- Ależ mam koszmarne włosy… – powiedziałam do Łucji, gdy spotkałyśmy się rano w łazience przed szóstą.
- Ja też. Powinnam była wczoraj je umyć.
- Dokładnie. I ja podobnie…
A potem pojechałyśmy do piekarni, która jest od szóstej, bo odwoziłam dziś pannę do szkoły. I wyobraźcie sobie, iż te babki w piekarni były już przytomne, staranne i pomalowane!! Uczesane i wyprasowane. Niesamowite! Patrzyłyśmy z Łucją z podziwem, iż nie każdy bohater nosi pelerynę, ale spotyka się tych nadludzi w miejscach nieoczekiwanych. Potem ją odstawiłam, wróciłam, Mieszko spóźnił się do szkoły (musi zacząć ustawiać sobie budzik), a Lilka zrobiła sobie kanapkę z pomidorem. Kupiłam na rynku malinowe i jeden ma bejbi-pomidora przyklejonego od góry…