No i ty mi się podobałeś…
Ewa wyszła z biura i podeszła do swojego samochodu na parkingu. Maska i przednia szyba były pokryte cienką warstwą śniegu. Wsiadła i od razu włączyła ogrzewanie, żeby rozgrzać zmarznięte wnętrze. Potem wycieraczkami zmiotła śnieg ze szkła.
Wyjechała z parkingu i włączyła się w ruch uliczny. Ale korki były straszne – ciągłe postoje na światłach, samochody niemal stłoczone jedna przy drugiej. Gdy przejeżdżała obok galerii handlowej, postanowiła skręcić i przeczekać godzinę szczytu, robiąc zakupy. Może znajdzie jakieś prezenty na Święta.
Niestety, i tu parkowanie graniczyło z cudem – wszystkie miejsca zajęte. Już żałowała, iż tu zajechała. Lepiej byłoby zostać w korku, przynajmniej samochody tam jakoś się poruszały. Wtem w lusterku dostrzegła światła – duży SUV cofał się, zostawiając jej miejsce.
Wewnątrz galerii tłoczno, duszno i głośno. Ewa rozpięła płaszcz, poluzowała szalik i zaczęła przeglądać półki. Oczy ją bolały od migających lampek, błyszczących ozdób i tłumu ludzi. Do koszyka wrzuciła kilka kolorowych bombek, srebrne renifery na choinkę, ręczniki z Mikołajem w prezencie, szklanki do szampana z życzeniami szczęścia…
W domu się zastanowi, co komu da. Dla mamy i męża kupi coś lepszego, ale dla znajomych te drobiazgi wystarczą. Stanęła w kolejce do kasy. Była zmęczona hałasem, chciała już wyjść. Kiepski pomysł – przyjść tu w piątkowy wieczór. Mogła przyjechać jutro rano, gdy ludzie jeszcze śpią.
W końcu przyszła jej kolej. Przy kasie ze zdumieniem stwierdziła, iż wzięła za dużo. No cóż, może się przyda.
Wyszła, zapięła płaszcz i niosąc ciężką torbę, przeciskała się między ludźmi, uważając, by ktoś nie strącił jej bombek.
— Ewa!
Nie od razu zareagowała.
— Kowalska!
Dopiero gdy usłyszała swoje panieńskie nazwisko, zatrzymała się. Ludzie wciąż ją popychali. Odstąpiła na bok, rozglądając się.
— Cześć, Ewa — usłyszała tuż obok.
Odwróciła głowę i zobaczyła brodatego mężczyznę w czapce nasuniętej na oczy. Uśmiechał się, brakowało mu jedynki. Ubranie miał pomięte, wyglądał na zaniedbanego. Już żałowała, iż się zatrzymała. Ten typ nie mógł być jej znajomym.
— Nie poznajesz? — spytał. — Ja cię od razu poznałem. Wyglądasz świetnie — zaśmiał się chrypliwie.
Coś w jego głosie wydało jej się znajome, ale nie mogła go przypomnieć.
— Chodziliśmy razem do szkoły. Do tej samej klasy — dodał.
— Marcin?! — wykrzyknęła Ewa. Chciała zapytać, co go do tego doprowadziło, ale się zawahała.
— No ja — uśmiechnął się szeroko, znów pokazując brak zęba. — Zmieniłem się, co?
— Tak — przytaknęła. — Co się z tobą stało? — w końcu spytała.
— Długa historia. Może usiądziemy gdzieś? Tu jest kawiarnia — patrzył na nią z nadzieją.
Nie mogła przyzwyczaić się do jego wyglądu. Jak mogła go nie poznać? Pewnie przez tę brodę i głupią czapkę. To przecież Marcin, w którym była zakochana w szkole, przez którego tyle płakała. A teraz wstydziła się stać z nim na widoku.
— Przepraszam, muszę iść — powiedziała, odwracając wzrok.
Marcin patrzył na nią wyczekująco.
— No dobrze, ale tylko na chwilę — zgodziła się, bardziej z ciekawości niż z chęci rozmowy.
On się ucieszył i pospiesznie poprowadził ją do kawiarni.
— Chodź. Tyle lat się nie widzieliśmy. Kto wie, kiedy znów się spotkamy — zaśmiał się.
Ewa nerwowo zerkała na ludzi — oby nikt znajomy ich nie zobaczył. Marcin co chwilę wyprzedzał ją o krok, zaglądając jej w twarz.
W kawiarni prawie wszystkie stoliki były zajęte.
— Tam jest wolny — wskazał na stolik w kącie.
„Przynajmniej tam ciemniej” — pomyślała Ewa, chcąc się schować.
Ledwo usiedli, przyszedł kelner z menu. Marcin od razu je otworzył i wpatrywał się w zdjęcia. Ewa zauważyła, jak przełyka ślinę. Spojrzał na nią pytająco. Ona choćby nie tknęła karty.
— Tylko kawę — powiedziała.
Kelner wrócił.
— Gotowi zamówić? — zwrócił się do Ewy, ignorując Marcina. Jego wzrok zdawał się pytać: „Co taka kobieta robi z takim typem?”.
— Kawa z cytryną… — Ewa spojrzała na Marcina.
Ten gwałtownie wymienił kilka dań. Kelner spojrzał na Ewę. Zamknęła oczy, dając znak, iż zgadza się na jego wybór. Kelner zniknął.
— Tu dobrze robią kawę. Często tu jem.
— Pracujesz tu?
Marcin skinął głową. Widać było, iż się wstydzi. Pewnie nie jako kierownik, choćby nie jako sprzedawca, tylko jako magazynier albo sprzątacz. Nie pytała.
— Zostałaś lekarką, jak chciałaś? — spytał.
— Pamiętasz? — zdziwiła się. — Tak, endokrynologiem.
Znowu skinął głową, jakby nigdy nie wątpił w jej zdolności.
— Prezenty dla męża i dzieci kupiłaś? — spojrzał na torbę obok niej.
— Co? — też na nią spojrzała.
— A ty, jesteś żonaty? — spytała, nie odpowiadając.
— Byłem — odparł niechętnie. — Z Kasią. Pamiętasz ją? Okazała się suką. To przez nią tak skończyłem.
— Ile ja wtedy miałem lat? Głupi byłem. A ona nie dawała mi przejść. Wszystko stało się tak szybko, iż zanim się obejrzałem, byłem w Urzędzie Stanu Cywilnego. A ty mi się podobałaś — dodał cicho.
„I ty mi” — pomyślała Ewa.
Kelner przyniósł zamówienie. Postawił przed nią kawę, przed Marcinem dwa dania.
— Mamy świeże ciastka — zaproponował Ewie.
— Dziękuję, nie — odmówiła.
Kelner odszedł. Marcin przysunął talerz z sałatką i zaczął jeść łapczywie. Ewa odwróciła wzrok. Mężczyzna przy sąsiednim stoliku współczująco się uśmiechnął. Jego towarzyszka coś mu szepnęA potem, gdy już nigdy więcej go nie spotkała, czasem myślała, iż może gdyby wtedy w szkole powiedziała mu, co czuje, jego życie potoczyłoby się inaczej.