Babcia obudziła się już w domu opieki. Synowa wszystko zorganizowała skrupulatnie, ale przeoczyła jeden szczegół…
Świadomość wróciła do Heleny Kowalskiej nagle. Otworzyła oczy i znalazła się w nieznanym pokoju, przypominającym szpitalną salę. Głowa ją rozsadzała, skronie pulsowały bólem, a w pamięci zalegała pustka. Jak tu trafiła? Co się stało?
Zamknęła powieki, próbując odtworzyć wydarzenia, które doprowadziły ją w to miejsce. Przed oczami stanął jej mieszkanie dwupokojowe, skromne, ale przytulne. Dostała je od zmarłego męża, który pracował w fabryce. Po jego śmierci mieszkała tam z synem Krzysztofem. Przez lata panowała tam harmonia i ciepło.
Wszystko zmieniło się, gdy Krzysztof ożenił się. Z pojawieniem się Kingi atmosfera stała się gorąca napięcie między synową a teściową wybuchło niemal natychmiast.
To obrzydlistwo mówiła Kinga, obrzucając mieszkanie pogardliwym spojrzeniem. Meble jak z muzeum, firanki z PRL-u. Wszystko trzeba wyrzucić!
Helena zaciskała zęby. Każdy przedmiot w tym domu był dla niej związany z drogimi wspomnieniami o mężu.
To mój dom i ja decyduję, co zostaje! jeżeli ci się nie podoba drzwi są otwarte odparła stanowczo.
Dla Kingi to był otwarty konflikt. Ukryła urazę, ale postanowiła działać po swojemu. Już następnego dnia domagała się pozbycia książek:
Tu się nie da oddychać! Wszędzie kurz! A my, między innymi, spodziewamy się dziecka!
Helena wybuchnęła:
Te książki to nie tylko papier. Chcesz oddychać? Przetrzyj półki. Ale do mojej biblioteki nie macie prawa. Z remontem poczekajcie, aż mnie zabraknie.
Kłótnie stały się codziennością. niedługo Krzysztof, zmęczony ciągłymi sporami, wyprowadził się z żoną do wynajętego mieszkania. Matkę jednak regularnie przychodził. Pewnego dnia, nieco speszony, poprosił:
Mamo, proszę, postaraj się dogadać z Kingą. Mamy ciężko, a ty jesteś nam potrzebna.
Staram się. Tylko mam wrażenie, iż ona lubi te konflikty odparła Helena.
Jakoś to rozwiążemy powiedział, choć sam nie wiedział jak.
Życie znów się zmieniło, gdy w parku przypadkiem poznała Stanisława starszego wdowca, dobrego i samotnego. Rozmowa przeciągnęła się było ciepło, autentycznie. Po raz pierwszy od lat poczuła ulgę. Stanisław był prosty, otwarty i szczery. Jakby odżyła.
Później, przy kolacji, postanowiła przedstawić go synowi i synowej.
Krzysztofie, Kingo, to Stanisław Nowak. Postanowiliśmy, iż zamieszka ze mną.
A wy dodał Stanisław z uśmiechem możecie wprowadzić się do mojego mieszkania. Niewielkie, ale wasze.
Kinga eksplodowała:
Żartujecie?! My z dzieckiem w kawalerce, a wy sobie tu żyjecie?! Nigdy!
Trzasnęła krzesłem i wyszła. Krzysztof, zaczerwieniony, mruknął: Wybacz hormony i podążył za nią.
Helena została sama, oszołomiona i zagubiona.
Wspomnienia przerwał nagły przypływ bólu. Zamknęła oczy. Gdzie jest? Jak tu trafiła?
Drzwi się otwarły. Weszła młoda kobieta w białym kitlu. W milczeniu sprawdziła puls i temperaturę.
Proszę pani gdzie jestem? Co się stało? wyszeptała Helena.
Nie pamięta pani? głos był lodowaty. Zaatakowała pani starszą kobietę. Ledwo ją uratowano. Miała pani szczęście, iż nie ma konsekwencji.
Co?! Helena osłupiała. Nikogo nie dotknęłam! To pomyłka!
Pielęgniarka nic nie odpowiedziała. Zrobiła zastrzyk i wyszła, choćby na nią nie patrząc.
Po chwili pojawiła się kobieta około sześćdziesiątki o otwartej twarzy.
Cześć. Ty chyba Helena? Ja jestem Barbara. Trafiłam tu niedawno, ale już wiele wiem. To nie szpital. To dom opieki. I większość trafia tu nie przez chorobę, ale przez rodzinne spory.
Helena zmieszała się:
Ale ja mam wszystko mieszkanie, emeryturę. Syn nigdy by tego nie zrobił
Prawie wszyscy tu mieli wszystko. A jednak są. U niektórych nagle demencja, u innych napady agresji. Łatwo to podrobić.
Nie jestem chora! Mam jasny umysł! krzyknęła Helena, powstrzymując łzy.
To przypomnij sobie, co było przed tym. Coś dziwnego? Jakieś objawy?
Zamilkła. Ostatnie dni były ciężkie. Ale coś się przypominało Kinga zaczęła częściej przynosić jedzenie. Zwłaszcza te pyszne pierogi, których nie mogła odmówić. Potem ciągle chciało się spać Myśli się plątały.
To ona. To jej pomysł. Zawsze mnie nienawidziła. Ale Krzysztof on by nie pozwolił I Stanisław oni mnie znajdą.
Barbara pokręciła głową:
Nie licz na to. Tu nie dzwonią, nie piszą. Jesteśmy zapomniani. Dokumenty są w porządku.
Nie dam się. Nie zostanę tu! Ucieknę! powiedziała stanowczo, ocierając łzy.
Jeszcze nie teraz. Widziałaś Irenę, tę pielęgniarkę? Ona nie jest tylko zła jest niebezpieczna.
Słowa Barbary zmroziły ją, ale Helena ścisnęła dłoń nowej przyjaciółki:
Nie możemy tu zostać. Musimy się wydostać, za wszelką cenę.
Mam plan szepnęła Barbara. Jest tu jedna dobra pielęgniarka Dorota. Chce pomóc, ale nie wie, komu można zaufać. Nikt tu nie ma kontaktu ze światem.
Ja mam! Helena błysnęła nadzieją. Stanisław, mój bliski człowiek, były wojskowy. On nas nie zostawi!
Następnego wieczoru, gdy pielęgniarka Dorota weszła do sali, kobiety wymieniły spojrzenia i zdecydowały się. Upewniwszy się, iż nikt nie patrzy, Dorota podała telefon i szepnęła:
Macie kilka minut. Szybko.
Drżącymi palcami Helena wybrała numer. Po krótkim sygnale usłyszała głos:
Stanisławie, to ja, Helena. Wszystko wyjaśnię później. Teraz ważne przyjedź pod ten adres i zabierz nas stąd. Wierzysz mi?
Nie minęły dwie godziny, gdy za oknem rozległy się syreny. Helena podbiegła i krzyknęła:
Przyjechali! Jesteśmy uratowane!
Policjanci wkroczyli do budynku, kierując się do administracji. Stanis