Awans zawodowy

newsempire24.com 2 dni temu

Awans

Nie od dziś wiadomo, iż awanse zdobywa się na różne sposoby. Jedni zasłużyli sobie ciężką pracą, inni podkopali szefa, a jeszcze inni wybrali się z nim w delegację.

Wieść, iż na miejsce odchodzącego na emeryturę Piotra Bogumiłowicza w końcu wyznaczono nowego dyrektora, i to nie z pracowników firmy, wytrąciła wszystkich z równowagi. Nadzieje, iż następcą Piotra Bogumiłowicza zostanie Czesław Wojciechowicz, który przez ostatnie dwa tygodnie pełnił obowiązki dyrektora, okazały się płonne. Każdy przekazywał nowinę, dodając własne kolory i szczegóły: to młoda kobieta, przystojna pani, wredna suka, kochanka tego jednego… Imienia wysokiego rangą przełożonego nie wymieniano. Jak to mówią, nie wywołuj wilka z lasu…

O dziesiątej rano wszyscy pracownicy zebrali się w sali konferencyjnej, by poznać nową dyrektor. Dominik wszedł ostatni. Jak na komendę wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę.

Przed salą stała młoda kobieta z gładko zaczesanymi do tyłu włosami. Garnitur leżał na niej idealnie, niczym druga skóra. Smukłe nogi, wysokie szpilki, jaskrawa szminka na ustach i chłodne, obojętne spojrzenie dopełniały całości.

— Pańskie nazwisko? — W ciszy sali jej głos zabrzmiał jak pęknięta struna.

— Nowak, Dominik Marek — odpowiedział zuchwale, ale spokojnie, lekko pochylając głowę. Mogło się wydawać, iż zrobi ukłon. Ale nie, obyło się bez tego.

— Spóźnił się pan, Dominiku Marku, a ja właśnie mówiłam, iż spóźnienia są niedopuszczalne. Tym razem daruję. Proszę usiąść. — Metal w jej głosie sprawił, iż wielu w sali zdrętwiało.

Dominik usiadł obok przyjaciela i kolegi, Jacka.

— No co, wściekła? — spytał półgłosem.

— To mało powiedziane — odparł tamten cicho. — To nie kobieta, tylko robot, i z nas też chce zrobić roboty.

Wszyscy przedstawiali się po kolei, krótko mówiąc, czym się zajmują. Po uwagach i pytaniach nowej dyrektor stało się jasne, iż doskonale orientuje się w działalności firmy. Gdy przyszła kolej na Dominika, nagle podziękowała wszystkim i pozwoliła wrócić do pracy.

— Oho — uśmiechnął się Jacek. — Nie zazdroszczę ci.

— Daj spokój, chodźmy pracować, zanim nas nie wyrzuci — odpowiedział Dominik.

Wychodząc z sali, wszyscy dyskutowali, jakich zmian się spodziewać.

Przez dwa tygodnie każdy przychodził do pracy na czas, kawę pito tylko w przerwie obiadowej, palono gwałtownie i bez przyjemności. Lecz, jak wiadomo, nawyków wypracowanych latami nie da się pozbyć w czternaście dni. niedługo wszystko wróciło do normy: spóźnienia, papierosy, częste wędrówki po kawę. Ale bez przesady.

Pod koniec trzeciego tygodnia sekretarka podeszła do biurka Dominika i oznajmiła, iż Justyna Władysławówna wzywa go do swojego gabinetu.

— Proszę usiąść — wskazała krzesło przed sobą. — Podoba mi się, jak pan pracuje. Skutecznie, bez zamieszania. Dlaczego dotąd jest pan zwykłym pracownikiem? Miał pan zatargi z poprzednikiem?

— Nie — Dominik nie rozumiał, do czego zmierza.

— Kierowniczka pańskiego działu za rok idzie na emeryturę. Myślę, iż czas przygotować następczynię. — Przyglądała mu się uważnie. Wytrzymał jej wzrok.

— Poradziłby pan sobie nie gorzej niż ona — ciągnęła, kręcąc w palcach ołówek. — W piątek w Warszawie odbywa się wystawa nowoczesnego sprzętu. Pojedzie pan, rozejrzy się, oceni. Czekam na raport. Dietę i bilety dostanie pan w księgowości.

— Ale piątek to już jutro — Dominik wyglądał na zaskoczonego.

— Wiem. Wrócicie w niedzielę. Ma pan jakieś zastrzeżenia?

Dominik wzruszył ramionami. Nie powie przecież, iż obiecał synowi wyjście do wesołego miasteczka w te weekendy. Krzyś czekał na to dwa tygodnie. Że żona prawdopodobnie nie uwierzy, iż jedzie na wystawę, a nie na zabawę. Ale cóż…

* * *

— Tato, obiecałeś — skomlał Krzyś.

— Myślisz, iż mi się chce jechać? Ale praca to praca. Na pewno pójdziemy w następny weekend. W niedzielę wrócę, przywiozę ci… A adekwatnie, co mam ci przywieźć?

— Transformera! — odparł Krzyś już weselszym głosem.

— Zgoda — Dominik poklepał go po głowie.

— A co, nikogo innego nie mogli wysłać? Dziwna ta delegacja. W weekend — Tola starannie układała w walizce jego koszule.

— Tak się organizuje, by więcej osób mogło zobaczyć wystawę bez strat dla firmy. Nowa dyrektor pytała, dlaczego wciąż jestem szeregowym pracownikiem. Może po delegacji zaproponuje awans — dodał nie bez dumy.

— Najwyższy czas. A ona ładna? — niespodziewanie spytała Tola.

Dominik nie dał się zwieść obojętnemu tonowi żony, pod którym kryła się zazdrość.

— Kto? — Udawał, iż nie rozumie.

— Twoja nowa szefowa. — Żona gwałtownie zapięła zamek w walizce.

— Ładna i zimna jak lód. Wielu nazywa ją robotem — odparł Dominik, w duchu myśląc, iż ta podróż rzeczywiście wygląda dwuznacznie, jakby szykował się na spotkanie z kochanką: szczoteczka do zębów, koszule, maszynka.

W samolocie pasażerowie układali kurtki i torby na półkach. Dominik odwrócił się do okna. Przypomniał sobie słowa piosenki. Pomyślał, iż samoloty rzeczywiście przypominają drzemiące ptaki.

Zrelaksował się. Nieźle było lecieć do Warszawy zamiast siedzieć w nudnym biurze. Tym bardziej iż od dawna nigdzie nie podróżował, a już na pewno nie sam. *„Więc korzystaj z chwili i ciesz się wolnością”* — rozkazał sobie i przymknął oczy.

— Dzień dobry, Dominiku Marku. — Rozległ się obok znajomy głos ze stalowymi nutami.

Dominik otworzył oczy i spojrzał na sąsiadkę. Obok niego siedziała sama Justyna Władysławówna.

*„Ciekawe. Bała się wysłać mnie samego, czy od początku planowała lecieć razem? W co ona gra? Pewnie w księgowości wiedzą, iż ma bilety na ten sam lot. Plotki już się rozchodzą…”*

— Proszę się nie marszczyć. Wygląda pan, jakby zobaczył żonę. — Kąciki jej ust drgnęły w półuśmiechu.

Został w firmie, pracował sumiennie, a kiedy kilka lat później sam dostał propozycję objęcia stanowiska dyrektora, odmówił, bo uświadomił sobie, iż spokój rodziny i uśmiech syna były dla niego ważniejsze niż wszelkie awanse.

Idź do oryginalnego materiału