ALICJA JONASZ • Pomysł na opowiadanie

osme-pietro.pl 4 tygodni temu
fr.1
Obudził ją szum deszczu. Przez kilka minut leżała w bezruchu, wsłuchując się w odgłos uderzających w parapet kropel. Ciemność potęgowała dochodzące z zewnątrz dźwięki. Alicja wiedziała, iż nie uda jej się już zasnąć. Te kilka godzin, które zostały do świtu, spędzi na pisaniu. Wieczorem przyszedł jej do głowy pomysł na nowe opowiadanie i prawdę mówiąc, kiedy kładła się do łóżka, żałowała, iż człowiek połowę życia przesypia. Dla niej była to strata czasu, czasu, który można przecież poświęcić na pisanie. Nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Była tytanem pracy. Książki sprzedawały się świetnie, zapewniając jej całkiem przyzwoite dochody, a ona sama przebierała w wydawcach jak w ulęgałkach.
Gdy rozległ się pierwszy grzmot, była już na dole w pracowni.
— Jeszcze tylko filiżanka mocnej kawy i mogę zaczynać — szepnęła, kierując się od razu w stronę ekspresu.
Mówienie do siebie uważała za swego rodzaju rytuał pomagający w pisaniu. Głośne powtarzanie słów pomagało sprawnie wiązać je we frazy. Namacała kontakt. Nim mdłe, żółte światło zalało niewielkie pomieszczenie kuchni, za oknem pojawił się błysk, po kilku sekundach kolejny, potem grzmot, tym razem bliższy. Szum deszczu wyraźnie się nasilił. Bezwiednie spojrzała w okno i zamarła. Zdało jej się, iż w świetle błyskawicy przecinającej niebo i w strugach deszczu widzi zarys jakiejś postaci. Wzdrygnęła się. Wyobraźnia lubi płatać figle, pomyślała i nacisnęła włącznik światła, próbując jednocześnie zapanować nad drżeniem dłoni. Wtedy właśnie poczuła charakterystyczny pulsujący ból w skroniach, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Zbliżał się atak migreny. Też sobie wybrał moment…
Kolejna błyskawica i sekundę później ogłuszający grzmot, po nim seria głuchych, groźnych pomruków. Alicja choćby nie drgnęła. Wpatrzona w okno usiłowała zapanować nad lękiem. Ból był nieznośny. Mocno zacisnęła powieki, wzięła kilka głębszych wdechów, aby rozgonić wirujące przed oczami mroczki. Gdy znów uniosła powieki, w świetle następujących po sobie błyskawic nie dostrzegła już niczego, tajemnicza postać zniknęła. Gra cienia i światła potrafi stworzyć w wyobraźni człowieka choćby najbardziej nieprawdopodobne obrazy, tylko tym razem widziana za oknem postać była projekcją jej pomysłu. Tak właśnie miało zaczynać się nowe opowiadanie.
Elza, bohaterka utworu, budzi się w nocy i nie mogąc zasnąć, idzie do kuchni po kubek ciepłego mleka. Na zewnątrz szaleje burza. W świetle błyskawicy kobieta dostrzega stojącą za oknem postać, przez chwilę patrzy na nią z przerażeniem, potem zaczyna krzyczeć. Scenariusz rodem z filmów grozy.
Alicja przed sekundą przeżyła dokładnie to samo. Sparaliżowana strachem i nagłym bólem znów zaczęła oddychać głęboko. Najczęściej przynosiło to ulgę. Nie miała wątpliwości, iż uległa jakiemuś złudzeniu, może silnej sugestii. Przed zaśnięciem intensywnie myślała o treści nowego opowiadania. Chyba powinnam jak najszybciej wziąć się do roboty, zapisać wszystko, wyrzucić z siebie, pomyślała, masując skroń opuszkami palców. Pulsowanie w głowie ustało, ale ból nie zelżał, doskwierał niczym drzazga wbita pod paznokieć. Ataki migrenowe przytrafiały jej się często, ten jednak był inny, uderzył nagle i towarzyszył mu wyjątkowo silny ból.
