Mariusz Błaszczak udawał Greka, gdy prowadzący program zapytał skąd są pieniądze dla powodzian. Pisowski kłamca nie chciał się przyznać, iż żeby komuś dać, trzeba komuś zabrać – to podstawy działania gospodarki.
Wszyscy znamy te momenty, kiedy polityk otwiera usta i zaczyna mówić, a my natychmiast zastanawiamy się, czy to naprawdę się dzieje. Taki moment miał Mariusz Błaszczak podczas wywiadu w telewizji, kiedy to padło pytanie o wypłatę „odszkodowań” lub „zapomóg” dla powodzian. Brzmiało niewinnie, ale odpowiedź, którą usłyszeliśmy, była prawdziwym pokazem głupoty i zakłamania.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Redaktor pyta: „Z jakich środków będą pochodzić te odszkodowania?”. I wtedy nadchodzi ten wielki moment. Mariuszek, nasz mistrz myśli państwowej, z rozbrajającą pewnością siebie odpowiada: „Z budżetu państwa!”. A redaktor, nie wierząc własnym uszom, zadaje najbardziej logiczne pytanie: „To komu trzeba będzie zabrać?”.
I tu następuje gwóźdź programu. Błaszczak, z twarzą, jakby właśnie rozwiązał zagadkę wszechświata, rzuca bez wahania: „Nikomu! Bo to z budżetu państwa!”. Otóż według naszego Mariuszka, budżet państwa to jakaś magiczna studnia bez dna, z której można czerpać bez końca, nie dotykając przy tym kieszeni obywateli. Cud, panie, prawdziwy cud.
To właśnie ten sam człowiek, który przez lata rządził tym krajem i podejmował decyzje, które miały wpływ na życie milionów ludzi. Czy ktoś mu kiedyś powiedział, skąd się biorą pieniądze w budżecie? Chyba nie. Może myślał, iż to jakiś prezent od wróżki budżetowej, która przynosi worki z gotówką i rozdaje je ministrom, by mogli je wręczać swoim wyborcom.
A tak naprawdę Błaszczak ordynarnie kłamie. I za te kłamstwa powinien być nigdy więcej do telewizji ani do żadnego innego medium niewpuszczony. Okłamuje Polaków, bezczelnie, po chamsku i w taki sposób, żeby ludzie przez przypadek się nie dowiedzieli, iż nie ma cudownego bankomatu, który magicznie działa.
Żeby były pieniądze, trzeba zapracować, panie kłamco.