Artystka na szczycie

twojacena.pl 1 dzień temu

**Dziennik, 12 grudnia**

Wsiadłam do wagonu metra w Warszawie i ciężko opadłam na siedzenie. Po co adekwatnie założyłam buty na obcasie? No tak, kobieta w każdym wieku powinna wyglądać jak kobieta.

Spojrzałam na swoje odbicie w ciemnej szybie. Nieźle, naprawdę nieźle. *„Zwłaszcza gdy się wyśpisz, nałożysz tony makijażu i spojrzysz nie w lustro, ale w ciemną szybę”* — mruknął wewnętrzny głos.

*„Oczy smutne. Pewnie ze zmęczenia”*. Odwróciłam wzrok. *„Trzeba ubierać się odpowiednio do wieku, przynajmniej zrezygnować z obcasów. O, żeby tylko dotrzeć do domu, zdjąć te przeklęte buty i ciężkie futro. Po co ja się tak wystroiłam?”*

Od dawna nikt jej nie pamiętał ani nie rozpoznawał na ulicy, ale nawyk wychodzenia do ludzi z „twarzą” pozostał. Nie żeby była sławna. Ale po kilku rolach w filmach zaczęto ją zauważać. A ci mężczyźni, którzy za nią łazili! Nie było dnia, by po spektaklu ktoś nie czekał pod teatrem z bukietem kwiatów.

Wtedy nazywała się nie Anna Kowalska, ale Alicja Leszczyńska. Brzmiało dostojnie! Dumna była, gdy widziała swoje nazwisko w napisach, choćby tylko w dwóch filmach.

Duszno. Rozpięłam górny guzik futra. Zdjęłam chustę z szyi, potrząsnęłam głową, by odgonić zmęczenie. Włosy przerzedzone, ale dobra fryzura i farbowanie tworzyły iluzję gęstości. Znów spojrzałam przed siebie. Zamiast własnego odbcia ujrzałam młodego mężczyznę, który patrzył na nią i się uśmiechał.

Alicja zareagowała instynktownie, jak zawsze na męskie spojrzenia. Lekko uniosła podbródek, uśmiechnęła się i zaraz spuściła wzrok. *„Zauważyłam, doceniam uwagę, wystarczy”*.

*„Powinnam wziąć taksówkę. Drogo, ale szybko. I nie byłabym taka zmęczona”*. Trzeci mąż namawiał ją, by zrobiła prawo jazdy. Nigdy się nie odważyła. Bała się.

Edward, trzeci mąż Alicji, był najlepszy ze wszystkich. Szkoda, iż tak wcześnie odszedł. Po nim postanowiła już nie wychodzić za mąż. Zresztą nikt nie proponował.

A jaka była piękna w młodości! Szlachetny nosek, purpurowe usta, gęste rzęsy. A te oczy! Żywe, pełne radości. Figura choćby teraz niczego sobie. Nie każda w jej wieku może się tym pochwalić. *„O siebie dbała, nie rodziła. I teraz żyjesz sama, zapomniana”* — sarknął wewnętrzny głos.

— Daj spokój — odparła leniwie, ale zaraz rozejrzała się. Ostatnio często mówiła do siebie. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Wagom było półpusto. Jedni drzemali, inni gapili się w przestrzeń. Tylko ten mężczyzna naprzeciwko wciąż na nią patrzył. Spuściła wzrok i wróciła do wspomnień.

Szkoda, iż urodziła się za późno. Mogłaby grać w „Zimowym zmierzchu” nie gorzej niż Żabczyński. Głos miała piskliwy, ale co tam — zaśpiewałby ktoś inny. A tańczyć umiała.

Na planie pierwszego filmu, gdzie właśnie tańczyła, poznała pierwszego męża, przystojnego aktora. Romans był burzliwy. Wyszła za niego bez namysłu. Rozstali się po roku.

Grał nie tylko na scenie. Zorientowała się, gdy zaczęły znikać pieniądze i biżuteria. PrzeA kiedy kilka dni później spotkała go przypadkiem na ulicy z młodą kobietą w futrze, które kiedyś było jej, uśmiechnęła się gorzko i poszła dalej, bo zrozumiała, iż jedyną rolą, jaką odgrywała w jego życiu, była ta najbardziej przyziemna – łatwowiernej staruszki z oszczędnościami.

Idź do oryginalnego materiału