To życie podpowiada najlepsze pomysły na fabułę książki, nie na odwrót. Rzeczywistość jest zarzewiem najwspanialszych, budzących najwięcej emocji, opowieści. Elza wróci na górę do sypialni i tam wypełni się jej przeznaczenie - umrze, zaciskając w dłoni łańcuszek zerwany z szyi mordercy. Zanim jednak to się stanie, stojąc na środku kuchni wpatrzona w okno, uświadomi sobie, iż widziana w świetle błyskawicy postać jest tylko złudzeniem. Tak naprawdę to pień starej, toczonej przez raka, czereśni, która w wyobraźni przybrała ludzki kształt. Kobieta odetchnie z ulgą, choćby roześmieje się z powodu własnej głupoty i postanowi, iż w tygodniu wynajmie robotnika, aby ściął schorowane drzewo. Drzewo, któremu pozwoliła do tej pory rosnąć przez wzgląd na obietnicę daną ojcu, zagorzałemu ogrodnikowi. Ojciec nie żyje od lat, a na wpół przepróchniały pień wciąż straszy. Najwyższa pora się z nim rozprawić. Przesądziwszy o losie czereśni, Elza jak gdyby nigdy nic otworzy lodówkę, wyjmie karton mleka, zapali gaz i postawi na palniku garnek. Podgrzewając mleko, przelotem spojrzy na ścienny zegar. Cholera, już druga, pomyśli z wściekłością i napełni gorącym mlekiem kubek. Wśród błyskawic i grzmotów zacznie powoli wspinać się po schodach, ostrożnie, by nie uronić ani kropli. Morderca jest już na górze, czeka, wsłuchując się w podszepty swego psychopatycznego umysłu.
Banalna historia kryminalna zaczynająca się od sceny, jakich pełno w tego rodzaju tekstach. Elementy układanki powoli wskakują na swoje miejsce. Alicja ponownie zacisnęła powieki i stojąc w bezruchu, zaczęła delikatnie masować skroń. Tym razem poczuła ulgę. Wyobraziła sobie idącą po schodach trzydziestokilkuletnią, zgrabną kobietę ubraną w koszulkę na ramiączkach i krótkie spodenki ozdobione koronką, kobietę, która za moment zginie z rąk seryjnego mordercy, niepozornego właściciela butiku. Sklep znajduje się kilka metrów od firmy, w której pracuje Elza. Kobieta wstępuje do niego co dzień po pracy, ogląda torebki, buty, czasem coś kupuje. Schodki skrzypią, błyskawica rozjaśnia wnętrze mieszkania, rozlega się grzmot, kinkiet na klatce schodowej gaśnie. Kolejna błyskawica, kolejny grzmot, szum deszczu i silne uderzenie wiatru. Ponad tym wszystkim góruje inny dźwięk, głośny, przeciągły gwizd. Ach, to czajnik! Woda się zagotowała!
Alicja otworzyła oczy i ujrzała wydobywający się z czajnika słup białej pary. gwałtownie wyłączyła gaz. Czereśnię kazała ściąć przed niespełna rokiem, ulubione drzewo ojca, starego, złośliwego kutwy, który choćby na łożu śmierci nie myślał o niczym innym jak o własnej wygodzie. Nienawidziła tej czereśni. Była dla niej uosobieniem czegoś zakazanego - owocu, którego ojciec nigdy nie pozwolił jej zjeść. Wszystko szło na handel. Kiedy drzewo z głuchym jękiem padło na ziemię, cieszyła się jak dziecko. Odszedł stary świat. Nareszcie mogła zapomnieć, odciąć się od przeszłości. Na zewnątrz rozpętał się istny żywioł, błyskało się i grzmiało raz po raz, a wiatr chwilami napierał na okno z taką siłą, iż zdawało się, iż lada moment szyby wpadną do środka i roztrzaskają się na milion kawałków. Alicja zalała wrzątkiem kawę. Po kuchni rozszedł się lekko kwaskowy, intensywny aromat.
Elza wypija tylko jedną filiżankę kawy dziennie. W przerwie idzie do małej kawiarenki znajdującej się na wprost firmy, za każdym razem siada przy tym samym stoliku i sącząc aromatyczny płyn, spogląda przez szybę na przechodniów. Nie wie, iż jest obserwowana. Butik mieści się po drugiej stronie ulicy. Jego właściciel zawsze na czas pobytu Elzy w kawiarni zamyka sklep, idzie po schodach na poddasze i stamtąd przez lunetę umocowaną na statywie przygląda się swojej przyszłej ofierze. Śledzi każdy jej ruch. Napawa się kształtem dłoni, szyi, ramion. Robi zbliżenie oczu, kasztanowych włosów. Elza tak bardzo podobna jest do jego matki. Wszystkie kobiety, które udusił, w czymś ją przypominały. Wszystkie były złodziejkami, wstrętnymi złodziejkami, którym on, sprawiedliwy sędzia, wymierza karę, odbierając to, co ukradły jego matce - młodość i urodę. Elza do kawy zamawia szarlotkę, potem smakuje ją powoli, przymykając oczy. Uśmiecha się. Jedna z przyjemniejszych chwil dnia, rozkosz dla podniebienia, smak dzieciństwa. Babcia piekła najlepszą szarlotkę na świecie. Ta tylko w niewielkim stopniu jej dorównuje. Luneta wychwytuje ten uśmiech.
