Aktorka
Wanda wsiadła do wagonu metra i opadła na siedzenie. Po co włożyła buty na obcasie? Ano dlatego, iż w każdym wieku kobieta powinna wyglądać jak kobieta.
Spojrzała na swoje odbicie w ciemnej szybie naprzeciw. W sumie całkiem nieźle. „Zwłaszcza gdy się wyśpisz, nałożysz tonę makijażu i spojrzysz nie w lustro, a w ciemne okno” – mruknął w jej głosie wewnętrzny głos.
„Tak, smutne oczy. Pewnie ze zmęczenia”. Wanda oderwała wzrok od odbicia. „Trzeba jednak ubierać się stosownie do wieku, chociaż zrezygnować z obcasów – postanowiła. – O, żeby tylko gwałtownie dotrzeć do domu, zdjąć te przeklęte buty, zrzucić ciężkie futro. Po co ja się tak wystroiłam?”
Od dawna już o niej zapomniano i nikt jej nie rozpoznawał na ulicy, ale nawyk wychodzenia „na ludzi” z pełnym makijażem pozostał. Nie żeby Wanda była sławna. Ale po kilku rolach w filmach zaczęto ją zauważać. A jakich mężczyzn miała! Nie było dnia, by po spektaklu ktoś nie czekał na nią przed teatrem z bukietem kwiatów.
Wtedy nazywała się nie Wanda Kowalska, a Alicja Dąbrowska. Brzmi! Dumna była, gdy widziała swoje nazwisko w napisach, choćby tylko w dwóch filmach.
Jak tu duszno. Wanda rozpięła górny guzik futra. Zdjęła chustę z szyi, potrząsnęła głową, by odpędzić zmęczenie. Włosy przerzedziły się, ale odpowiednia fryzura i farbowanie tworzyły iluzję gęstości. Znów spojrzała przed siebie. Zamiast własnego odbicia ujrzała młodego mężczyznę, który patrzył na nią i uśmiechał się.
Alicja natychmiast zareagowała, jak zawsze na męskie spojrzenia. Delikatnie uniosła brodę, uśmiechnęła się i zaraz spuściła wzrok. W końcu zauważyła, doceniła uwagę i już dość.
„Trzeba było wziąć taksówkę. Tak, drogo, ale szybko. I nie byłabym taka zmęczona” – burknęła pod nosem. Trzeci mąż namawiał ją, by zrobiła prawo jazdy. Ale się nie odważyła. Bała się.
Edward, trzeci mąż Alicji, był najlepszy ze wszystkich jej oficjalnych małżonków. Szkoda, iż tak wcześnie odszedł. Po nim postanowiła już nie wychodzić za mąż. Zresztą nikt już nie proponował.
A jaka była piękna za młodu, Boże! Subtelny nosek, szkarłatne usta, gęste rzęsy. A te oczy! Pełne życia, iskrzące się radością. Figura choćby teraz niczego sobie. Nie każda w jej wieku może się tym pochwalić. „Dbała o siebie, nie rodziła. I teraz żyjesz sama, zapomniana i porzucona” – zjadliwie zauważył wewnętrzny głos.
„Daj spokój” – leniwie odparła Wanda, ale zaraz rozejrzała się wokół. Ostatnio często mówiła do siebie. Nikt nie zwracał na nią uwagi. W wagonie było niewielu ludzi. Ktoś drzemał, ktoś siedział z obojętną miną. Tylko ten mężczyzna naprzeciw wciąż patrzył. Wanda odwróciła wzrok i wróciła do wspomnień.
Szkoda, iż urodziła się za późno. Była tak urodziwa, iż mogłaby zagrać w „Zimowej opowieści” nie gorzej niż Krystyna Janda. Głos miała wprawdzie wysoki, piskliwy. Ale to nic, zaśpiewałby ktoś inny, choćby sama Janda. A tańczyć umiała.
Na planie pierwszego filmu, w którym właśnie tańczyła, poznała pierwszego męża, przystojnego i czarującego aktora. Zakochali się w sobie bez pamięci. Wyszła za niego bez zastanowienia. Ale małżeństwo przetrwało ledwie rok.
Grał nie tylko na scenie. Zrozumiała to, gdy zaczęły znikać pieniądze i biżuteria. Przegrywał dużo, długi rosły. Ani łzy, ani awantury nie pomagały. Gdy ją uderzył, spakowała się i wyszła.
Niedługo po rozwodzie wyszła za Wincentego. Był od niej starszy o dziesięć lat. Alicja go nie kochała, ale miał pieniądze, dobrą posadę. Pierwszego męża wystarczyło. Wincenty dla niej zostawił rodzinę, syna. Była żona często dzwoniła, prosiła, by wpadł, bo syn tęskni. Wracał wtedy do Alicji zamyślony i milczący.
W końcu dostał zawału ze stresu i zmarł. Na pogrzebie Alicja nie szlochała jak pierwsza żona. Tamta obejmowała trumnę i krzyczała: „Na kogoś nas zostawił?! Połóżcie mnie obok niego. Ta aktorka zaprowadziła cię do grobu…” Alicja wyszła z cmentarza.
Romansów miała wiele, ale za mąż już się nie spieszyła. A po pięciu latach wyszła jednak za Edwarda, emerytowanego pułkownika. Jak on ją adorował! Jakie kwiaty jej dawał, futra, diamenty. Jak za takiego nie wyjść?
Żyli razem dwanaście lat. Prosił, by urodziła mu dziecko. Ale się nie udało, a Alicja nie pałała ochotą. Zmarł na udar. Na jego grobie płakała szczerze. Kochała go jak ojca, jak wiernego przyjaciela. Krewni męża patrzyli na nią z niedowierzaniem i dezaprobatą. Jednym słowem – aktorka.
Tydzień po pogrzebie nie wychodziła z domu. Przyszła wierna przyjaciółka Kasia i przeraziła się na widok Wandy-Alicji. Kazała jej wypić solidną porcję koniaku, położyła spać. Gdy Alicja spała, ugotowała rosół. Gdy się obudziła, wypoczęta, czekał na nią smaczny bulion i fryzjer, który ułożył włosy, zrobił makijaż. Alicja spojrzała w lustro i znów zapragnęła żyć.
Wróciła do teatru. Ale coś w niej zgasło, a i wiek nie był już młody. Wielbicieli ubyło. Dostawała role starszych kobiet. Do zespołu dołączyły młode aktorki, Alicja nie mogła z nimi konkurować. W filmach też nie grała. Uraziła się i odeszła z teatru.
Ale żyć trzeba było za co. Wanda zatrudniła się w Domu Kultury, została reżyserem amatorskiego teatru. Płacili mało, ale trzeci mąż zapewnił jej dostatnie życie. Sprzedawała futra, klejnoty. W końcu przeszła na emeryturę. Zmęczyło ją uczenie partaczy.
Tak zanurzyła się w wspomnieniach, iż nie zauważyła, gdy młody mężczyzna usiadł obok niej.
„Od razu pana poznałam. Pan jest Alicja Dąbrowska. Moja mama bardzo pana lubiła. Oglądała filmy z pana udziałem, chodziła na spektakle”.Wanda spojrzała na niego przez chwilę, a potem roześmiała się cicho i powiedziała: “Dobrze, iż choć ktoś jeszcze pamięta”.