Anna nigdy nie ufała swojemu mężowi

newsempire24.com 3 tygodni temu

Ania nigdy nie ufała swemu mężowi. Dlatego musiała liczyć wyłącznie na własne ręce tak układało się w ich małżeńskim świecie.
Wiktor, jej współmałżonek, był piękny niczym makowy kwiat i zawsze duszą każdej towarzystwa. Pił alkohol z umiarem, nie palił, nie pędził na futbolwędkowaniepolowanie. W skrócie: chłopak choćby do pałacu.
Z tych licznych zalet Ania wyczuwała, iż mąż szuka ukojenia poza granicami domu. Takich mężczyzn w ciągu dnia z ogniem nie znajdziesz, a łowczynie same przyjdą
Jedyną niewielką ostoją w jej niepokoju był fakt, iż Wiktor kochał ich małego synka. Nie miał w sobie nic oprócz Stefanka. Cały wolny czas poświęcał dziecku, więc Ania sądziła, iż ta rozpalona ojcowska miłość wystarczy, by utrzymać rodzinę.

W szkole Anię drwiło Jasiek za ognistorzeczywisty kolor włosów i piegi, które były jak rozsypany cukier na jej twarzy.
Matka, piękna jak z płótna, od dziecka podpowiadała córce: Ania, jesteś jak brzydki kaczek. Przepraszam to porównanie, ale prawda musi wyjść na jaw. Kto ci to powie w oczy? Tylko matka. Małżeństwo nie przyjdzie samo, więc musisz polegać na sobie. Ucz się pilnie, po studiach podążaj własną ścieżką. A gdyby jakiś dobry człowiek się zjawił, nie bądź wrogo nastawiona. Bądź mu posłuszną żoną. To przesłanie Ania zachowała na całe życie.

Po ukończeniu szkoły z złotym medalem Ania ruszyła na uniwersytet. Tam spotkała przyszłego męża. Dziewczyna nie rozumiała, co przyciągnęło tak pożądany młodzieniec. Wiktor przyznał później, iż była jedyną, do której nie odważył się podejść. Ania nie używała makijażu, nie nosiła krzykliwych ubrań, nie flirtowała, a gdy zorientowała się, iż jest obiektem poważnych zalot, przejęła inicjatywę. Zaproponuję ci małżeństwo rzekła, nie tracąc szansy losu. Wiktor początkowo był zdumiony tak niepoważnym proponowaniem, ale Ania obiecała być cichą, skromną i wierną żoną. Miłość przyjdzie z czasem zapewniała. W końcu Wiktor zgodził się wziąć ją za żonę, a matka Wiktora pomogła rozwiać wątpliwości.

Gdy po raz pierwszy Wiktor przywiódł swoją przyszłą teściową, Wiktoria Ołek spojrzała na Anię surowo, oceniając ją nieprzyjemnym wzrokiem. Kobieta nie widziała w niej piękna, a jedynie piegowatą szparę. Mówiła: Syn jest piękny jak wschód słońca, a ty? Coś takiego. Pierwsze spotkanie nie należało do udanych.

Ania zauważyła niezadowolenie przyszłej teściowej. Głęboko w sobie rozumiała, iż przystojny mąż może być przeszkodą szczęścia domowego, ale nie zamierzała tracić szansy. Udała się do matki Wiktora bez Wiktora przy sobie. Matka, samotna po odejściu byłego męża, przyjęła ją, podała herbatę i, ku zdziwieniu Anii, odczuła, iż zaczyna ją lubić. Przyzwyczajam się pomyślała Wiktoria. Ania obiecała, iż będzie wierną i poddańczą żoną, co przeważyło wszelkie wady przyszłej synowej.

Wiktoria Ołek, po latach opuszczenia przez męża i powrotu wyczerpanego, zadawała sobie pytanie, czy nie powinna wybaczyć niewierności. Jednocześnie uważała, iż podtrzymać syna w trudnej sytuacji wymaga zgody na wybór jego serca. Zatwierdzając wybór syna, pobłogosławiła małżeństwo Wiktora i Ani.

Rok później urodził się syn Stefan dokładna kopia przystojnego ojca, co wywołało euforia w sercu Wiktorii. Wiktor trzepotał nad nim niczym szalony ćmy, a chłopiec stał się sensem jego życia. Jednak miłość do żony nie zapłonęła. Ania też nie rozgorzała namiętnością. Ich relacje były spokojne, rutynowe: prała, prasowała koszule, gotowała, całowała go w policzek na dobranoc. Wiktor oddawał całe wynagrodzenie Ani, dawował kwiaty na urodziny, całował ją rano i wyruszał do pracy. To przypominało rytuał, nie miłość.

Po pięciu latach Wiktor odnalazł to, czego szukał nie w domu, ale w niebiańskiej piękności o imieniu Bogna. Była niczym zorza, czarująca i nieziemska. Bogna odwzajemniła uczucia zamężnego adoratora. Spotykali się w kawiarniach, na ławkach, w mieszkaniach przyjaciół tajemne spotkania wyczerpywały Wiktora. Stefan częściej widział nerwowego ojca niż kochającego. Bogna postawiła ultimatum: Albo zostaniesz ze mną, albo zostaniemy przyjaciółmi.

Wiktor był zagubiony. Nie chciał stracić Bogny, ale syn był równie cenny. Nie myślał o Ani jakby nie było żadnej przeszkody. Gdy Stefan miał pięć lat, Wiktor spakował rzeczy i opuścił dom.

Ania coraz częściej wspominała mądrą matkę. Słowa, które kiedyś raniły, teraz stawały się tarczą: nie skoczy z mostu, nie będzie płakać w trzech strumieniach.