Elza przychodzi do kawiarni sama. Uwielbia tę chwilę wykradzioną dla siebie. Z dala od firmy, współpracowników, ciągłej kontroli, twardych, bezwzględnych zasad. Zanurzona we wspomnieniach, wreszcie może być sobą, jakże inną od wizerunku silnej, nieomylnej kierowniczki działu sprzedaży. Tutaj czuje się dobrze. Może swobodnie wędrować myślami, najczęściej do ukochanej babci, filigranowej staruszki, krzątającej się po kuchni w ozdobionym barwnymi wzorami fartuchu. W dzieciństwie Elza jeździła do niej co wakacje. Najmilsze sercu wspomnienie to widok babci wsypującej do miski suszone owoce - jabłka, żurawinę, gruszki i śliwki. Wszystko zawsze pachniało tak pięknie! Spiżarnia pełna przetworów, zioła w ogrodzie, leśne runo, kiedy zbierały jagody i grzyby, łąka, na której pasła się Krasula. Elza z zadowoleniem wciąga nosem powietrze. Aromat świeżo palonych ziaren kawy miesza się z innymi - z zapachem czekolady, wanilii, migdałów i pieczonych ciast, koi zmysły, uspokaja. Luneta śledzi każde drgnienie mięśni twarzy kobiety, unoszące się delikatnie kąciki ust, nostalgiczny błysk w oczach, niesforny kosmyk kasztanowych włosów opadający na twarz. Elza przechyla głowę i odgarnia kosmyk za lewe ucho. Luneta staje się nerwowa, zaczyna drżeć. Matka robiła dokładnie tak samo. Zanim została okradziona, miała piękne, kasztanowe włosy i ten niesforny lok... Złodziejka, ohydna złodziejka! Dłonie zaciskają się na aluminiowym statywie.
Zbliżają się odwiedziny. Lada dzień zadzwonią z zakładu, a wtedy pojedzie do matki, jednak nie z pustymi rękami. Tym razem spisze się na piątkę, zasłuży na pochwałę. Zawiezie matce piękny prezent - kosmyk kasztanowych włosów. Ależ ona się ucieszy! Co prawda już nie śmieje się tak jak dawniej. Jej twarz, chuda i pomarszczona, pozostaje nieruchoma. Oczy patrzą zawsze w jeden punkt. Zdają się być puste, jakby ich właścicielka utknęła w innym wymiarze, ale on potrafi wyczytać z nich wszystko, zna każdy ich sekret. Syn wie, co matce sprawia radość.
Jeszcze jeden łyk i mogę pisać, pomyślała Alicja, sadowiąc się wygodnie na fotelu przed laptopem. Zdecydowany, gorzki smak kawy sprawił, iż poczuła się znacznie lepiej. Ból minął. Odetchnęła głęboko i pochyliła się nad klawiaturą. Za oknem przez cały czas szalał żywioł. Napisała pierwsze zdanie: "Obudził ją szum deszczu" i nagle uświadomiła sobie, iż wszystko, co do tej pory wymyśliła, to stek bzdur. Już na samym początku, zanim cokolwiek napisała, złamała podstawową zasadę - wykreowała wręcz kryształową bohaterkę, czego robić jej nie wolno. Czytelnicy nie znoszą sielankowych historii, przynajmniej ci, których zna ze spotkań autorskich. Są żądni krwi, uwielbiają nagłe zwroty akcji, zawirowania, momenty grozy, zaskakujące decyzje bohaterów, postacie z krwi i kości, takie, które są im bliskie, które odzwierciedlają ludzkie wady, głęboko skrywane pragnienia, brudne myśli, grzeszki. A co robi ona? Swoim wiernym czytelnikom zaczyna serwować ckliwą papkę, rozciągniętą w czasie opowieść o Śpiącej Królewnie czekającej na królewicza, który pocałunkiem zbudzi ją ze snu. Taki scenariusz jest nie do przyjęcia! Elza nie może być kryształową dziewczynką w paskudny sposób potraktowaną przez pisarkę. Musi coś mieć na sumieniu, jakichś kilka odrażających plam, które zrobią z niej ofiarę akceptowaną przez czytelnika. Nie czeka na królewicza. Już dawno przestała być małą, beztroską dziewczynką rozpieszczaną przez babcię. Jest częścią bezwzględnej maszyny.

Statystyki: autor: Alicja Jonasz — 25 sie 2024, 19:53


Idź do oryginalnego materiału