Autobus spóźniał się już ponad dwadzieścia minut a chłód zaczął być nie do zniesienia.
Kamil wyszedł z pracy później niż zwykle. Po południowy deszcz już ustał, ale lodowaty wiatr ciął jak niewidzialne ostrza. Jego cienka kurtka nie dawała rady tej nocy.
Na przystanku czekał tylko on i starsza kobieta o krągłych kształtach, w chuście na głowie i grubym płaszczu, który wyglądał na równie stary, co ciepły. Kamil próbował poruszać palcami, żeby nie zdrętwiały, ale już ich nie czuł.
Kobieta przez chwilę obserwowała go w milczeniu, a potem, bez słowa, podeszła bliżej.
Weź to powiedziała, zarzuc













