Adam ze swoją ukochaną Martą pojechali, żeby poznać jego rodziców. Po drodze kupili tort, kiełbasę, świeży chleb i winogrona. Adam zatrzymał samochód przed starą chatką na skraju wsi. – No i jesteśmy! – powiedział. – Masz szpilki, więc uważaj, tutaj to wieś. Wyszli z samochodu, a z domu wyszli mama i tata. – O, synku, to ty! – wykrzyknęła mama, klaszcząc w ręce. – Czekaliśmy cię jutro, dlaczego nie powiedziałeś, iż nie będziesz sam? Oboje spojrzeli na Martę, a ojciec nagle zmarszczył brwi. I wtedy Marta zrobiła coś niespodziewanego.

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

– No to jedziemy? – Marta, w eleganckiej sukni i butach na obcasie, przeskakując przez kałuże, podbiegła do samochodu Adama i otworzyła drzwi. – Dlaczego tak na mnie patrzysz? Coś się stało? Czy jednak nie jedziemy na tę imprezę? Nie rozumiem, powiedz, czemu milczysz?

Adam uśmiechał się, patrząc na Martę, i myślał o tym, jak bardzo ją kocha. Już od dawna w schowku samochodu trzymał pudełeczko z pięknym pierścionkiem. Sam nie mógł zrozumieć, dlaczego jeszcze nie oświadczył się Marcie, dlaczego nie zrobił tego właśnie teraz.

– Marto, naprawdę chcesz iść na tę imprezę? Może spędzimy ten wieczór inaczej? – Adam puścił oko do Marty, czekając na jej reakcję.

Ciekawe, czy się zmartwi, czy może obrazi, bo ma przecież na sobie taką elegancką suknię i już była nastawiona na tę imprezę, a tu nagle taka zmiana.

– A co, uciekniemy? A adekwatnie, choćby się tam nie pojawimy? Szczerze mówiąc, jestem za – Marta ucieszyła się i teraz czekała, co Adam jej zaproponuje.

A on myślał, czy naprawdę warto rezygnować z imprezy w luksusowej restauracji i zabrać Martę gdzieś nieznanego, w nieznanym celu. A co, jeżeli wszystko popsuje i ten wieczór okaże się ich ostatnim? Niby znał ją jak siebie samego, ale czy na pewno?

– Adam, no jedźmy już, co tam wymyśliłeś? Mów!

Adam odpalił samochód. Marta wiedziała, iż jego rodzice mieszkają na wsi, jakieś pięćdziesiąt kilometrów od miasta, ale jeszcze ich nie poznała. Adam wciąż się nie zebrał na to, by ich przedstawić. Sam nie chciał przyznać się przed sobą, iż trochę się ich wstydzi, bo wszyscy go uważają za miejskiego inteligenta i świetnego programistę.

Z kolei Adam już znał rodziców Marty. Jej ojciec był jego szefem, a matka – lekarką.

Spotykali się z Martą już prawie pół roku i sporo o sobie wiedzieli. Ale Adam zdał sobie sprawę, iż chce przedstawić Martę swoim rodzicom. I to nie wtedy, kiedy oni przyjadą do miasta, pięknie ubrani i odświętnie przygotowani, ale właśnie tam, gdzie mieszkają.

Chciał, by zobaczyła dom, w którym się urodził i dorastał. Z jakiegoś powodu nagle stało się to dla niego ważne.

Jak Marta na to zareaguje? Przecież jest przyzwyczajona do innego życia. Co, jeżeli nie zaakceptuje go takim, jakim jest? Nie zrozumie tej części jego duszy, która tęskni za starym domem z dzieciństwa?

Może dlatego wciąż nie mógł się zdecydować na oświadczyny?

– Marto, może pojedziemy do moich rodziców? Chciałbym cię z nimi zapoznać. W końcu planowaliśmy to, prawda?

