Kasia zaglądała do niej co drugi dzień. Zostawiała przy łóżku jedzenie i wodę, po czym gwałtownie wychodziła.
Mam sąsiadkę o imieniu Kasia. Jej matka od lat mieszka samotnie. Niegdyś była świetną kucharką z euforią gotowała i piekła dla całej rodziny, a choćby częstowała sąsiadów swoimi wypiekami.
Kasia jednak wstydziła się matki, bo była prostą wiejską kobietą, która całe życie ciężko pracowała na roli. Po śmierci męża została zupełnie sama. Córka odwiedzała ją bardzo rzadko, a starsza kobieta zaczęła coraz częściej zapominać o różnych sprawach, czasem choćby mówiła rzeczy bez ładu i składu.
Pewnego dnia Kasia przyszła do matki i poczuła ostry zapach spalenizny. Okazało się, iż kobieta zostawiła włączony piekarnik.
Co ty wyrabiasz? choćby jedzenia sobie nie podgrzejesz, żeby nie spalić domu? Kasia zaczęła krzyczeć.
Kochanie, wybacz! To mi się pierwszy raz zdarzyło! tłumaczyła się matka.
Z czasem jej zdrowie pogarszało się coraz bardziej. Ledwo mogła chodzić choćby po własnym mieszkaniu. Pewnego dnia zadzwoniła do córki i powiedziała:
Kasiu, źle się czuję! Ciśnienie mi podskoczyło! Przyjedź, proszę
A ja jestem lekarzem? Dzwonić po pogotowie! odparła Kasia i rozłączyła się.
Później matka przestała wychodzić w ogóle, a Kasia musiała przyjeżdżać co tydzień. Kupowała najtańsze produkty, trochę sprzątała i wynosiła śmieci, ale przy tym wściekała się:
Jak można tak żyć? Mieszkasz sama, a w domu jak po huraganie! Nie wstyd ci?
Zazwyczaj trzaskała drzwiami i odchodziła. W końcu matka przestała choćby wstawać z łóżka. Kasia zaglądała co dwa dni, zostawiała jedzenie i znikała. Pewnego dnia przyszła, a matka już nie żyła. Po pogrzebie córka często przychodziła na grób.
Powtarzała w kółko:
Jak ja tęsknię za moją kochaną mamcią! Była dla mnie najważniejszą osobą na świecie!
Czy naprawdę pamiętała tylko dobre chwile? Czy zapomniała, jak zaniedbywała matkę, jak odmawiała pomocy, jak gardziła jej starością? Czasem miłość przychodzi za późno, gdy już nie ma komu jej ofiarować.




