Anna i Asia nie dały się nabrać. Teraz zdradzają, jak działają "oszuści z Tindera"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. 123rf


Jeśli myślisz, iż nikt już nie nabiera się na te triki, jesteś w błędzie. Szemrana partia czai się na każdym rogu internetu. Oto dwie historie, które przydarzyły się moim znajomym*. W tym przypadku wynik rozgrywki oszuści kontra szukające miłości kobiety: 0:2, ale wciąż nie jest to – niestety – normą.


*Na prośbę moich znajomych zmieniłam w artykule ich imiona. Screeny są prawdziwe i pokazują, jak działają tacy oszuści.

Mieszkanka warszawskiej Pragi straciła 65 tys. zł, z danych FBI wynika, iż Amerykanki w 2021 roku straciły 1 miliard dolarów – to wszystko z powodu współczesnych oszustów matrymonialnych.

"Oszust z Tindera" to nie tylko popularny dokument, w internecie roi się od mężczyzn pragnących wykorzystać kobiety szukające miłości.

Anna i Asia podzieliły się z MamaDu swoimi historiami: one nie dały się nabrać "romantycznym oszustom".


Myśliwi XXI wieku polują w internecie. Ofiarami są kobiety takie jak mieszkanka Warszawy, która niedawno straciła 65 tys. zł po tym, jak poznała na portalu randkowym "amerykańskiego żołnierza". Miał problemy finansowe, to pomogła. Kilka razy, bo przecież kochał.

Kto się w ogóle na to daje nabrać?


Katarzyna Menakiewicz, terapeutka, która nie raz miała do czynienia z kobietami oszukanymi przez takie "świetne" partie, w wywiadzie dla Onetu tak opisuje ofiary:

Wykorzystywanie kobiecego marzenia o miłości przez oszustów nie jest wcale nowym zjawiskiem. Pomyślcie o polskim "Tulipanie", który na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku oszukał ok. 2 tysięcy kobiet na łączną kwotę 10 milionów złotych. Oszuści matrymonialni, bo tak nazywało się ich przed pojawieniem się tych z internetu, działają od dawna, teraz otrzymali po prostu wygodniejsze narzędzie dla swojej aktywności.

"Chcę być przyjacielem twym"


O tym, iż oszustwa o "romantycznym" charakterze są powszechne, łatwo się przekonać, przeglądając media społecznościowe. Wystarczy przez chwilę scrollować Facebooka, żeby pod artykułami czy zdjęciami natknąć się na pozostawione pod komentarzami kobiet wiadomości od mężczyzn. "Łowcy" piszą swoje komentarze łamaną angielszczyzną lub przy pomocy tłumacza google, a brzmią one mniej więcej tak:

Według FBI ofiary "romantycznych oszustów" w samym tylko 2021 roku straciły 1 miliard dolarów. "Chociaż każdy może paść ofiarą tego oszustwa, wiadomo, iż ci źli aktorzy atakują kobiety w wieku powyżej 40 lat, owdowiałe, rozwiedzione, starsze i/lub niepełnosprawne" – informowało FBI w swoim komunikacie prasowym.

Dlaczego kobiety dają się nabrać?


Chociaż może to brzmieć niewiarygodnie, kobietom w aplikacjach randkowych zdarza się po prostu stracić czujność. Są przecież w miejscu, w którym inni też mają szukać czegoś podobnego, prawda? Poza tym, dlaczego zawsze wymaga się od kobiet czujności? Czasem chciałoby się choć na chwilę opuścić gardę.

– jeżeli chcesz, żeby coś było prawdziwe, tak to będziesz postrzegać – skomentowała w "The Washington Post" zachowanie bohaterek netfliksowskiego dokumentu "Oszust z Tindera" Jui Ramaprasad, profesorka nadzwyczajna na Uniwersytecie Maryland, specjalizująca się m.in. w portalach i aplikacjach randkowych.

Zdaniem Ramaprasad, oszuści tego typu łatwo znajdują słabe punkty swojej potencjalnej ofiary. A poszukiwanie miłości w tym przypadku okazuje się właśnie taką słabością. jeżeli kobiety marzą o uczuciu, są w stanie uwierzyć, iż oto nareszcie je znalazły. Na portalach randkowych kobiety rozglądają się przecież za miłością, a nie oszustami.

Historia 1: on chce dostać prezent


Anna [imię zmienione – przyp. red.] zamieszcza na Facebooku swoje zdjęcie z jakiegoś niedawnego wyjścia. Ładna, w średnim wieku, na jej profilu nie ma zdjęć z mężczyzną, wniosek: może być wolna. jeżeli choćby nie jest, nie szkodzi, to naprawdę w niczym oszustom internetowym nie przeszkadza. Po krótkim czasie dostaje zaproszenie do znajomych od mężczyzny o obcobrzmiącym nazwisku. Nie pierwsze, ale zastanawia ją to, iż ten ma w swoich znajomych jej koleżankę. To usypia jej czujność.

A co mi tam – myśli i akceptuje zaproszenie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ikonka powiadamiająca o nadejściu nowej wiadomości od razu rozbłyskuje na czerwono (jako ta flaga, czerwona oczywiście). Dalej wszystko toczy się szybko. Mężczyzna o nicku Peters niemal natychmiast łamaną polszczyzną pisze, iż jest piękna i… prosi o prezent. Właśnie ma urodziny! Prezentem miałby być przelew. Ania blokuje go od razu, tortu urodzinowego od niej jeść nie będzie. Nie postarał się.

