– A kto mój ojciec?
– Ewo, może pójdziemy w niedzielę do kina?
– Nie wiem. Mama nie puszcza mnie nigdzie wieczorem. Tylko w dzień.
– To chodźmy w dzień. Zarezerwuję bilety? – Krzysiek spojrzał na nią z nadzieją.
Ewa podniosła głowę i spojrzała w okna na trzecim piętrze. Czy to jej się wydawało, czy w szybie mignęła twarz mamy? Od razu zrobiło się jej smutno. gwałtownie zabrała od Krzyśka swoją torbę i odsunęła się o krok.
– Dobra, idę. Do jutra. – Rzuciła przez ramię i prawie pobiegła w stronę klatki.
„Ciągle mnie śledzi, jakbym była jakąś przestępczynią. Wszyscy już chodzą z chłopakami, a ja tylko w dzień. Wszyscy mają normalnych rodziców, a ja…” – myślała zirytowana, wchodząc po schodach.
Weszła do mieszkania, cicho się rozebrała. Zgaszając światło w przedpokoju, przemknęła koło pokoju mamy.
– Będziesz jadła? – Głos mamy dogonił ją, gdy już chwytała za klamkę.
Ewa przewróciła oczami i odwróciła się.
– A jeżeli nie? – Odpowiedziała ostro.
– Dlaczego tak do mnie mówisz?
– A dlaczego ciągle mnie śledzisz? – Ewa odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Nie śledzę. Po prostu wyjrzałam przez okno. – Mama mówiła spokojnie.
– Jasne. Nigdy nie widziałam, żebyś wyglądała przez okno, kiedy jestem w domu – odcięła się dziewczyna. – Muszę się uczyć. – Weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami. Zapaliła światło i zaczęła liczyć w myślach: „Raz, dwa, trzy…”
Zwykle po pięciu sekund mama wpadała do pokoju i krzyczała, iż nie zasłużyła na takie traktowanie, iż córka jest niegrzeczna i nie do opanowania. Tylko niech jeszcze raz zatrzasnę przed nią drzwi…
Ewa doliczyła do dziesięciu, a mama nie przyszła. To było dziwne. Zmieniła się, wyjęła książki i usiadła przy biurku.
Była głodna, ale czy mama dałaby jej zjeść w spokoju? Weszłaby do kuchni, usiadła naprzeciwko i zaczęła przesłuchanie. Jak tu nie warknąć? Nagle usłyszała za drzwiami kroki mamy. Schyliła się nad książką, udając, iż czyta. „Zaraz zacznie.” Tylko iż tym razem mama zapukała.
– Nie przeszkadzam? – Weszła do pokoju. To było kompletnie nie w jej stylu.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła, siadając na kanapie.
Ewa udawała, iż czyta, ale nie widziała ani słowa. Czekała, co mama powie.
– Dzwoniła do mnie kobieta… U niej mieszkał twój ojciec… Powiedziała, iż nie żyje… Pogrzeb jest jutro – mówiła spokojnie, robiąc pauzy. Zupełnie jakby czytała ogłoszenie.
– Jak to nie żyje? – Ewa podniosła głowę, przestraszona.
– Zawał. jeżeli pójdziesz ze mną, załóż coś ciemnego.
– I mówisz o tym tak spokojnie?! – Ewa poderwała się, przewracając krzesło. – Słyszysz siebie? „Załóż coś ciemnego”? To ojciec! – przedrzeźniała mamę.
– Z tobą nie da się rozmawiać – westchnęła mama, wstając. – On nas zostawił. Zapomniałaś?
– Bo go nie kochałaś! – Ewie zabrakło tchu od tłumionych łez.
– Nie krzycz. Nie mów o czymś, czego nie wiesz.
– Wiem. Tata mi powiedział przed wyjściem. Że go nigdy nie kochałaś. Po co w ogóle za niego wyszłaś? Lepiej byś sama odeszła. On mnie kochał, w przeciwieństwie do ciebie. – Głos Ewy załamał się, opadła na krzesło i wybuchnęła płaczem.
Poczuła dotyk mamy na ramieniu, ale odtrąciła jej rękę.
– Jutro rano zadzwonię do szkoły, powiem, iż nie będziesz – powiedziała mama cicho i wyszła.
Po długim płaczu Ewa wyjęła album ze zdjęciami. Znalazła jedno z nielicznych, na którym byli razem z tatą. On się uśmiechał, a ona trzymała w ręku watę cukrową. Wyjęła fotografię i długo wpatrywała się w nią przez łzy.
***
Ojciec odszedł, gdy Ewa była w piątej klasie. Nigdy nie słyszała, żeby się kłócili, więc rozwód był dla niej szokiem. Rzadko w ogóle rozmawiali. Nie żartowali, nie całowali się jak rodzice jej koleżanki.
– Tato, już od nas odchodzisz? – spytała go, gdy ją odprowadzał ze szkoły.
– Nie mogę już tak żyć. Mama mnie nie kocha. Wytrzymałem długo.
– Ja cię kocham – zapewniła go Ewa.
– Ja ciebie też. – Pogładził ją po głowie. – Tak bywa. Jak dorośniesz, zrozumiesz. Słuchaj mamy. – Odprowadził ją pod dom, ale nie wszedł.
– Tato! – krzyknęła za nim, ale się nie odwrócił.
– Ma inną kobietę – powiedziała później mama.
– I dzieci?
– Nie wiem. Może…
***
– Ewo, wstawaj – obudził ją głos mamy. – Za chwilę jedziemy do kostnicy.
Słowo „kostnica” natychmiast postawiło ją na nogi. Szukała czegoś po łóżku.
– Tego szukasz? – Mama wskazała na zdjęcie na biurku. – Pośpiesz się. – Wyszła.
Ewa ubrała czarne jeansy i sweter. Na kuchni mama piła kawę. Ona nie mogła przełknąć ani kęsa, patrzyła w okno. Mama umyła kubek.
– Gotowa? Jedziemy. – Resztę drogi milczały.
W kostnicy było mało ludzi. Ewa nikogo nie znała. Wszyscy stali pod ścianami, tylko mała kobieta przy trumnie płakała. To pewnie ona dzwoniła.
Ewę trzęsło. Nigdy nie była na pogrzebie. Człowiek w trumnie nie przypominał ojca. Patrzyła tylko na duże zdjęcie. Takiego go pamiętała. Mama stała nieruchomo, bez łez, jakby chodziło o obcego.
Później jechali na cmentarz. Dwie kobiety szeptały, iż „Nina nie miała z nim dzieci”. Żal im było „Ninochy”. Mówiły też o nich, ale cicho. Ewa złapała tylko słowa.
Na cmentarzu było zimno. Padał śnieg. Wszyscy milczeli. W końcu zamknięto trumnę. Gdy sypano ziemię, wszyscy płakali. Tylko mama stała z boku.
Na stypę nie pojechały. Ewa była wdzięczna. Nie przełknęłaby nic.
– Naprawdę go nie kochałaś? choćby łzy nie uroniłaś – powiedziała przy herbacie. – Dobrze, iż odszedł. -Ewa spojrzała na matkę i nagle zrozumiała, iż ta obojętność to tylko zasłona – taka sama jak jej własna hardość, pod którą kryła się tęsknota za miłością, której nigdy nie potrafiły sobie okazać.