Gdy mam wymienić ulubioną książkę z dzieciństwa to bez zastanowienia podaję “Anię z Zielonego Wzgórza” i “Dzieci z Bullerbyn”. Historia rudowłosej Ani, jest bez wątpienia tym, co kojarzy mi się z dzieciństwem. Potem sięgałam po kolejne książki z cyklu, oglądałam filmy (niestety, bardzo się zawiodłam na kolejnych filmach, gdzie kompletnie pomieszano fabułę). Z kolei serial Netflixa jest dla mnie absolutnie doskonały mimo zmian w historii :)
Poniższą sukienkę kupiłam już dość dawno na allegro, ostatnio wisiała w szafie zapomniana, ale właśnie ze strojami Ani mi się skojarzyła.
Dziewczynka, około lat jedenastu, ubrana była w bardzo krótką, wąską i brzydką sukienkę z szarożółtej szorstkiej wełny. Na głowie miała wyblakły, brunatny kapelusz marynarski, spod Którego opadały na ramiona dwa bardzo grube, czerwone jak ogień warkocze. Twarzyczka jej była drobna, blada, chuda i bardzo piegowata, usta szerokie, duże, zmieniające barwę oczy, to zielone, to znowu szare. Tyle zauważyłby przeciętny obserwator. Bardziej bystry spostrzegłby, iż podbródek dziewczynki był spiczasty i wystający, iż wielkie oczy były pełne życia i inteligencji, usta wymowne i pełne słodyczy, czoło zaś szerokie i rozumne. Słowem, bardziej spostrzegawczy obserwator doszedłby do wniosku, iż niepospolitą duszyczkę musiała posiadać ta biedna, bezdomna istotka, której nieśmiały Mateusz Cuthbert tak bardzo się przeraził. wprawdzie tu jest mowa o marynarskim kapeluszu, ale w wersji filmowej Ania ma słomkowy.
Wykorzystując czas i piękną pogodę, postanowiłam zamienić się też w dorosłą Anię. Za inspirację znów posłużył film. Niestety nie udało mi się uzyskać wymarzonej i porządnej fryzury, ale czytając książkę na polanie, Ania nie musiała mieć idealnie ułożonych włosów ;)Fot. Anna Bujoczek