A Ty czekaj na niego…

newsempire24.com 17 godzin temu

Rosa jeszcze nie obeschła z trawy, mgła powoli cofała się na drugi brzeg rzeki, a słońce już wytaczało się zza postrzępionej linii lasu.

Wojtek stał na ganku, wpatrując się w piękno poranka i głęboko wdychając świeże powietrze. Za plecami usłyszał plusk bosych stóp. Kobieta w nocnej koszuli i narzuconej na ramiona chustce podeszła i stanęła obok.

— Jak tu cudownie! — westchnął Wojtek. — Wracaj do domu, przeziębisz się — dodał łagodnie, poprawiając chustkę, która zsunęła się z jej białego, zaokrąglonego ramienia.

Kobieta przytuliła się do niego, obejmując jego rękę.

— Nie chce mi się od ciebie wyjeżdżać — powiedział Wojtek, a jego głos stał się cichszy od czułości.

— To nie wyjeżdżaj. — Jej głos kusił, wabił jak syreni śpiew. „Zostanę, ale co dalej?” Ta myśl otrzeźwiła Wojtka.

Gdyby wszystko było takie proste, już dawno by został. Ale dwadzieścia trzy lata z żoną nie da się tak po prostu wymazać, a dzieci… Ania, można powiedzieć, już odcięty kawałek, u narzeczonego śpi częściej niż w domu, niedługo wychodzi za mąż. A Marek ma dopiero czternaście lat, najtrudniejszy wiek.

Kierowca zawsze znajdzie pracę, ale tutaj raczej nie zarobi dużo. Teraz szasta groszem, kupuje Jadzi drogie prezenty. A jak będzie zarabiał dwa, może trzy razy mniej, czy będzie go kochała tak samo? Pytanie.

— Nie zaczynaj, Jadź — machnął ręką Wojtek.

— Dlaczego? Dzieci już dorosłe, czas pomyśleć o sobie. Sam mówiłeś, iż z żoną żyjesz tylko z przyzwyczajenia. — Jadzia obrażona odsunęła się od niego.

— Ech, gdybym wiedział wcześniej, iż cię spotkam… — Wojtek głośno westchnął. — Nie gniewaj się. Czas jechać, i tak się u ciebie zasiedziałem. — Chciał ją pocałować, ale odwróciła twarz. — Jadź, muszę jechać, jeżeli chcę dziś wieczorem być w domu. Mam ładunek, umowa.

— Tylko obiecujesz. Przyjeżdżasz, niepokoisz mi serce, a potem pędzisz do żony. Mam dość bycia sama, zmęczyło mnie czekanie. Michał od dawna chce się ze mną żenić.

— No to idź. — Wojtek wzruszył ramionami.

Chciał coś dodać, ale się rozmyślił. Powoli zszedł z ganku, skręcił za róg domu i ruszył ogrodem w stronę obwodnicy, gdzie na poboczu czekała ciężarówka. Specjalnie zostawiał auto tam, żeby rankiem nie budzić osiedla.

Wgramolił się do kabiny. Zwykle Jadzia odprowadzała go i żegnała pocałunkiem. Ale dziś nie wyszła, widocznie naprawdę się obraziła. Wojtek ułożył się wygodnie, zatrzasnął drzwi. Zanim odpalił silnik, wybrał numer żony. Przy Jadzi wstydził się dzwonić. Odezwał się głos informujący, iż telefon jest wyłączony… Nieodebranych połączeń też nie było.

Wojtek schował telefon i odpalił silnik, nasłuchując jego mocnego, równomiernego warkotu. W następnej chwili ciężarówka drgnęła, strząsając z siebie resztki snu, i powoli ruszyła, kołysząc się na nierównościach drogi. Wojtek dał krótki sygnał pożegnalny i dodał gazu.

Kobieta na ganku wzdrygnęła się, nasłuchując oddalającego się warkotu, i weszła do domu.

Z radia płynął aksamitny głos Krawczyka: „*Zawsze tam, gdzie ty…*”. Wojtek nucił w myślach, wspominając pozostawioną kobietę. Ale niedługo myśli wróciły do domu: „Co tam się dzieje? Drugi dzień nie mogę się dodzwonić. Jak wrócę, zaraz…”

A Joanna, żona Wojtka, w tej chwili budziła się z narkozy w szpitalu i natychmiast wszystko sobie przypomniała…

***

Żyli z Wojtkiem ponad dwadzieścia lat, dwadzieścia cztery, jeżeli być dokładnym. Mąż kierowca, zarabiał dobrze, rodzina mocna, duże mieszkanie, dwoje dzieci. Ania już dorosła, niedługo wyjdzie za mąż i będzie żyła osobno, skończyła szkołę, pracuje jako fryzjerka. Marek ma czternaście lat, marzy o byciu marynarzem.

I nagle ten telefon. Najpierw Joanna pomyślała, iż to czyjś żart albo pomyłka.

— Dzień dobry, Joanno. Męża czekasz? A on się spóźnia… — głos słodki, obleśny, jak syrop.

— Co się stało? — przerwała niecierpliwie Joanna, od razu myśląc o wypadku. Droga długa, w trasie różnie bywa.

— Stało się. U kochanki jest — zamruczał głos.

— Kto mówi? — krzyknęła do słuchawki Joanna.

— A ty czekaj, czekaj… — w słuchawce rozległ się kobiecy śmiech.

Joanna odsunęła telefon od ucha i rozłączyła się. Ale śmiech wciąż brzmiał jej w uszach. Ogarnęła ją panika. Myśli plątały się, podsuwając obrazy wypadku i inną kobietę w ramionach męża. Kto inny mógł znać jej numer, wiedzieć, iż Wojtek jest w trasie? Tylko ta kobieta. Jak śmiała do niej dzwonić, śmiać się z niej!

Joanna wybrała numer męża, ale natychmiast się rozmyśliła. A jeżeli akurat prowadzi? Co mu powie? Nie wolno go rozpraszać. Jak wróci, wtedy pogadają. Próbowała zająć się domem, ale wszystko wypadało jej z rąk. W uszach wciąż brzmiał ten mruczący głos i drwiący śmiech.

Na domiar złego ani Ani, ani Marka nie było w domu. Ania gdzieś z narzeczonym, a Marek wczoraj wyprosił się do kolegi na urodziny.

Musi się czymś zająć, żeby nie oszaleć. Joanna przebrała się, wzięła torebkę i wyszła. Pójdzie do sklepu, kupi majonez, cebulę i piwo dla Wojtka. W weekend lubił wypić jedno czy dwa. Jutro nie będzie czasu w zakupy, trzeba przygotować obiad. Wojtek obiecał wrócić na kolację. „A jeżeli nie wróci?” — zapytał wewnętrzny głos, ale Joanna go zagłuszyła.

Postanowiła pójść do sklepu na piechotę, żeby się uspokoić. Ale to daleko, więc skręciła w alejkę. Z jednej strony ciągnął się betonowy mur, z drugiej — rząd stłoczonych garaży. Miejsce puste, zaczynało się ściemniać, ale droga dwa razy krótsza. Zdąży, zanim zrobi się zupełnie ciemno. Przyspieszyła kroku.

Nagle ktoś z tyłu wyrwał jej torebkę zJoanna upadła na asfalt, a gdy podniosła wzrok, zobaczyła tylko błysk jego srebrnego roweru, znikającego w ciemności jak nocny cień.

Idź do oryginalnego materiału