Dzień doberek Moi Drodzy
Dziś przeniesiemy się do okolicy Zauchensee.
W sumie, w tym dniu mieliśmy plany ma trochę lżejszy wymarsz,
by móc zregenerować nasze zmęczone ciała po wycieczce
w Dolinie Szmaragdowej,
ale ze względu na pogodę, która mogła się nam załamać w piątym dniu
organizator zmienił trochę plany i
w czwartym dniu zabrał nas na cztery dwutysięczniki 😍
Wyjazd był wcześniutko rano.
Podjechaliśmy do stacji kolejki linowej Zauchensee, by kupić bilety
i zabrać się na 8 minutową jazdę do punktu
skąd mieliśmy zacząć nasz trekking.
Bilecik już w ręce, no to wsiadamy.
Widoczki i jazda kolejka w górę bardzo relaksujące.
Takie kanapowe kolejki źle mi się kojarzą 😂😂😂,
Pamiętam swego czasu, zimową porą w Szwecji,
z nartami na nogach, które ubrałam po raz pierwszy w życiu,
posadzono mnie na taką kanapę, z której potem nie mogłam zejść,
a jak już zeszłam, a adekwatnie zostałam wypchnięta,
to zjechałam wprost w pobliskie krzaki.
😜
Tym razem nie miałam na sobie nart, więc obeszło się
bez sensacji…
Otrzymaliśmy również specjalny „karnet”, gdzie oznaczone są
wszystkie 4 szczyty.
Na szczytach znajdziemy punkty, w których możemy znaleźć metalowe
skrzyneczki a w nich:
zeszyt i długopis, by się wpisać na pamiątkę oraz dziurkacz.
Dziurkaczem, dziurkujemy miejsce w karnecie z danym zdobytym szczytem.
Gdy zdobędziemy wszystkie 4 szczyty,
oddajemy karnecik na stacji.
Tam nam przybijają pieczątkę i wydają odznakę
„4-gipfel” (4-szczyty).
A tak wygląda ten karnecik.
No to w drogę!
Już na sam start, można było wypluć płuca!
Bardzo strome podejście a po Dolinie Szmaragdowej
wciąż bolały mnie jeszcze mięśnie i nogi.
Powolutku, dzielnie pięliśmy się w górę.
Widoki W DECHĘ!
CUDOWNE 😍
Niektóre przejścia, to bardzo wąziutkie ścieżki prowadzące grzbietem góry,
na których ciężko się choćby wyminąć.
A tu widok w tył, na stację kolejki, którą wjechaliśmy.
Kasia, która dzielnie idzie do pierwszego szczytu,
i nasz organizator Damian
U dołu widok w przeciwną strony terenu,
Tu widać już górę z naszym pierwszym szczytem.
No i my…
Foto: Damian Adamczyk
Foto: Damian Adamczyk
Pogoda była pochmurna, a adekwatnie to była zmienna,
bo i choćby wyszło nam kilka razy słońce,
Ale była idealna na te podejścia i zejścia, które nas czekały.
Nasz pierwszy dwutysięcznik Gamskogel (2186m)
Teraz powrót tym samym grzbietem w dół,
no i o ile wejścia po stromych stoczach są może męczące ale w miarę OK,
o tyle zejścia po nich, w dodatku z drobnym żwirem pod nogami,
dość śliskie i niebezpieczne.
Tak więc, schodzić musieliśmy bardzo ostrożnie,
by nie ujechać.
Ech, jak patrzę na te góry to mnie aż ciarki przechodzą!
Nie wiem jak inni, ale już wspominałam kiedyś na blogu,
że fascynują mnie wszelakie formy skalne, kamienie...
lubię przyglądać się strukturom i studiować kształty skał, kamieni, głazów...
Dla gapowiczów i nierozważnych,
tabliczki przypominające, iż góry to nie przelewki,
i by trzymać się wydzielonych ścieżek.
Jak widzicie, gdzieniegdzie wciąż leży śnieg
Kolejnym grzbietem górskim idziemy do następnego szczytu.
I Voilà!!
o to Schwarzkopf (2263m)
oczywiście wspólna fotka całej grupy
Chyba żałuje, iż sama takiej fotki nie mam!
To Bogna, Sylwia i Ewa
No Kochane, macie super fotę!
Jak się Wam podoba?
Drepczemy dalej, do kolejnego trzeciego szczytu.
Tagweidegg (2135m)
No i ostatni szczyt zdobyty!
Arche (2060m)
Mój karnet i 4 zdobyte szczyty
Nie ma to, jak fajne towarzystwo na takich wyjazdach!!!
Cieszę się dziewczyny, iż mogłam Was poznać
i mam nadzieję, iż spotkamy się jeszcze kiedyś.
Ewcia, Aneta i Kasia, dziękuje Wam za wszystkie fotki
w tle Bogna i Paweł
Zmęczona,
ale szczęśliwa!
Echhh, było super!
Tę wycieczkę plasuje na miejscu drugim tego wyjazdu!
Bardzo fajna i interesująca trasa!
rewelacyjne widoki, urokliwa miejscowość.
Pogoda jeszcze dobra, chociaż były momenty, iż myśleliśmy, iż się rozpada.
A tak wyglądała nasza trasa na mapie po tych czterech szczytach:
Przedreptaliśmy w ten dzień:
Polecam gorąco to miejsce zwłaszcza
wszystkim miłośnikom górskich wędrówek.
Ja się z Wami dziś już żegnam,
życzę przyjemnego weekendu
i...
do nastepnego wpisu!
SERDECZNOŚCI 💙