– Oczywiście, czemu nie – Marta zgodziła się bez wahania, bo tak naprawdę nigdy nie była szczególnie zainteresowana imprezami. – Szkoda tylko, iż bez upominków, ale przecież możemy coś kupić po drodze. No i oczywiście ubrałabym się inaczej, gdybym wiedziała, ale co tam, jedźmy!

Przejechali przez miasto i wjechali na trasę.

Adam już od dawna mieszkał w mieście, miał tam mieszkanie i niezłą pracę, ale wychował się na wsi i duszą wciąż był prostym wiejskim chłopakiem.

Kiedyś wstydził się samego siebie, bo wszyscy w mieście mieli lepiej. A jego rodzina była skromna, zwyczajna.

Dzieciństwo spędzał u dalekiej ciotki na wsi. Marta takich rzeczy pewnie nigdy nie widziała. Oczywiście, dom jego rodziców był w lepszym stanie, ale też bardzo skromny.

Po drodze Adam i Marta kupili tort, kiełbasę, ser, świeży chleb i winogrona.

Jego mama kochała winogrona. Adam co tydzień jeździł do rodziców, przywoził im coś i pomagał w gospodarstwie.

– No, jesteśmy. Marto, uważaj, jesteś na obcasach, tutaj nie ma asfaltu, to wieś – uśmiechnął się.

Myślał, iż Marta zmarszczy nos, ale ona tylko się uśmiechała.

Po podwórku chodziły kury. Za domem były dwie szklarnie.

Wyszli z samochodu i w tym momencie z domu wyszli jego rodzice.

– O, synku, to ty! – rozpromieniła się matka. – Czekaliśmy cię jutro! Dlaczego nie powiedziałeś, iż nie przyjedziesz sam?

Spojrzeli oboje na Martę, a ojciec nagle zmarszczył brwi – kim jest ta dziewczyna, wygląda jak lalka!

– Mamo, tato, to Marta. A to moi rodzice – Anna i Michał – Adam rozłożył ręce, jakby mówiąc: przyjmijcie się takimi, jakimi jesteście.

I nagle Marta zrobiła coś niespodziewanego! Z poważnym wyrazem twarzy przycisnęła ręce do serca i ukłoniła się rodzicom Adama.

W oczach matki pojawiły się łzy. Rodzice Adama byli już starsi, mieli prawie siedemdziesiąt lat, nie jak młodsi rodzice Marty.

Adam nagle zrozumiał, dlaczego chciał zabrać Martę tutaj. Chciał zobaczyć jej oczy, jak zareaguje. A Marta stała boso na drewnianej podłodze w eleganckiej sukni, nalewając herbatę do najlepszych filiżanek mamy, krojąc tort, ser i kiełbasę, rozmawiając głośno z matką, jakby wszystko to było jej dobrze znane. A ojciec już wyciągał kieliszek na domową nalewkę.

Adam po cichu przyniósł pierścionek z samochodu, uklęknął przed ukochaną i poprosił ją:

– Wyjdziesz za mnie, Marto? Kocham cię!

Rodzice pobłogosławili ich i przyjęli wybór syna z otwartym sercem. Oczywiście, w przyszłości mogą zdarzyć się różne rzeczy, życie rzadko obywa się bez przykrości czy nieporozumień.

Ale dla Adama ważne było to pierwsze, intuicyjne poczucie ciepła, akceptacji i bliskości. To było dla niego bardzo ważne.

Nagle ojciec zaczął śpiewać. Matka gwałtownie dołączyła, skinęła głową na znak, zapraszając Martę i syna, i wszyscy razem, przypominając sobie półzapomniane słowa starej piosenki, zaczęli śpiewać.

Marta śpiewała, uśmiechając się do Adama, do jego ojca, do jego matki…

– Teraz wszystko jest na swoim miejscu, teraz będzie dobrze – myślał Adam, patrząc to na matkę, to na ojca, to na ukochaną Martę.

Idź do oryginalnego materiału