Babcia znalazła na ulicy małego lwa i wychowała go w swoim domu, ukrywając przed sąsiadami: aż pewnego dnia sąsiedzi weszli do jej mieszkania i zobaczyli coś przerażającego

polregion.pl 7 godzin temu

Rok temu babcia Halina, wracając z targu, usłyszała cichutkie miauczenie za śmietnikiem. W brudnym kartonie leżał malutki kotek o bursztynowych oczach. Myślała, iż to zwykły dachowiec wychudzony, drżący, prawie zamarznięty. Serce ścisnęło się z litości. Owinęła go w chustkę, przytuliła do piersi i zabrała do domu.
Od tamtej pory stał się jej towarzyszem. Babcia dała mu imię słodkie, domowe. Kotek jadł z apetytem, rósł. Jego łapy stawały się coraz masywniejsze, sierść gęstniała, a spojrzenie nabierało dziwnej głębi.
Po kilku miesiącach babcia po raz pierwszy zobaczyła, jak jednym ruchem pazurów rozdarł starą poduszkę wtedy dotarło do niej coś strasznego: to nie był kot. To był prawdziwy lew.
Ale już nie mogła się z nim rozstać. Lew stał się jej przyjacielem, pociechą w samotności. Babcia nie miała już rodziny, a to stworzenie stało się sensem jej życia. Ukrywała dzikie zwierzę przed sąsiadami, zasłaniając okna i rzadko wychodząc z domu.
Wszystkie pieniądze wydawała na mięso paczki wieprzowiny i wołowiny znikały tak szybko, iż sprzedawcy w sklepie zaczęli szeptać między sobą.
Babcia nie zwracała na to uwagi. Nocą kotek spał obok niej, mruczał na swój sposób niskim, wibrującym pomrukiem, a ona głaskała jego miękką grzywę, jakby to był zwykły domowy pupil.
Sąsiedzi zauważyli, iż babcia zachowuje się dziwnie. Wieczorami z jej mieszkania czasem dochodziły ciężkie oddechy, jakby ktoś przesuwał meble lub chodził na palcach. Ludzie żartowali: Coś się u niej dzieje. Ale pewnego dnia żarty się skończyły babcia nie wychodziła z domu przez cały tydzień.
Zaniepokojona sąsiadka, Zofia, wezwała dzielnicowego, by sprawdził, czy wszystko w porządku. Gdy drzwi ostrożnie otworzono, w mieszkaniu panowała cisza. Nagle kobieta wrzasnęła z przerażenia, gdy zobaczyła ten widok
Na kanapie, w świetle ciepłej lampy, siedział on ogromny, złocisty lew. Jego pysk był umazany czymś ciemnym. A w sypialni, na łóżku, leżała babcia Halina martwa od kilku dni.
Odeszła cicho, we śnie, a jej ulubieniec początkowo tylko leżał przy niej. Ale czwartego dnia głód wziął górę i zaczął kawałek po kawałku zjadać jej ciało. Czerwone ślady wiodły z pokoju do pokoju.
Lew nie próbował uciekać, gdy babcia umarła. Nie wiedział, jakie życie czeka go za drzwiami od małego żył tylko w tych czterech ścianach.
Dlatego mówią, iż dzikie zwierzę zawsze pozostanie dzikie, choćbyś je udomowił najlepiej, jak potrafisz.

Idź do oryginalnego materiału