Historia 2: inżynier z USA szuka miłości


Piątkowy wieczór, Joanna [imię zmienione – przyp. red.], kobieta po 40., singielka, przegląda profile na popularnym portalu randkowym. Nikt jej się nie podoba, ciągle przesuwa w lewo, bo albo światopogląd nie do pogodzenia z jej własnym, albo facet w związku szukający dyskretnej znajomości, albo zwyczajnie mężczyzna nie w jej typie. W końcu wyświetla jej się Hans. Słabe imię, ale twarz całkiem przyjemna. Coś w niej sympatycznego. Przesuwa w prawo.

Tadam! Match made in heaven – jak mawiają Anglosasi. Jest para i od razu jest też wiadomość od Hansa. Mężczyzna jest Norwegiem, przeprowadził się z Oslo do Nowego Jorku, kiedy był dzieckiem. Teraz jest w Polsce na konferencji biznesowej, jest bowiem inżynierem (a jakże!), a jego firma chce go przenieść z USA do Polski (no przecież!).

Asia gwałtownie zaczyna podejrzewać, iż mężczyzna jest typowym "oszustem z Tindera". Postanawia jednak trochę tę konwersację jeszcze pociągnąć, bo jest ciekawa, jak to się rozwinie.

Smutne życie amerykańskiego inżyniera


Bardzo miał nieszczęśliwe życie ten koleżka: jego tata zmarł, gdy on był w "delikatnym wieku", żyli w biedzie, mamusia zabrała go do Nowego Jorku. Mama jest najważniejszą i najwspanialszą kobietą w jego życiu (Hans załącza zdjęcie blond mamy). Rozwiódł się pięć lat temu. Przyłapał żonę ze swoim najlepszym przyjacielem. W ich własnej sypialni! Przez pięć lat był singlem, z nikim się nie spotykał, leczył złamane serce. Na domiar złego rok temu zmarł mu kot.

Joanna postanawia dzięki wyszukiwania obrazem zlokalizować prawdziwego mężczyznę, pod którego podszywa się Hans. Bingo!

Mężczyzną tym okazuje się amerykański coach, który na IG ma ponad 9 tys. obserwujących. Człowiek ten jest świadomy tego, co się dzieje, zamieścił na swoim profilu choćby wideo, w którym mówi, iż ktoś podszywa się pod niego na aplikacjach randkowych. Wszystkie zdjęcia "Hansa" są ukradzione z profilu tego mężczyzny. Łącznie z fotką mamy. Chociaż kobieta ze zdjęcia rzeczywiście jest matką. A adekwatnie była, bo instagramer zamieścił to zdjęcie przy poście, w którym ze smutkiem informował o jej śmierci.

Na co uważać?


– Intensywne zainteresowanie od samego początku to czerwona flaga – ostrzega w "The Washington Post" Erica Kaplan, swatka i wiceprezeska biura matrymonialnego "Three Day Rule". Podkreśla, iż w takich portalach normą jest raczej bierność i milczenie, a nie bombardowanie miłością na samym starcie.

Potwierdza to historia Asi. Wspomniany Hans, amerykańsko-norweski inżynier, w ciągu pierwszych pięciu minut czatu wyznał jej, iż szuka miłości i jest zmęczony samotnością. Że założył profil na tym portalu tydzień temu, ale tylko z nią dobrze mu się pisze. I jest naprawdę najwspanialsza! A w ogóle, to słyszał, iż Polki są najbardziej romantyczne na świecie.

Mężczyzna gwałtownie zaczyna do niej pisać per "my dear". Dużo podróżuje zawodowo, ale chce się osiedlić na stałe w Polsce i wybudować tutaj dom. Ze wszystkich miejsc na świecie, które odwiedził, najbardziej podoba mu się właśnie Polska. Ale jeżeli ona lubi podróżować, to będą podróżować razem. Bo ona jest naprawdę wspaniała. On chciałby dla niej gotować i robić jej śniadanie do łóżka.

Happy endu nie będzie


– Ktoś, kto naprawdę od początku obsypuje nas ciągłymi pochlebstwami, ciągłą uwagą, robi niespotykanie szybkie plany na wspólną przyszłość, w końcu okazuje się po prostu manipulatorem – mówi Kaplan i wyjaśnia: – Często ci ludzie mają naprawdę narcystyczne tendencje lub są bardzo niepewni siebie. Podoba im się pomysł skupienia na sobie uwagi wielu kobiet naraz. To tak naprawdę forma kontroli i manipulacji.

Kiedy Joanna zdemaskowała oszusta, "Hans" początkowo szedł w zaparte i udawał, iż nie wie, o czym ona pisze. Pytał nawet, czy dla niej to wszystko było grą. A kiedy już widział, iż nic z tego nie będzie, napisał jej, iż jest wariatką.

Bo, jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak. Co byłoby dalej, nie wiadomo, bo zablokowała "Hansa" we wszystkich kanałach, uprzednio zgłaszając jego fejkowy profil administracji portalu. Nie zdążył poprosić jej o pieniądze. Czy inne kobiety też go w porę przejrzały?

źródła: kobieta.onet.pl, thewashingtonpost.com


Idź do oryginalnego materiału