Historia ta, choć bolesna, odcięła kawałek serca, który zsunął się w najgłębsze zakamarki duszy, czekając na swój los. Szczęście, jak wolny ptak, wylatuje tam, gdzie zechce.

Ania wypiła kielich rozlanej żony do końca. Na pożegnanie rzekła Wiktorowi: Gdy się zastanowisz, drzwi zawsze będą otwarte. Nie zwlekaj z powrotem. Stefan cię bardzo kocha. Nie pozwól mu cierpieć.

Wiktor przez pół roku wahał się między synem a Bogną. Ania chroniła szczoteczkę po jego zębach, trzymając ją w osobnym kubeczku w łazience. Gdy Wiktor mył ręce, szczoteczka patrzyła na niego jak milczący oskarżyciel. Pewnego dnia schował ją do kieszeni, chcąc wyrzucić. Następny raz znalazł w kubku nową szczoteczkę.

Na kuchni czekała ulubiona filiżanka kawy, a w korytarzu buty domowe czekały na swego właściciela drobne domowe elementy drapały duszę Wiktora. Próbował jak najszybciej bawić się ze Stefanem i uciec z domu, nie potrafiąc wyjaśnić sobie, dlaczego odszedł. Nieznana siła pchała go ku Bognie, rozdzierając serce.

Wiktor pytał siebie: Co zrobić, by nie ranić bliskich? Nie było odpowiedzi. Mógłby zamknąć drzwi przed sobą, przekląć kochankę, ale Ania milczała, a gdy Wiktor odchodził, mówiła spokojnie: Wracaj, Witosiu. Nie zapominaj o nas.

Bogna, zmęczona, nie lubiła zamieszania wokół Stefana. Przypominała Wiktorowi: jeżeli odejdę, to dlatego, iż kochasz syna bardziej niż mnie. Tak to trwało latami.

Kobiety Anii szeptały: Boże, poślub się już! Czego czekasz? Twój ojciec potrzebuje cię codziennie, nie tylko w święta. Jesteś jeszcze młoda! Porzuć Wiktora! Ania słuchała, wzdychała i milczała. Z czasem przyjaciółki przestały namawiać przyzwyczaili się, iż jest sama.

Czas płynął nieubłaganie. Wiktor przestał odwiedzać Stefana. Ojciec i dorosły syn spotykali się na neutralnym gruncie. Stefan kończył szkołę. Ania ostatecznie uznała, iż mąż nie wróci minęło dwunastu lat od jego odejścia. Postawiła wielką kropkę na tym rozdziale i przestała czekać. Pozostała pełna sił, by urodzić drugie dziecko, ale los nie sprzyjał. Ania wzięła wyjazd i poleciała w ciepłe miejsca, gdzie przeżyła krótką, beztroską przygodę.

Po dziewięciu miesiącach Stefan miał siostrzyczkę Maśkę. Przyjaciółki Anii były zdumione jej zdecydowanym krokiem. Stały przy progu szpitala, czekając na noworodka. Młoda matka wyszła zmęczona, ale szczęśliwa, trzymając w rękach pakunek ozdobiony różowymi wstążkami.

Cześć dziewczyny! Proszę, kochajcie i szanujcie moją Maśkę! uśmiechała się Ania.

Jedna z przyjaciółek podpytała:
A jak będę wołać ją po imieniu i patronimiku?
Do patronimu trzeba dorosnąć! odparła młoda mama.

Żadne żarty nie przyćmiły euforii Anii. Całe życie stało się poświęcone wychowaniu Maśki. Stefan był pierwszym i niezastąpionym pomocnikiem, kochał siostrzyczkę. Nie zadawał Maśce trudnych pytań o ojca, bo mama była przepełniona szczęściem.

Gdy Maśkę przyjęto do przedszkola, miała trzy lata. Tam rówieśnicy oświecili ją, iż dzieci mają nie tylko mamy, ale i tatusiowie! Maśka od tamtej pory nazywała ojca Stefana tatusiem. Było to jednocześnie zabawne i gorzkie.

Pewnego wieczoru w mieszkaniu Anii rozległ się niepewny dzwonek. Maśka pobiegła do drzwi, krzycząc: To mój tata! Ania spojrzała w wizjer i zobaczyła Wiktora! Otworzyła drzwi szeroko.

Czy mogę wejść, Aniu? zapytał spóźniony gość, stąpając niepewnie.
Wejdź, jeżeli przyszedłeś. odpowiedziała Ania, nie kryjąc zdziwienia.

Wiktor odłożył dwie pełne torby i zdjął plecak. Maśka rzuciła się w ramiona nieznanego mężczyzny:
Mamo, to mój tata, prawda?
Ania ze łzami w oczach przytuliła córkę:
Tak, Maśka, to twój tata.

Wiktor wziął dziewczynkę na ręce, pocałował piegowaty nosek, pogłaskał złote loki: Cześć, mój rudy! Potem przysunął się do Anii, głośno całując.

Dziękuję ci, Aniu, za wszystko. Czy wybaczysz mi? próbował uklęknąć, ale Ania chwyciła go za łokieć, nie pozwalając zejść na kolana.
Witaj, mój gorzki miodzie! Byłeś nieobecny przez siedemnaście lat, ale nie ma urazy. Kto wspomni przeszłość, temu nic nie szkodzi. Widzisz, potrzebujemy ojca westchnęła, łagodząc ton.

Stefan stał z otwartymi ustami, obserwując całość z fascynacją.

Po kilku tygodniach Ania, uspokojona po burzy emocji, zadzwoniła do ciekawskiej przyjaciółki i powiedziała: Chcesz znać patronimiku mojej córki? To Wiktorównа zapamiętaj: Maria Wiktorównа! Bez odmiany!

Idź do oryginalnego materiału