– A ty chyba nie za dobrze znasz dzisiejsze dzieci!

newsempire24.com 1 tydzień temu

Ty chyba dzisiejszych dzieci nie znasz!

Cześć, Halinko, widzę, iż w ogródku pracujesz, to pomyślałam, iż wpadnę się przywitać Tadeuszowa dreptała przy furtce.

Z Haliną mieszkały na dwóch krańcach wsi. Tadeuszowa z dziadkiem Witkiem nad rzeką, a Halina bliżej lasu.

Wcześniej prawie się nie widywały sąsiadek wkoło pełno. Tylko iż u tamtych wnuki już dorosłe. A u Tadeuszowej w tym lato syn z żoną chcieli przywieźć na cały miesiąc swoich chłopaków Krzysia i Wojtka. Mówią, iż już mają dość miasta.

Przez lata w rodzinie syna było lepiej zawsze na wakacje za granicę jeździli. Teraz sytuacja się zmieniła, to i przypomnieli sobie, iż rodzice nad rzeką mieszkają. Postanowili nie na weekend, jak zwykle, ale na cały miesiąc wnuków wysłać.

Tylko, mamo, oni za dobrze ze sobą nie żyją ostrzegł syn Jacek. Krzyś w swoich trzynastu latach udaje dorosłego. A Wojtek mu się nie podporządkowuje, więc ciągle się kłócą!

No i co, my z własnymi wnukami sobie nie poradzimy? Przywoźcie, jakoś to będzie powiedziała rezolutnie Tadeuszowa. Ale gdy odłożyła słuchawkę, zaczęła się zastanawiać dzieci teraz nie takie, jak dawniej. Czasem choćby podejść trudno. Ostatnio przywozili ich tylko małych. A teraz? Nagle ogarnął ją strach a jeżeli sobie nie poradzi?

Dziadek Witek to twarda ręka, nie będzie pobłażał. A kłótni nikomu nie trzeba.

Postanowiła więc zabezpieczyć się i pójść do Haliny u niej też podobno wnuki w podobnym wieku przyjeżdżają.

Pamiętała z własnego doświadczenia, iż dzieci trzeba czymś zająć. Wtedy i problemów będzie mniej, jeżeli się zaprzyjaźnią.

Wchodź, Tadeuszowa! krzyknęła Halina, widząc sąsiadkę. Co cię do mnie sprowadza?

No właśnie, wnuki do nas na miesiąc przyjadą, a u ciebie chyba też chłopcy w podobnym wieku? Trzeba ich zapoznać, może się polubią zasugerowała Tadeuszowa.

Ty chyba dzisiejszych dzieci nie znasz! zaśmiała się Halina. Nie boisz się ich na tak długo brać? Moje wnuki już mi nerwy wypruły, a dziadek chciał ich choćby odesłać! No ale skoro się zgodziłaś, to przyprowadź, niech się poznają. Co nam zostaje? To przecież nasze wnuki!

W weekend przyjechał syn Jacek z żoną Anią i synami Krzysiem i Wojtkiem.

Chłopcy podrośli, widać było, iż uradowani są dziadkami. I Tadeuszowej zrobiło się lżej na sercu.

I czego ją Halina straszyła? U niej może chłopcy niegrzeczni są, a u nich jacy kulturalni i dobrze wychowani! I w szkole dobrze się uczą, nie ma się czym martwić.

Mamo, jak co, to dzwoń, ja z nimi pogadam powiedział Jacek przed wyjazdem. Ale Tadeuszowa machnęła ręką. Daj spokój, synu, my to dzieci nie wychowaliśmy, czy co?

Wieczorem Krzyś i Wojtek długo nie mogli się uspokoić. Spać ich położyli w pokoju obok dawnym pokoju Jacka.

Ale widocznie od zmiany otoczenia byli podekscytowani i nie mogli zasnąć. Głośno rozmawiali, ich wiercenie przeszkadzało dziadkowi Witkowi, który wyraźnie był niezadowolony.

Po coś się, Tadziu, zgadzała? Nie potrzebowali naszej wsi, a tu przyjechali!

Za to rano wnuków nie można było dobudzić.

Już prawie obiadowa pora, a oni śpią!

Babciu, daj się jeszcze przespać mamrotał starszy Krzyś.

Młodszy Wojtek spał tak mocno, iż choćby nie słyszał słów babci.

Ileż można spać?! oburzyła się Tadeuszowa.

A potem zauważyła coś na podłodze. Przyjrzała się i aż klasnęła w dłonie.

Ich telefony leżały na ziemi!

To wy co, graliście do późna? Tak nie można, zabiorę wam te telefony, to już!

Krzyś natychmiast wstał.

Oddaj, to nie twoje! Mama pozwala!

A ja jej zadzwonię i się dowiem, co ona pozwala! odparła Tadeuszowa. I Krzyś przestał sięgać po telefon, tylko się nadął, zatrzasnął drzwiami i burknął: No to dzwoń!

Dwie godziny nie wychodzili. Dziadek Witek już chciał iść się z nimi rozprawić co to za bojkot w pierwszym dniu? Ale chłopcy w końcu wyszli, obaj w kiepskich humorach.

Nie chcemy jeść tej kaszy, chcemy nuggetsy albo tosty!

A tak?! Kasza wam nie smakuje, to chodźcie głodni warknął Witek. A łóżka posłaliście? No to teraz zobaczę, co tam u was! Skąd tu puste chipsowe paczki i cukierkowe papierki w łóżku? I nic nie posprzątane? To wy choćby na kaszę nie zapracowaliście, a teraz zbierzcie śmieci, pościelcie łóżka!

Nie możemy być głodni! Wojtek spojrzał spode łba na dziadka. Jesteście źli!

Witek aż się zaczerwienił, ale Tadeuszowa się wtrąciła. No dobrze, pokażę wam, jak się łóżko ścieli, a jutro sami, zgoda? A kanapki dopiero po kaszy, dobrze?

Rozpieszczasz ich, trzeba z nimi twardą ręką mruczał Witek. Co to za roszczeniowi, a sumienia ani trochę!

Z wnukami Haliny Krzyś i Wojtek gwałtownie się zaprzyjaźnili.

Ale co oni w czwórkę wyprawiali!

Jak bawili się w obejściu u Tadeuszowej, to ona potem po kryjomu przed dziadkiem zbierała po całym podwórku gałęzie, patyki, które Bóg wie skąd się wzięły. Kwiaty połamane, do domu wnoszą błoto, trawę na butach, jedzą okruszki wszędzie. Krzesła rozkołysane, drzwi wejściowe od trzaskania ledwo wiszą na zawiasach.

Samo utrapienie!

Co to za dzieci?! oburzał się Witek. Żeby więcej do nas nie przyjeżdżali, skoro nie umieją się zachować! No, Krzyś, chodź ze mną, pomożesz mi naprawiać rowery dla was i Wojtka. A babcia niech z Wojtkiem obiad przygotuje, trzeba na niego zapracować!

Ty też będziesz dziadku na niego pracował? zdziwił się Krzyś.

A ty myślałeś inaczej? Widziałeś, żebym ja bezczynnie siedział albo spał do obiadu? W życiu nic za darmo nie ma, wszystko trzeba zapracować, rozumiesz! A wy już w pierwszy dzień spodnie i koszule podarliście, dobrze, iż babcia zachowała ubrania po waszym tacie.

Idź do oryginalnego materiału