**Dziennik, sobota, 18 listopada**
– Danusiu, pójdziemy w niedzielę do kina?
– Nie wiem. Mama wieczorami mnie nigdzie nie puszcza. Może tylko po południu.
– To idźmy po południu. Mam wziąć bilety? – zapytał Krzysiek z nadzieją.
Danusia podniosła głowę i spojrzała na okna na trzecim piętrze. Czy tylko jej się wydawało, czy w szybie mignęła twarz mamy? Od razu straciła humor. gwałtownie zabrała od Krzyśka swoją torbę i odsunęła się o krok.
– Dobrze, idę już. Do jutra. – Rzuciła mu niepewnie i pośpiesznie skierowała się do klatki.
*„Zawsze mnie śledzi, jakbym była jakąś przestępczynią. Wszyscy już wieczorami chodzą z chłopakami, a ja tylko w dzień. U wszystkich normalni rodzice, a u mnie…”* – myślała rozgoryczona, wchodząc po schodach.
W domu starała się nie hałasować. Zgasiła światło w przedpokoju i cicho przemknęła obok drzwi mamy.
– Będziesz coś jadła? – Głos mamy dogonił ją, gdy już sięgała po klamkę.
Danusia przewróciła oczami i odwróciła się.
– A jeżeli nie? – odparła ostro.
– Dlaczego zawsze musisz być taka niegrzeczna?
– A dlaczego ty zawsze mnie kontrolujesz? – odpowiedziała pytaniem.
– Nie kontroluję. Po prostu spojrzałam przez okno – powiedziała mama spokojnie.
– No jasne. Zauważyłam, iż patrzysz w okno tylko wtedy, gdy wychodzę – syknęła Danusia. – Muszę się uczyć. – Weszła do pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Włączyła światło i zaczęła liczyć w myślach: *„Raz, dwa, trzy…”*
Zwykle na *pięć* mama wpadała do pokoju i krzyczała, iż nie zasługuje na takie traktowanie, iż córka jest niegrzeczna i nieposłuszna. Że jeszcze jedno takie zachowanie, jeszcze raz zatrzaśnie drzwi…
Danusia doliczyła do dziesięciu, a mama nie przyszła. To było dziwne. Przebrała się, wyciągnęła książki i usiadła przy biurku. Była głodna, ale czy mama dałaby jej zjeść w spokoju? Zaczęłaby przesłuchanie. Jak tu nie być opryskliwą? Nagle usłyszała kroki za drzwiami. Udawała, iż czyta. *„Zaraz zacznie.”*
– Mogę wejść? – Mama stanęła w progu.
To już było kompletnie niespodziewane. Nigdy nie pytała o pozwolenie.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła, siadając na łóżku.
Danusia udawała, iż czyta, ale nie widziała ani słowa. Czekała, co usłyszy.
– Dzwoniła pewna kobieta… Mieszkał z nią twój ojciec… Powiedziała, iż nie żyje. Pogrzeb jest jutro – mówiła matka równym głosem, zupełnie nie po swojemu.
– Jak to nie żyje? – Danusia podniosła głowę, przerażona.
– Zawał. jeżeli pójdziesz ze mną, załóż coś ciemnego.
– I mówisz o tym tak spokojnie?! – Danusia zerwała się, zgrzytając krzesłem o podłogę. – Słyszysz siebie? *„Załóż coś ciemnego”*. Jakby to był zwykły spacer!
– Z tobą nie da się rozmawiać – westchnęła mama. – On nas przecież zostawił. Zapomniałaś?
– Bo ty go nie kochałaś! – Danusia złapała powietrze, tłumiąc łzy.
– Nie krzycz. Nie mów o tym, czego nie wiesz.
– Wiem. Tata mi powiedział, zanim odszedł. Mówił, iż ty go nigdy nie kochałaś. Po co w ogóle za niego wyszłaś? Lepiej byś odeszła i zostawiła nas z nim. On mnie kochał, w przeciwieństwie do ciebie. – Głos Danusi się załamał. Usiadła, opadła na ręce i rozpłakała się.
Poczuła dotyk na ramieniu. Wstrząsnęła się, odtrącając mamę.
– Rano zadzwonię do szkoły, powiem, iż nie przyjdziesz – powiedziała spokojnie mama i wyszła.
Danusia wyciągnęła album ze zdjęciami, znalazła jedno z tatą – uśmiechał się, a ona trzymała watę cukrową. Wyjęła fotografię i długo płakała, wpatrując się w nią.
***
Ojciec odszedł, gdy Danusia była w piątej klasie. Nigdy nie słyszała, żeby się kłócili. Rozwód był dla niej szokiem. Rzadko rozmawiali, nie żartowali, nie całowali się jak rodzice jej koleżanki.
– Tato, naprawdę od nas odchodzisz? – spytała, gdy spotkał ją po szkole.
– Zrozum, nie mogę już tak żyć. Mama mnie nie kocha. Wytrzymałem długo.
– Ja cię kocham – powiedziała.
– Ja ciebie też. – Pogładził ją po głowie. – Tak bywa. Dorośniesz, zrozumiesz. Słuchaj mamy. – Odprowadził ją do domu, ale nie wszedł.
– Tato! – krzyknęła za nim, ale nie obejrzał się.
– Ma inną kobietę – powiedziała mama, gdy Danusia spytała o niego.
– I ma dzieci?
– Nie wiem, pewnie tak…
***
– Danusiu, wstawaj – obudził ją głos mamy. – Jadąc do kostnicy.
Od słowa *kostnica* Danusia otworzyła oczy i usiadła. Szukała czegoś w posłaniu.
– Tego szukasz? – Mama wskazała na zdjęcie stojące na biurku. – Pośpiesz się, spóźnimy się.
Na kuchni mama piła kawę. Danusia nie mogła przełknąć ani kęsa. Jadąc do szpitala, milczały.
W kostnicy było kilka osób. Nikogo nie znała. Tylko drobna kobieta stała przy trumnie, szlochając. Danusia domyśliła się, iż to ona dzwoniła.
Drżała. Nigdy nie była na pogrzebie. Człowiek w trumnie nie przypominał ojca. Patrzyła tylko na zdjęcie. Mama stała obojętna, bez łzy.
Pojechali na cmentarz. Dwie kobiety szeptały za ich plecami. Żałowały, iż zmarły nie miał dzieci z Niną. Wspominały też o nich, ale cicho.
Na cmentarzu było zimno. Padał śnieg. Wszyscy milczeli. Gdy zakryli trumnę, wszyscy płakali. Tylko mama stała suchooka.
Na stypę nie poszły. Danusia była wdzięczna.
– Naprawdę go nie kochałaś? choćby łzy nie uronisz – powiedziała w domu. – Dobrze, iż odszedł. – Wyszła do pokoju.
Leżała na łóżku, gdy weszła mama.
– Ten człowiek… nie był twoim ojcem – powiedziała.
Danusia odwróciła się gwałtownie.
– Wymyśliłaś to teraz?!
– On nie chciał, żebyś wiedziała. Ale teraz… Chcę, żebyś znała prawdę.Danusia wpatrywała się w sufit, czując, jak cały jej świat nagle przewrócił się do góry nogami, i usłyszała tylko własne serce, bijące jak dzwon w ciszy pokoju.