Babcia, mama powiedziała, iż musimy cię oddać do domu opieki. Podsłuchałam rozmowę rodziców dziecko nie wymyśliłoby czegoś takiego.
Halina Kowalska szła uliczkami małego miasteczka pod Poznaniem, by odebrać wnuczkę ze szkoły. Jej twarz promieniała radością, a obcasy dźwięcznie stukotały po kostce brukowej, jak za dawnych lat, gdy życie wydawało się niekończącą się melodią. Dziś był wyjątkowy dzień wreszcie stała się właścicielką własnego mieszkania. Było to jasne, przestronne kawalerka w nowym bloku, o której marzyła przez długie lata. Prawie dwa lata odkładała każdy grosz. Sprzedaż starego domu na wsi dała tylko połowę potrzebnej sumy, resztę dołożyła córka, Ewa, ale Halina Kowalska przysięgła, iż odda jej każdą złotówkę. Siedemdziesięcioletniej wdowie wystarczała połowa emerytury, a młodym córce i zięciowi pieniądze były potrzebniejsze. Oni mieli jeszcze całe życie przed sobą.
W szkolnym holu czekała już wnuczka, Zosia, uczennica drugiej klasy z warkoczykami. Dziewczynka rzuciła się babci w ramiona i razem ruszyły do domu, rozmawiając o drobiazgach. Ośmioletnia Zosia była światłem w życiu Haliny, jej największym skarbem. Ewa urodziła ją późno, prawie w czterdziestce, i wtedy poprosiła matkę o pomoc. Halina nie chciała opuszczać rodzinnego domu na wsi, gdzie każdy kąt przypominał o przeszłości, ale dla córki i wnuczki poświęciła wszystko. Przeprowadziła się bliżej, zajęła się Zosią odbierała ją ze szkoły, pilnowała do wieczora, aż rodzice wrócą z pracy, potem wracała do swojego małego, przytulnego mieszkania. Mieszkanie zapisano na Ewę tak, na wszelki wypadek, bo staruszków łatwo oszukać, a życie bywa nieprzewidywalne. Halina się nie sprzeciwiała: to była tylko formalność, tak myślała.
Babciu nagle przerwała jej myśli Zosia, patrząc wielkimi oczami mama powiedziała, iż musimy cię oddać do domu opieki.
Halina zastygła, jakby oblano ją lodowatą wodą.
Do jakiego domu, kochanie? powtórzyła, czując, jak chłód wnika aż do kości.
No tam, gdzie mieszkają staruszkowie. Mama mówiła tacie, iż będzie ci tam lepiej, nie będziesz się nudzić Zosia mówiła cicho, ale każde słowo uderzało jak młot.
Ale ja nie chcę tam iść! Wolę pojechać do sanatorium, odpocznę odparła Halina, głos jej zadrżał, a w głowie zawrócił wir. Nie mogła uwierzyć, iż słyszy to od dziecka.
Babciu, tylko nie mów mamie, iż ci powiedziałam szepnęła Zosia, przytulając się do niej. Podsłuchałam, jak rozmawiali w nocy. Mama mówiła, iż już się z kimś umówiła, ale zabiorą cię dopiero, jak trochę podrosnę.
Nie powiem, moja złota obiecała Halina, otwierając drzwi mieszkania. Głos jej drżał, nogi się uginały. Coś mi niedobrze, kręci mi się w głowie. Poleżę chwilę, a ty się przebierz, dobrze?
Runęła na kanapę, czując, jak serce wali w piersi, a przed oczami wszystko się rozpływa. Te słowa, wypowiedziane dziecięcym głosem, rozerwały jej świat na strzępy. To była prawda okrutna, bezlitosna prawda, której dziecko nie mogło wymyślić. Trzy miesiące później Halina spakowała rzeczy i wróciła na wieś. Teraz wynajmuje tam pokój, zbiera na mały domek, by mieć choć trochę oparcia. Wspierają ją stare przyjaciółki i dalsi krewni, ale w sercu pustka i ból.
Niektórzy ją potępiają, szepczą za plecami: Sama sobie winna, powinna porozmawiać z córką, wyjaśnić sprawę. Ale Halina Kowalska wie swoje.
Dziecko by tego nie wymyśliło mówi twardo, wpatrując się w pustkę. Zachowanie Ewy mówi samo za siebie. choćby nie zadzwoniła, nie spytała, dlaczego wyjechałam.
Widocznie córka wszystko zrozumiała, ale milczy. A Halina czeka. Czeka na telefon, na wyjaśnienie, na choćby jedno słowo, sama jednak nie podnosi słuchawki duma i uraza spętały ją jak łańcuchy. Nie czuje się winna, ale serce pęka od tej ciszy, od zdrady, która przyszła od najbliższych. I każdego dnia pyta siebie: czy to wszystko, co zostało z jej miłości i poświęcenia? Czy jej starość skazana jest na samotność i zapomnienie?









