No problem, okej, słuchaj, powiem ci tę historię po naszemu, tak jakbym opowiadał przy piwie.
Awans
No wiesz, awanse w pracy to różnie bywają. Jeden zasłużył ciężką pracą, inny podstawił szefowi nogę, a jeszcze inny… no cóż, pojechał z nim w delegację.
Wiadomość, iż po emeryturze starego Piotra Kowalskiego w końcu mianowano nowego dyrektora, i to z zewnątrz, zaskoczyła wszystkich. Nadzieje, iż zastąpi go Marek Nowak, który od dwóch tygodni pełnił obowiązki dyrektora, legły w gruzach. Plotki szły jak burza – iż to młoda kobieta, piękna laska, zimna bestia, kochanka jakiegoś wielkiego szefa… Imienia oczywiście nie wymieniano, bo po co kusić los?
O dziesiątej rano cały zespół zebrał się na sali konferencyjnej, żeby poznać nową szefową. Dominik wszedł ostatni. Jak na komendę wszystkie głowy odwróciły się w jego stronę.
Przed salą stała młoda kobieta z gładko zaczesanymi do tyłu włosami. Garnitur leżał na niej idealnie, jak druga skóra. Smukłe nogi, szpilki, czerwona szminka i chłodne spojrzenie dopełniały obrazu.
— Nazwisko? — Jej głos brzmiał jak pęknięta struna w ciszy sali.
— Dominik Wiśniewski — odpowiedział spokojnie, lekko pochylając głowę. Można by pomyśleć, iż się ukłoni, ale nie, obyło się.
— Spóźniłeś się, panie Wiśniewski, a akurat mówiłam, iż spóźnień nie toleruję. Tym razem wybaczymy. Siadaj. — Lodowaty ton sprawił, iż niejednemu w sali zgrzytnęły zęby.
Dominik usiadł obok swojego kumpla i kolegi z pracy, Krzysztofa.
— No i co, wściekła? — szepnął.
— To mało powiedziane — odparł Krzysztof. — To nie kobieta, tylko robot, i nas też chce takimi zrobić.
Wszyscy przedstawiali się po kolei, krótko mówiąc, czym się zajmują. Po pytaniach i uwagach nowej dyrektor stało się jasne, iż zna firmę od podszewki. Gdy kolej miała dotrzeć do Dominika, nagle podziękowała wszystkim i kazała wracać do pracy.
— Oho — uśmiechnął się Krzysztof. — Nie zazdroszczę ci.
— Spoko, chodźmy, zanim nas nie wyrzucą — odparł Dominik.
Wychodząc, wszyscy wymieniali się domysłami, co ich czeka.
Przez dwa tygodnie wszyscy przychodzili na czas, kawę pili tylko w przerwie obiadowej, a papierosy palili gwałtownie i bez przyjemności. Ale jak to mówią, nawyki latami wyrabiane nie znikają w dwa tygodnie. niedługo wszystko wróciło do normy: spóźnienia, kawa, papierosy, tylko iż bez przesady.
Pod koniec trzeciego tygodnia sekretarka podeszła do Dominika i powiedziała, iż pani dyrektor Joanna chce go widzieć u siebie.
— Siadaj — wskazała krzesło. — Podoba mi się, jak pracujesz. Solidnie, bez zamieszania. Dlaczego wciąż jesteś zwykłym pracownikiem? Miałeś jakieś zatargi z poprzednikiem?
— Nie — Dominik nie był pewien, do czego ona zmierza.
— Kierownik twojego działu za rok idzie na emeryturę. Myślę, iż czas znaleźć następcę. — Joasia wpatrywała się w niego. Wytrzymał jej wzrok.
— Poradziłbyś sobie nie gorzej od niej — ciągnęła, kręcąc ołówkiem w palcach. — W piątek w Warszawie jest targi nowoczesnego sprzętu. Pojedziesz, zobaczysz, przemyślisz. Czekam na raport. Bilety i diety dostaniesz w księgowości.
— Ale piątek to już jutro — Dominik wyglądał na zaskoczonego.
— Wiem. W niedzielę wrócisz. Masz jakieś zastrzeżenia?
Dominik wzruszył ramionami. Nie powie przecież, iż obiecał synowi wyjść w weekend do wesołego miasteczka. Jasiek czekał na to dwa tygodnie. Że żona pewnie nie uwierzy, iż jedzie na targi, a nie na imprezę. Ale co tam…
***
— Tato, przecież obiecałeś — jęczał Jasiek.
— Myślisz, iż mi się chce jechać? Ale praca to praca. Na pewno pójdziemy w przyszły weekend. W niedzielę wrócę, przywiozę ci… A tak w ogóle, co mam ci przywieźć?
— Transformersa — powiedział już trochę weselszym głosem.
— Umowa stoi — Dominik poklepał syna po głowie.
— A nie ma kogoś innego do wysłania? Dziwna ta delegacja. W weekend — Magda starannie składała jego koszule do walizki.
— Chodzi o to, żeby więcej ludzi mogło tam być bez przeszkadzania w pracy. Nowa szefowa pytała, dlaczego wciąż jestem zwykłym pracownikiem. Może po tym zaproponuje awans — dodał nie bez dumy.
— W końcu. A ona ładna? — niespodziewanie spytała Magda.
Dominik poznał po tonie, iż żona ukrywa zazdrość.
— Kto? — Udawał, iż nie rozumie.
— Twoja nowa szefowa. — Żona mocno zapięła walizkę.
— Ładna, ale zimna jak lód. Niektórzy mówią, iż to robot — odparł Dominik, ale w duchu pomyślał, iż ta wyjazdowa układanka wygląda dziwnie, jakby szykował się na randkę: szczoteczka, koszule, maszynka.
W samolocie pasażerowie układali kurtki i torby na półkach. Dominik odwrócił się do okna. Przypomniały mu się słowa jakiejś piosenki. Pomyślał, iż samoloty naprawdę wyglądają jak śpiące ptaki.
Zrelaksował się. W sumie nieźle jest lecieć do Warszawy zamiast siedzieć w nudnym biurze. Tym bardziej, iż dawno nigdzie nie latał, a już na pewno nie sam. *”Więc korzystaj z chwili, ciesz się wolnością”* — pomyślał i przymknął oczy.
— Witam, Dominiku. — Obok rozległ się znajomy głos z metaliczną nutą.
Dominik otworzył oczy i spojrzał na sąsiednie siedzenie. Obok, jak żywa, siedziała sama Joanna.
*”No, teraz zaczyna się ciekawie. Bała się wysłać mnie samego, czy od początku planowała lecieć razem? W co ona gra? Pewnie w księgowości wiedzą, iż ma bilety na ten sam lot. Plotki pójdą…”*
— Nie rób takiej miny, jakbyś zobaczył żonę. — Kąciki jej ust drgnęły w półuśmiechu.
Dominik nie docenił żartu. Zauważył, iż jest mniej oficjalnie ubrana i wygląda świetnie. Gdy inni pasażerowie się rozlokowywali, wymieniali się banalnymi zdaniami.
— W biurze mówią, iż twoja pozycja to niePo powrocie do biura Dominik uświadomił sobie, iż spokój w domu i uśmiech syna są więcej warte niż jakikolwiek awans, a Joasia, choć zimna jak lód, w końcu zrozumiała, iż nie da się kupić ludzkiej lojalności za pieniądze czy stanowiska.