Artystyczna Dusza

twojacena.pl 5 godzin temu

**Dziennik Anny**

Weszłam do wagonu metra i opadłam na twarde siedzenie. Po co adekwatnie założyłam te buty na obcasie? No bo przecież kobieta w każdym wieku powinna wyglądać jak kobieta.

Spojrzałam na swoje odbicie w ciemnej szybie naprzeciwko. Nie jest najgorzej. *„Zwłaszcza gdy się wyśpisz, nałożysz tonę makijażu i spojrzysz nie w lustro, a w mroczne okno”*, mruknął wewnętrzny głos.

*„Tak, oczy smutne. Pewnie od zmęczenia”.* Odwróciłam wzrok. *„Trzeba jednak ubierać się odpowiednio do wieku, przynajmniej zrezygnować z obcasów – pomyślałam. – O, żeby tylko gwałtownie dotrzeć do domu, ściągnąć te przeklęte buty, zrzucić ciężki płaszcz. Po co ja się tak wystroiłam?”*

Od dawna już nikt mnie nie pamiętał ani nie rozpoznawał na ulicy, ale nawyk wychodzenia „na ludzi” z pełnym makijażem pozostał. Nie żebym była kiedyś sławna. Ale po kilku filmach ludzie zaczęli mnie zauważać. A ci mężczyźni, którzy za mną latali! Nie było dnia, żeby po spektaklu ktoś nie czekał przy wyjściu z teatru z bukietem kwiatów.

Wtedy nazywano mnie nie Anna Kowalska, tylko Alicja Leszczyńska. Brzmi dumnie! Cieszyłam się, gdy widziałam swoje nazwisko w napisach, choćby tylko w dwóch filmach.

Jak tu duszno. Rozpięłam górny guzik płaszcza. Zdjęłam chustę z szyi, potrząsnęłam głową, by odegnać zmęczenie. Włosy przerzedziły się, ale dobra fryzura i farba nadawały im pozór gęstości. Znów spojrzałam przed siebie. Ale zamiast własnego odbicia zobaczyłam młodego mężczyznę, który patrzył na mnie i uśmiechał się.

Alicja od razu zareagowała, jak zawsze na męską uwagę. Uniosła lekko podbródek, uśmiechnęła się i zaraz spuściła wzrok. *„Zauważyłam, doceniam zainteresowanie, ale teraz dosyć”*.

*„Trzeba było wziąć taksówkę. Tak, drogo, ale szybko. I nie byłabym taka zmęczona”*, burknęłam w duchu. Trzeci mąż proponował, żebym zrobiła prawo jazdy. Ale nigdy się nie odważyłam. Bałam się.

Edward, trzeci mąż Alicji, był najlepszym z jej oficjalnych małżonków. Szkoda, iż tak wcześnie odszedł. Po nim postanowiła już nie wychodzić za mąż. Zresztą nikt już nie proponował.

A jaka była piękna w młodości, Boże! Szlachetny nosek, czerwone usta, gęste rzęsy. A oczy! Żywe, pełne radości. Figura choćby teraz niczego sobie. Nie każda w jej wieku może się tym pochwalić. *„Dbała o siebie, nie rodziła. I teraz żyjesz sama, zapomniana i opuszczona”*, sarknął wewnętrzny głos.

— Daj spokój — leniwie machnęłam ręką, ale zaraz rozejrzałam się. Ostatnio często gadam do siebie.

Nikt nie zwracał na mnie uwagi. W wagonie było mało ludzi. Ktoś drzemał, ktoś siedział z obojętną twarzą. Tylko ten mężczyzna naprzeciw wciąż na mnie patrzył. Spuściłam wzrok i wróciłam do wspomnień.

Szkoda, iż urodziłam się za późno. Była taka piękna, iż mogłaby zagrać w *„Zimowym zmierzchu”* nie gorzej niż Bohdanowa. Głos miała piskliwy, ale to nie problem – ktoś inny mógłby za nią zaśpiewać. A tańczyła znakomicie.

Na planie pierwszego filmu, gdzie właśnie tańczyła, poznała pierwszego męża, przystojnego i czarującego aktora. Zakochali się w sobie namiętnie. Wyszła za niego bez zastanowienia. Ale nie wytrzymali choćby roku.

Grał nie tylko na scenie. Dowiedziała się o tym, gdy z domu zaczęły znikać pieniądze i biżuteria. Grał dużo, długi rosły. Ani łzy, ani awantury nie pomagały. Gdy ją uderzył, spakowała rzeczy i wyszła.

Niedługo po rozwodzie wyszła za Wiktora. Był od niej starszy o dziesięć lat. Alicja go nie kochała, ale miał pieniądze, dobrą posadę. Miłości pierwszego męża miała już dość. Wiktor dla niej zostawił rodzinę, syna. Była żona często dzwoniła, prosiła, żeby wpadł, bo syn tęskni. Wracał wtedy zamyślony i milczący.

W końcu dostał zawału od tych nerwów i zmarł. Na pogrzebie Alicja nie szlochała jak pierwsza żona. Tamta obejmowała trumnę i krzyczała: *„Na kogoś nas zostawił?! Połóżcie mnie obok niego. Ta aktoreczka do grobu cię doprowadziła…”* Alicja wyszła z cmentarza.

Romansów miała wiele, ale za mąż już się nie spieszyła. A po pięciu latach jednak wyszła za Edwarda, pułkownika w stanie spoczynku. Jak on o nią dbał! Kwiaty, futra, diamenty. Jak za takiego nie wyjść?

Żyli razem dwanaście lat. Prosił, żeby urodziła mu dziecko. Ale się nie udało, a Alicja nie paliła się do macierzyństwa. Zmarł na udar. Przy jego grobie płakała naprawdę. Kochała go jak ojca, jak wiernego przyjaciela. Krewni męża patrzyli na nią ze zdziwieniem i niesmakiem. Jednym słowem – aktorka.

Po pogrzebie tydzień nie wychodziła z domu. Przyszła wierna przyjaciółka Kasia i przeraziła się na widok Anny-Alicji. Nalała jej solidną porcję koniaku, położyła spać. Gdy ta się obudziła, wypoczęta, czekał na nią gorący rosół i fryzjer, który ułożył włosy, zrobił makijaż. Alicja spojrzała w lustro i znów zapragnęła żyć.

Wróciła do teatru. Ale coś w niej zgasło, a i wiek nie był już młodzieńczy. Wielbicieli ubyło. Dostawała role „dojrzałe”. Do zespołu przyszły młode aktorki – Alicja nie wytrzymywała z nimi konkurencji. W filmach też już nie grywała. Obraziła się i odeszła.

Ale trzeba było jakoś żyć. Anna zatrudniła się w domu kultury, została reżyserem amatorskiego teatru. Płacili grosze, ale trzeci mąż zapewnił jej wygodne życie. Sprzedawała futra, biżuterię. W końcu przeszła na emeryturę. Męczyło ją uczenie grać amatorów.

Anna tak się zanurzyła w wspomnieniach, iż nie zauważyła, jak młody mężczyzna przysiadł się do niej.

— Od razu pana poznałem. To Alicja Leszczyńska. Moja mama bardzo pana lubiła. Oglądała filmy z panem, chodziła na spektakle.

Anna uniosła zdziwioną brew.

— Dziękuję — szepnęła, patrząc na niego przez łzy, i w tym momencie zrozumiała, iż choćby jeżeli świat już o niej zapomniał, to jedno szczere spojrzenie wystarczyło, by poczuć się znów ważną.

Idź do oryginalnego materiału