasia nie jest jej nic winna.
…Minęły prawie dwa lata od tego „ostrzeżenia”, iż Kasia będzie musiała się postarać. Ale ku wielkiemu zmartwieniu teściowej, synowa choćby nie próbowała. Żadnych wizyt, ukłonów i popisów. Po prostu żyli cicho z Tomkiem w jej mieszkaniu. Mąż choćby znalazł wspólny język z Olą, córką Kasi z pierwszego małżeństwa.
Kontakt z Lidią Stanisławówną oczywiście był, ale czysto formalny. jeżeli trzeba było złożyć życzenia, to przez telefon. Prezenty przekazywał tylko Tomek i tylko od siebie. Nie było kłótni, ale i prób zbliżenia też nie.
Kasia nie zabraniała mężowi kontaktów z matką. To w końcu jego matka. Ale nie wpuszczała teściowej do domu. Tomek szanował jej decyzję, bo sam był świadkiem tamtej rozmowy.
Mimowolnie nasuwało się





![Sprawdź jaką czekoladową przekąską jesteś? [QUIZ]](https://i.iplsc.com/-/000LTPW8YL2H9VMH-C461.jpg)








