A więc na wesele mnie nie zaprosisz? Wstydzisz się mnie?

polregion.pl 2 dni temu

„Więc na ślub mnie nie zaprosisz, córeczko? Wstydzisz się mnie?”

Halina zakochała się w koledze z klasy, Wojtku, w ostatniej klasie liceum. Był zwyczajnym, niepozornym chłopakiem. Ale po wakacjach nagle wyrósł, rozwinął się w ramionach. Pewnego dnia na wuefcie skręciła nogę. Wojtek zaniósł ją na rękach do gabinetu pielęgniarki. Przytuliła się do niego, nagle zauważając, jaki jest silny i przystojny.

Od tego momentu już się nie rozstawali. Wiosną Halina zorientowała się, iż jest w ciąży. Po maturach wzięli ślub. Wojtek nie poszedł na studia, zaczął pracować na budowie. Tuż przed Sylwestrem Halina urodziła córeczkę, Kasię. Wojtek pomagał młodej żonie – spacerował z córką, gdy Halina prała, gotowała albo po prostu odsypiała noce. Wiosną poszedł do wojska.

A potem nowe nieszczęście – ojciec nagle zostawił matkę Haliny dla innej kobiety. Mama nie wytrzymała. Zaczęła gasnąć, straciła chęć do życia. Zdiagnozowano u niej gwałtownie postępującego raka i dwa miesiące później zmarła. Halina została z maleństwem sama. Teściowa czasem wpadała, wytykając, iż Halina całkiem się zaniedbała, w mieszkaniu bajzel, dziecko nie zadbane. Ale pomocy nie oferowała.

Stara sąsiadka ulitowała się nad Haliną. Poprosiła, by sprzątała jej mieszkanie i chodziła po zakupy za niewielkie pieniądze. Przy okazji zgadzała się popilnować Kasię.

Halina radziła sobie, jak umiała. W końcu Wojtek wrócił z wojska. Ale przyszedł tylko po to, by powiedzieć, iż ich ślub był błędem, dziecinna miłość minęła, a w młodości nabroili głupot. Oskarżył ją, iż swoją ciążą związała mu ręce. A on chce iść na studia.

Halina została sama z małą Kasią. I nie miała obok nikogo, komu mogłaby się poskarżyć, poprosić o pomoc, wypłakać. Wyrzucała się z sił, samotnie wychowując córkę. A Kasia wyrosła na prawdziwą piękność, prymuskę. Chłopaków uganiało się za nią bez liku. Ale Kasia odrzucała zaloty wszystkich.

– Nikogo nie lubisz? – pytała Halina.

– Dlaczego? Lubię Darka. Michał też niczego sobie. Ale oni są tacy jak my. Ich rodzice żyją od pierwszego do pierwszego. Nie chcę tak. Nie chcę całe życie spędzić w biedzie. Jestem ładna, a uroda ma swoją cenę.

– Uroda gwałtownie mija, córeczko. Ja też kiedyś byłam ładna, a teraz? Spójrz, co ze mnie zostało. Jak urodziłam ciebie, wszystko gdzieś zniknęło.

– Czemu mnie porównujesz do siebie, mamo? Nie zamierzam rodzić, przynajmniej nie teraz. Najpierw muszę dobrze wyjść za mąż, znaleźć bogatego i sukcesywego faceta – przerwała jej Kasia.

– A gdzie go znajdziesz, bogatego? W naszym małym miasteczku palców u jednej ręki jest więcej niż zamożnych. Poza tym, nie w pieniądzach szczęście. Bogaci szukają sobie równych, na takich jak ty choćby nie spojrzą – tłumaczyła Halina.

– A ja nie zamierzam tu zostać. Skonczę szkołę, jadę na studia do Warszawy. Tam więcej możliwości. Przy okazji, mamo, potrzebuję nowej sukienki. I butów. I płaszcz widziałam w sklepie, modny. Nie mogę pojechać w takim obdartwie. – Kasia wskazała na piękną sukienkę, na którą Halina zbierała pieniądze kilka miesięcy.

I wzięła dodatkową pracę. Wracała do domu wykończona. Od razu kładła się spać. Wszystkiego sobie odmawiała, żeby Kasia miała wszystko jak inni. Sąsiedzi chwalili Halinę, jaką mądrą i piękną dziewczynę sama wychowała, bez męża. Halina była dumna z córki, milcząc, ile ją to kosztowało. Coraz bardziej się oddalały, przestały się rozumieć, choć mieszkały pod jednym dachem.

Po szkole Kasia wyjechała do Warszawy, zabierając matce ostatnie pieniądze. Dostała się na uniwersytet. Dzwoniła do domu rzadko, a na telefony Haliny odpowiadała krótko, iż wszystko u niej w porządku, iż nie ma czasu, jest zajęta nauką, i prosiła o przysłanie pieniędzy. Przez cały okres studiów nie uzbierało się choćby dwóch tygodni, gdy Kasia odwiedzała dom. Na ostatnim roku nagle przyjechała w środku semestru.

– Mamo, wychodzę za mąż. Ojciec Artura jest biznesmenem. Mieszkają w ogromnym domu. Zdałam prawo jazdy. Po ślubie Artur kupi mi samochód… – opowiadała podekscytowana córka.
Halina cieszyła się, widząc, iż córce naprawdę się powodzi.

– Jak ja się cieszę dla ciebie, córeczko. A kiedy poznasz mnie z narzeczonym? Na ślub choćby nie mam się w co ubrać. Nic, poproszę Jolę z piątego, żeby mi uszyła sukienkę. Pracuje w zakładzie krawieckim. A kiedy ślub? Żeby zdążyć z sukienką. – Halina zaczęła się martwić.

Kasia spuściła wzrok, zrobiła się nieswoja.

– Mamo, powiedziałam rodzicom Artura, iż mieszkasz za granicą i nie możesz przyjechać. – Kasia zaczęła ostrożnie, ale widząc szeroko otwarte ze zdziwienia oczy matki, przeszła do krzyku. – Nie mogłam przecież powiedzieć, iż jesteś zwykłą sprzątaczką, iż jesteśmy biedne. Rodzice Artura by tego nie zrozumieli, o żadnym ślubie nie byłoby mowy, jak ty tego nie rozumiesz?

– Więc na ślub mnie nie zaprosisz? Wstydzisz się mnie? – zapytała wprost zmartwiona Halina. – Jak to możliwe? To nie w porządku. Co ja ludziom powiem?

– Mam w dupie, co ludzie powiedzą albo pomyślą. Co powiedzieli, gdy tatuś zostawił cię samą z dzieckiem? Chociaż jedna osoba ci wtedy pomogła? jeżeli nie chcesz, żebym całe życie spędziła w biedzie jak ty, harując na trzech etatach, zaakceptujesz moje warunki i nie przyjedziesz na ślub. Kim ty jesteś, a kim oni? Spójrz na siebie. Zębów brak, ubrana jak babcia ze wsi…

Słowa Kasi przeszyły Halinę bólem.

– Nie spodziewałam się tego po tobie, córeczko. Wszystko dla ciebie robiłam, wszystkiego sobie odmawiałam, a ty… Prędzej czy później twój narzeczony i jego rodzice dowiedzą się o twoim kłamstwie, co wtedy zrobisz?

– Nie dowiedzą się, jeżeli ty im nie powiesz.

Halina popłakała, ale się pogodziła. Boli słyszeć takie słowa od córki, ale nie będzie jejPo latach, gdy Kasia sama została matką, wreszcie zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła swoją matkę, i z płaczem padła jej w ramiona, prosząc o przebaczenie.

Idź do oryginalnego materiału