Na Angistri popłynąłem w poniedziałek. Uznałem, iż zamknięte muzea to doskonały pretekst, by zrobić sobie wolne i poszukać jakiejś niewielkiej rajskiej plaży.
Rozkład porannych promów miałem już w głowie, bo już jakiś czas mieszkałem w Atenach. Zerwałem się dość wcześnie i ruszyłem do Pireusu. Kupno biletów wbrew pozorom wcale nie było takie proste, na szczęście obyło się bez przygód i już po chwili płynąłem w kierunku najmniejszej wyspy Zatoki Sarońskiej.
Kiedy przybiliśmy do brzegu w Megalochori, wpadłem w popłoch. W poszukiwaniu raju trafiłem do turystycznego piekiełka. Pięknie nie było, to pewne. Nie da się ukryć, iż hotele i tymczasowa turystyczna zabudowa nie nastroiły mnie najlepiej, ale miałem ręcznik w plecaku i plan, więc postanowiłem się go trzymać. Moim celem była plaża Dragonera, oddalona od portu o mniej więcej trzy kilometry. Miałem nadzieję, iż złapię jakiś autobus, bo słyszałem, iż po wyspie jeździ takowy, ale po krótkim rozeznaniu zmieniłem zamiar. Doszedłem do wniosku, iż trzy kilometry to w sumie niewiele, a samo szukanie przystanku może zająć mi więcej czasu niż cała ta wycieczka. Ruszyłem przed siebie bez wahania. Minąłem budki z lodami i piwem, choćby nie zatrzymując na nich wzroku. Uznałem też, iż przeżyję bez dmuchanych piłek i materaców z jednorazowego plastiku.
Z każdym kolejnym krokiem robiło się ładniej. Po prawej miałem morze, po lewej skały, a nad głową – greckie słońce.
Mało brakowało, bym zaczął podśpiewywać, ale uznałem, iż nie będę robił konkurencji cykadom, które najwyraźniej przyleciały tu na urlop z Cyklad. Hałas, który robiły, był porównywalny z tym z ateńskich nocnych klubów. Do tego rozgrzane słońcem sosny najwyraźniej postanowiły zafundować mi aromaterapię, bo żywiczne aromaty przesyciły powietrze.
Z każdą chwilą byłem coraz bardziej zachwycony i coraz bardziej. Droga miejscami wiodła pod górę, a upał nie pomagał w utrzymaniu tempa marszu. Zrobiło mi się nieco słabo, gdy się okazało, iż jestem dopiero w połowie trasy, miałem bowiem wrażenie, iż idę już trzy dni. Pot lał się ze mnie strumieniami. Rozejrzałem się dookoła, ale byłem sam jak palec.
Asfaltowa droga wiła się jak ja w fotelu u dentysty; cień raz był po prawej, raz po lewej, więc i ja przemieszczałem się z jednej strony jezdni na drugą z nadzieją, iż żadna policja nie będzie tędy przejeżdżać. Nagle zobaczyłem nieco węższą, kamienistą drogę w dół, a nabazgrany na desce napis głosił, iż droga wiedzie na plażę Dragonera. Niedługo później ujrzałem kilka parasoli, parę leżaków do wynajęcia, barek z piwem i innymi zimnymi napojami. Najważniejsze było jednak to, iż przed oczami miałem przepiękną kamienistą plażę z wodą w kolorze oczu Elizabeth Taylor. Było lepiej, niż się spodziewałem.
Minąłem leżaki i rozejrzałem się za jakimś miłym zakątkiem do plażowania. Miniaturowa zatoczka była pusta, na plaży nie brakowało miejsca do rozłożenia ręcznika, woda rozkosznie szumiała, uznałem więc, iż dalej szukać nie będę. Chwilę później, po schłodzeniu się w morzu, leżałem już na kamieniach i czytałem sobie o historii Angistri. Byłem absolutnie zachwycony, bo razem z personelem budki z napojami dokoła było może dwadzieścia osób, a ciszę przerywały jedynie cykady i dźwięk fal rozbijających się o brzeg.
Angistri jest bliską sąsiadką Eginy i to z nią łączy się tutejsza historia. Władcą obu wysp był mityczny król Ajakos. Nie byle kto, bo jak to w Grecji, doskonale ustosunkowany – był w końcu synem Zeusa i nimfy Eginy. Trochę gorzej, iż Egina była z kolei córką Asoposa, ten zaś był synem Zeusa. Z przerażeniem stwierdziłem, iż pradziadek króla był jednocześnie jego ojcem. Skomplikowana historia rodzinna nie przeszkodziła Ajakosowi w karierze. Egina nie była zamieszkaną wyspą, więc chłopak zwrócił się do ojca o pomoc, a Gromowładny zamienił żyjące na wyspie mrówki w wojowników. Mormonidowie, którzy swą nazwę wywodzą właśnie od mrówek, byli wyjątkowo dziwni, ale bitni i lojalni, co pozwoliło Eginie i Angistri zapisać się na kartach Iliady. Homer wspomina bowiem o dzielnych żołnierzach z obu wysp, którzy pod wodzą Achillesa dokonywali cudów w trakcie wojny trojańskiej. Sam Achilles też jest poniekąd związany z Angistri, bo Ajakos był jego dziadkiem.
Nieco później, już w średniowieczu, Angistri podążało historyczną drogą całej Grecji. Początkowo wyspa była częścią Cesarstwa Bizantyńskiego, a następnie została podbita przez Turków. Kiedy Grecja odzyskała niepodległość, Wyspy Sarońskie od razu stały się częścią nowego państwa, a na Eginie stacjonował choćby przez chwilę pierwszy grecki rząd pod wodzą gubernatora Ioannisa Kapodistriasa.
Na tym etapie uznałem, iż wiem już wystarczająco dużo i pora coś przekąsić. W plecaku oprócz książki i ręcznika miałem pudełko z favą, grecką pastą.