Dawno temu, w małym miasteczku pod Krakowem, dziewięcioletnia Hanka obudziła się od krzyków dobiegających z kuchni. Jak zwykle kłócili się rodzice i ich przyjaciele, którzy przyszli wieczorem. W swoim krótkim life, dziewczynka nie widziała nic dobrego. Marzyła o życiu, w którym rodzice kochają swoje dzieci, ale nie wiedziała, jak to jest.
Włożywszy swoją starą, niepraną sukienkę, cicho przemknęła obok kuchni, bojąc się, iż ją zauważą. Ale rodzice mieli ważniejsze sprawy na podłodze leżały puste butelki, a przy stole wszyscy byli pijani.
„Ucieknę stąd, nie chcę tego słuchać” pomyślała Hanka.
Wypadła na podwórko i schowała się za starą szopą to było jej miejsce. Tu było cicho, nie słychać było krzyków. Często siadywała tam skulona, obejmując kolana rękami.
Bardzo chciała jeść. Płakała, rozcierając łzy po twarzy. Hanka nie pamiętała dnia, gdy rodzice nie pili. Kłótnie, awantury, tłuczone naczynki, a choćby bijatyki to wszystko widziała.
Lato było lepsze. Gdy było zimno, wracała ze szkoły, siadała do lekcji, a jeżeli słyszała krzyki, chowała się w kącie swojej małej izdebki za łóżkiem. Czekała, aż ucichnie. Bała się, bo nieraz i na nią padł cios.
Czas płynął, ale w jej życie nie przychodziła zmiana. Wiecznie było głodno. Hanka przywykła jeść mało, była chuda jak patyk. Szczególnie trudno było tego lata. Dawniej jeszcze czasem widywała matkę trzeźwą, teraz już nigdy.
Nie miała dziadków. Ojciec był z domu dziecka, babcia umarła, gdy Hanka się urodziła. Sąsiedzi litowali się, dziewczynki w szkole dzieliły się z nią pierogami, nie dokuczały.
Tego dnia też siedziała za szopą, szlochając i marząc:
„Może niedługo mama i tata przestaną się kłócić? Chcę, żeby nadszedł inny jutro, lepsze…”
Otarła łzy i podniosła głowę. Za płotem, na jabłoni sąsiadki, dojrzewały jabłka niewielkie, ale niektóre różowe z jednej strony. Wpatrywała się w nie, myśląc:
„Żeby tylko zerwać jedno… Ale co, jeżeli mnie złapią? Powiedzą, iż jestem złodziejką.”
Wiedziała, iż w starym domu z poddaszem mieszka starsza kobieta Jadwiga Nowak. Widziała ją parę razy, gdy wychodziła przez furtkę.
„Ciekawe, czy sama mieszka w tak dużym domu?” Hance wydawał się ogromny, bo była malutka. Dom był stary, a pani Jadwiga miała pięćdziesiąt osiem lat. Wyglądała surowo całe życie przepracowała w policji.
Pokusa jednak zwyciężyła. Hanka, obejrzawszy spróchniały płot, znalazła odpadającą deskę. Wcisnęła głowę, potem przecisnęła się na drugą stronę.
Rozejrzała się i podeszła do drzewa. Uśmiechnęła się pod nim leżały opadłe jabłka. Chwyciła jedno i ugryzła. Nigdy nie jadła niczego lepszego. Nie zauważyła, gdy kończyła trzecie.
Tak była zajęta, iż nie spostrzegła nadchodzącej właścicielki. Pani Jadwiga stała przed nią postawna, w ciemnych spodniach i wiśniowej bluzce.
Widziała tę dziewczynkę wcześniej. Z okna na poddaszu obserwowała ich podwórko. Wiedziała, iż rodzice piją, krzyczą. Hania często chowała się za szopą.
Dzień dobry, dziewczynko powiedziała łagodnie.
Hanka drgnęła i skuliła się ze strachu. Myślała, iż zostanie ukarana za kradzież, jak to często bywało w domu. Powoli podniosła oczy, gotowa wybuchnąć płaczem.
Ale dostrzegła w nich tylko dobroć. Opanowała się i szepnęła:
Dzień dobry.
Jak masz na imię? spytała sąsiadka, pochylając się lekko.
Hanka.
Rozumiem. Haniu, pewnie jesteś głodna. Chodź do mnie na herbatę z konfiturą. Będzie mi raźniej w towarzystwie. Możesz mówić mi ciociu Jadziu.
Hanka nie wierzyła własnym uszom. Stanęła jak wryta.
No chodź, Haniu powtórzyła pani Jadwiga ciepło.
Dziewczynka poszła za nią. W środku dom był piękny i czysty takiego porządku Hanka nigdy nie widziała.
Umyj ręce, a potem siadaj do stołu.
Ciocia Jadzia postawiła drugi kubek, nalewała herbatę, podała ciastka, miseczkę truskawkowego dżemu i kanapki z serem. Hanka patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi oczami.
Jedz, ile chcesz, nie krępuj się powiedziała łagodnie.
Dziewczynka jadła łapczywie, nie podnosząc głowy. Jadwiga patrzyła na nią z żalem.
Sama miała dobre życie pracę, męża (choć od czterech lat nie żył), przyjaciół. Tylko dzieci nie dane jej było mieć. Teraz marzenia wróciły.
Gdy Hanka się najadła, podziękowała i choćby się uśmiechnęła.
A gdzie twoi rodzice? Dlaczego się chowałaś? spytała ostrożnie Jadwiga.
Dziewczynka wzruszyła ramionami i machnęła ręką w stronę swojego domu.
Tam… nie są sami oczy znów zaszły łzami.
Możesz do mnie przychodzić, kiedy chcesz. Jestem sama, nie pracuję już. Mam czas. Chcesz, pokażę ci album ze zdjęciami?
Hanka skinęła głową. Nie chciała wracać do domu. Jadwiga też chciała, by została zamiast patrzeć na pijanych rodziców. Zostawiła ją na obiad, podała naleśniki z serem.
Tak zaczęła się ich przyjaźń. Przez pięć dni Hanka przychodziła rano. Jadły razem śniadania i obiady. Starsza kobieta i dziewięciolatka powoli się do siebie przywiązywały. Łączyła je samotność żadna nie miała nikogo bliskiego.
Jadwiga cieszyła się na jej widok. Już drugiego dnia kupiła jej nową sukienkę. Karmiła pierogami i herbatą z dżemem, który Hanka uwielbiała. Opowiadała jej historie z życia.
Po raz pierwszy Hanka znalazła miejsce, gdzie było ciepło, bezpiecznie. Choć na krótko, czuła się szczęśliwa. To był jej azyl. Wracając do domu, kładła się spać i marzyła:
„Żeby ciocia Jadzia była moją mamą…”
A Jadwiga nie spała nocami. Żal jej było Hanki. ale pewnego dnia dziewczynka nie przyszła. Czekała, wyglądała przez okno nie było jej. Minął dzień, drugi. W podwórku tylko pTrzeciego dnia Jadwiga nie wytrzymała i poszła do ich domu, gdzie pijani rodzice ledwo rozumieli pytanie, ale w końcu burknęli, iż dziewczynkę zabrali pracownicy opieki społecznej.