Jest szansa, iż jeszcze we wrześniu zakończy się proces mecenasa Zbigniewa K., oskarżonego o próbę wręczenia co najmniej 200 złotych łapówki innemu prawnikowi przed wejściem na salę rozpraw w Sądzie Okręgowym w Legnicy. Zbigniew K. twierdzi, iż pieniądze nie były prawdziwe i iż owinął w nie tabletkę na potencję, by zadrwić z męskości kolegi. Jak sprawdza się ta karkołomna lina obrony w konfrontacji ze świadkami? Oskarżony Zbigniew K. twierdzi, iż fałszywe, wydrukowane z jednej strony, banknoty dostał w prezencie od swojego znajomego Marka W. Miały być rzekomo wrzucone luzem do torebki, którą ów mężczyzna zostawił dla niego w sekretariacie kancelarii adwokackiej. Poza fałszywkami w torebce były też prezerwatywy oraz opakowanie tabletek na męską potencję. Była dyrektor w kancelarii adwokackiej Elżbieta W. - współoskarżona ze Zbigniewem K. w innym procesie o oszustwa oraz fałszerstwa, a tu wezwana na świadka obrony - potwierdziła w sądzie, iż widziała torebkę i jej zawartość. Jak zeznała, fałszywe banknoty leżały pomiędzy tabletkami na męskość oraz prezerwatywami.
- Razem z sekretarką śmiałyśmy się, iż mecenas dostaje takie fajne prezenty - zeznawała dzisiaj Elżbieta W.
Sekretarki, nie udało się sądowi przesłuchać, bo nie stawiła się na rozprawę. Ale w prokuraturze zeznała, iż żadnych fałszywych banknotów wówczas nie widziała.
Co ważniej