Nie ma to, jak wpasować się w porę roku i wrzucić na bloga wpis z jesienną marynarką w czasie, kiedy za większością polskich okien prószy śnieg <uśmiech zakłopotania>. Niestety, zanim w końcu wyszłam z dresów - o których ciągle Wam piszę, iż w nich chodzę - i wymyśliłam jakieś sensowne stylówki, które przetestowałam na mieście, nastała zima. Zawsze staram się pokazywać na blogu to w czym naprawdę chodzę. Szafa pęka w szwach i mogłabym wymyślić mnóstwo fantastycznych zestawów i czasem tak robię - układam sobie zestawienia, robię im zdjęcia i wrzucam do folderu z inspiracjami - ale na blogu pod etykietką moda codzienna zawsze staram się pokazywać to, w czym NAPRAWDĘ aktualnie chodzę. Na co dzień niemożliwym jest zrobienie zdjęć na bloga, więc kiedy zbiorę kilka zestawów, pakuję je po prostu do torby i idę z Włóczykijem gdzieś na łono natury żeby je sfotografować. Dzisiejsze zdjęcia powstały - serio - w ostatni ciepły dzień, kiedy jeszcze nic nie zapowiadało, iż zima znów nas wszystkich zaskoczy. Dlatego w najbliższym czasie ukażą się jeszcze dwa wpisy z jesienią w tle - jeden z trenczem, drugi w granatową marynarką z wełny. Wybaczcie.
......
Tegoroczna długa i ciepła jesień aż się prosiła o włożenie miękkich swetrów i marynarek, dlatego odkurzyłam swoją wełnianą kolekcję i przyznam, iż w zestawie: podkoszulka plus wełniany sweter plus wełniana marynarka (plus szalik, o ile nie był to golf) czułam się zupełnie komfortowo do temperatury 5 stopni Celsjusza, choćby przy średnim wietrze. Pisałam to już na Instagramie, a dla tych, którzy mnie tam nie obserwują (polecam, bo wrzucam różne zdjęcia częściej niż tu:)) powtórzę, iż większość moich jesiennych marynarek znalazłam nie tylko iż w ciucholandzie, ale konkretnie na dziale męskim. Uważam iż w ogóle zdecydowanie łatwiej trafić tam lepsze jakościowo ubrania z naturalnym składem, częściej znajdziemy klasyczne proste kroje, dłuższe modele dla wysokich osób i z łatwością dobierzemy sobie jakiś krój oversize. Tym bardziej teraz, kiedy w modzie są nieco przyduże marynarki, koniecznie powinniście zajrzeć na dział męski. Ja załaduję tam prawdziwe perełki. Marynarka z dzisiejszego wpisu (95% wełny, 5% poliestru i 100% wiskozy w podszewce) kosztowała 20 zł! Dodatkowym plusem, jest możliwość znalezienia czegoś fajnego dla chłopaka zupełnie przy okazji :)
Długo jeszcze będziemy robić te zdjęcia?
Gdybym miała wybrać swój jeden najbardziej nietrafiony zakup życia, to byłby ten zegarek Certiny. Podoba mi się wizualnie i bardzo go lubię, ale nie wiem co mnie podkusiło, żeby wybrać mechanizm, który napędza się samoczynnie poprzez ruch ręki. To dobry wybór dla kogoś, kto zakłada zegarek codziennie (albo posiada rotomat), bo bez ruchu chodzi jeszcze przez ok. 40 godzin, ja jednak na co dzień noszę opaskę Mi Band ze względu na aktywność (albo jej brak :P), a ten zegarek zakładam okazjonalnie i to od czego muszę zawsze zacząć to wstępne nakręcenie i ustawienie godziny. Jest to bardzo upierdliwe, szczególnie, kiedy czas goni. Gdybym kupowała czasomierz dzisiaj, zdecydowanie postawiłabym na bateryjkę :)
Klasyczny skórzany kuferek Fossil model Sydney kupiłam sobie w prezencie na zeszłoroczną jesień. Świetnie sprawdza się do... wszystkiego. Najbardziej lubię takie właśnie ponadczasowe torebki z minimalną ilością ozdób i, o ile już mają jakieś metaliczne okucia, żeby były raczej matowe. Tu dodatkowo można odpiąć pasek i nosić jako torebkę "do ręki", chociaż ja rzadko korzystam z tej opcji.
Ulubione mokasyny Geox. Pierwszą parę, w kolorze burgundowym, kupiłam w 2017 roku i tak się sprawdziła, iż rok później zamówiłam te czarne. Są dość mocno zabudowane, co w połączeniu z grubą podeszwą świetnie sprawdza się w niższych temperaturach. Noszę je z reguły wczesną zimą, kiedy jest już bardzo chłodno, ale jeszcze nie chcę zakładać typowych kozaków.
(zdjęcia: Włóczykij)