Bufet, jak bufet, jest zaopatrzony, zależy, czy tu, czy gdzieś tam. Tańcz, póki żyjesz i śmiej się do żony. I pij... zdrowie dam - wyśpiewywała w tle Maryla Rodowicz, a wtuleni w siebie partnerzy kiwali się na boki. Panie ubrane były w połyskujące sukienki z tafty, panowie w satynowe metaliczne koszule. Do tego natapirowane loki i koki, wykończone brokatowym lakierem. Wszyscy są zgodni - sylwestrowe zabawy w królestwie kiczu pamiętamy do dziś. Jak Polacy bawili się w latach 90. i początku lat 00.?
REKLAMA
Zobacz wideo Wiktor Dyduła podbija internet. Wcześniej był kelnerem. "Trening charakteru"
"Szampan lał się litrami. Nieraz zdarzyło się, iż ktoś coś rozbił, potłukł"
- Moje dzieci wznoszą oczy do sufitu, kiedy z tęsknotą wspominam sylwestrowe imprezy w remizie, ale prawda jest taka, iż nigdy nie bawiłam się tak dobrze jak w tamtych latach. Może nie było luksusów, ale wszyscy mieli w sobie więcej luzu - mówi Małgorzata.
Zobacz także: Polka mieszka w Albanii. "Kobiety tu są bardzo cwane. Dyrygują mężami"
- Ponieważ na sali były trzy rzędy stołów z ciasno ustawionymi dookoła szkolnymi krzesłami, jeść można było tylko wtedy, gdy ktoś zrezygnował z posiłku i poszedł tańczyć. Normalnie nie było możliwości operowania sztućcami. Dania ciepłe podawane były na zimno, ale nikt się tym nie przejmował. Podobnie jak nikogo nie irytowało linoleum, które przyklejało się do butów w czasie tańca. Nie było żadnych kłótni, nerwów na kelnerów. Przyszliśmy się bawić i tego trzymaliśmy - opowiada.
Na stołach honorowe miejsce zajmowała sałatka jarzynowa, ogórki kiszone i wędliny. Do tego klasyki: rosół, schabowy z ziemniakami, a po północy barszczyk z krokietami. Jak śmieje się Małgorzata: "Menu typowe pod wódkę czy bimber. Co, kto woli".
Nowy Rok Fot.Tomasz Wiech / Agencja Wyborcza.pl
- Alkohol lał się strumieniami. Nieraz zdarzyło się, iż ktoś coś rozbił, potłukł. Kelner przybiegał i od razu: "Nic się pan nie martw, zaraz to sprzątniemy". Dziś mam wrażenie, iż płaci się za bal dwa razy więcej, a kelnerzy tylko chodzą po sali i patrzą z zażenowaniem, jakby pracowali za karę - mówi. Jak dodaje, ma podobne spostrzeżenia, jeżeli chodzi o relacje towarzyskie. - Kiedyś choćby osoby, których wcześniej się nie znało, po kwadransie stawały się najlepszymi towarzyszami imprezy. Z niektórymi do dziś wymieniamy noworoczne życzenia. Teraz każdy bawi się na balach we własnym gronie. To już nie to samo - kwituje.
"Orkiestra przegapiła północ"
Podobnie jak Małgorzata, Irena również ma sentyment do imprez sylwestrowych z tamtego okresu. - Pamiętam taki bal, na którym orkiestra bawiła się jeszcze lepiej niż goście. Pan wodzirej chyba z każdym się napił, nad każdym stołem się pochylił. I z tego wszystkiego aż przegapił północ! Jakiś facet wyszedł zapalić i zobaczył, iż strzelają. Wraca, coś bełkocze: "Fajerwerki! Nowy Rok". Patrzymy na zegarki: "Rzeczywiście!". I wszyscy w śmiech. To był najlepszy dowód, iż impreza była udana. Właśnie takie wspomnienia zostają - mówi.
Bal sylwestrowy Fot. Dariusz GORAJSKI/ Agencja Wyborcza.pl
Dodaje, iż ważnym elementem przygotowań do balu sylwestrowego, była wizyta u fryzjera i kosmetyczki. - To nie tak, jak dziś, iż każdy uszykuje się w domu, byle jak. Bal to była poważna sprawa! Każda musiała się ufryzować, pomalować. Brokaty, spinki, lakiery, tapiry. Ta głowa trochę ważyła. Do tego kreacja, obowiązkowo suknia wieczorowa. Przynajmniej było, gdzie się wystroić - mówi.
Po chwili dodaje zamyślona: "Teraz patrzę na swoje dorosłe dzieci i myślę sobie, iż omija je najlepsza zabawa. Chodzą na jakieś domówki... Spodnie, bluzka, umyje głowę, pomaluje rzęsy i gotowa... Świętowania już nie ma".
A jak wy, wspominacie swoje najlepsze imprezy sylwestrowe?