Babcia z obcymi uściskami

newsempire24.com 12 godzin temu

W kuchni unosił się zapach kotletów, gdy nagle rozwarły się drzwi wejściowe — wróciły córki Julii. Były u babci i powinny być szczęśliwe. Zamiast tego na ich twarzach malowała się gorycz.

— Mamo, babcia nas nie kocha! — jednym głosem powiedziały Alicja i Zosia.

Julia wyszła do przedpokoju, wycierając ręce w ścierkę.

— Dlaczego tak myślicie?

Dziewczynki wymieniły spojrzenia, po czym jedna zaczęła opowiadać cichym głosem. Babcia pozwalała Kacprowi i Oli — dzieciom cioci — biegać, skakać i jeść, co tylko chcieli. Im zaś zabraniała hałasować, a o słodyczach choćby nie było mowy. Tamte odprowadzała aż do przystanku, a ich po prostu wyrzuciła za drzwi.

Julia zastygła. Wiedziała, iż jej teściowa, Halina Stanisławowska, nie była najczulszą kobietą, ale nie sądziła, iż posunie się tak daleko.

Ich relacje zawsze były neutralne: ani bliskie, ani wrogie. Wszystko zmieniło się, gdy siostra męża, Kinga, urodziła dzieci. Wtedy babcia oszalała z miłości. Godzinami opowiadała wszystkim, jakie to mądre dzieci, jak bardzo podobne do matки.

Gdy Julia i jej mąż, Krzysztof, doczekali się bliźniaczek, Halina tylko wzruszyła ramionami:

— Od razu dwie? No, no… Z dwoma sobie nie poradzę.

— I nie prosimy — warknął Krzysztof.

— Lepiej byś Kingę wsparł… Ona ma malutkie, w końcu…

— A nasze to nie dzieci? — nie wytrzymała Julia.

— Brat powinien pomagać siostrze — rzuciła teściowa lodowatym tonом.

Wtedy Julia zrozumiała, iż nie ma co liczyć na wsparcie. Na szczęście jej własna matka była blisko, jeździła przez całe miasto, pomagała, jak mogła.

Halina zaś wciąż zachwycała się Kacprem i Olą, przy każdej okazji podkreślając: „Oto wnuki po córce!”

A o dzieciach syna? jeżeli już spytała, to tylko machnęła ręką: „Jakoś tam…”.

Z czasem zauważyli to choćby znajomi. Gdy pewnego dnia Halina w gniewie rzuciła: „A kto wie, czy to w ogóle moje wnuczki, choć niby na syna zapisane…”, słowa te dotarły do Krzysztofa. Wściekły pojechał do matki, domagając się wyjaśnień. Ta się tłumaczyła, ale gwałtownie jej zabrakło argumentów.

Za każdym razem, gdy odwiedzali Halinę, wracali z ciężarem na sercu. Ciągłe pretensje: dziewczynki hałasują, jedzą słodycze bez pytania, babci źle — ciśnienie. I od razu porównania do „idealnych” wnuków.

Gdy Kacper i Ola wyjeżdżali, babcia sama ich odprowadzała, wręczała prezenty, a Alicję i Zosię wysłała przez pustkowie, gdzie wałęsały się bezpańskie psy. Sześciolatki. Same. Bez ostrzeżenia. To była ostatnia kropla.

Krzysztof zadzwoniл do matki.

— Mamo, źle się czujesz?

— Skąd taki pomysł?

— Więc po co wysłałaś je same? Tam pustkowie, psy!

— Trzeba uczyć samodzielności od małego.

— Mają po sześć lat! Dzieci Kingi nigdy same nie puszczasz!

— A ty co, mnie oskarżasz?! To wszystko twoja żona…

I rzuciła słuchawką.

Minęły lata. Dziewczynki podrosły, już w szóstej klasie. Halina zachorowała. Przypomniała sobie o „zapasowych” wnuczkach. Zadzwoniła do syna:

— Niech Alicja i Zosia przyjadą, posprzątają. Co to za dzieci, iż babci nie pomagają.

— A ty przypomnij sobie, dlaczego one do ciebie nie przyjeżdżają — spokojnie odparł Krzysztof. — Masz ulubione wnuki — to do nich się zwracaj.

Wściekła Halina wykręciła numer Julii:

— Musisz! Ja jestem ich babcią!

— A ty dawno ich tak nie nazywałaś. Masz córkę i „właściwe” wnuki. Na nich licz.

Ola odmówiła: „Dużo lekcji, babciu”. Kacper oświadczył: „Ja nie sprzątaczka”. Halina została sama, w ciszy. Dopiero teraz zrozumiała, iż miłości nie da się dzielić. Ale było już za późno.

Idź do oryginalnego materiału