„764 kilometry dla The Beatles”- książka, opowieść XVI (prawa autorskie Kazimierz Musiałowski).

kazimierzmusialowski.pl 1 dzień temu

GONIĄC THE BEATLES

Gdy wyruszam na moje poszukiwania, często spotykam sąsiadów, którzy mieszkają w pobliżu mojej kwatery. Po powitaniu i wymianie uprzejmości, pytają mnie, ile mam materiału. Dzięki takim kontaktom dowiaduję się często o nowych miejscach związanych z zespołem. Bywa jednak i tak, iż zostaję wprowadzony w błąd. Tak było podczas mojej wyprawy do dzielnicy Huyton. Poszukiwałem tam miejsca, w którym grali The Beatles, był to Hambleton Hall. Miałem tylko starą gazetę, którą pożyczył mi mój sąsiad zza ściany Richard.. Zespół grał tam szesnaście razy, w styczniu 1962r. Zdarzyło się tam im także przerwać koncert, kiedy wywiązała się bójka. Koniecznie chciałem ten budynek zobaczyć. Na ulicy panienka powiedziała mi patrząc na fotografię, gdzie to może być. Upewniły mnie także stwierdzenia policjantki i policjanta. Tak to tam! Robert i Andrea okazali się bardzo uczynni. Starszy pan Stuart Conway także zapewniał, iż to tam. Robię zdjęcia. Jednak nie jestem pewien w stu procentach. Wchodzę więc do szkoły. Kamery, drzwi są otwierane automatycznie. Pytam, czy tutaj poprzednio był taki klub. Nie – brzmi odpowiedź. Szkoła istnieje od 1962 roku, ale w tym miejscu były łąki. Zresztą dalej są obok. Jestem na skrzyżowaniu Victoria Road z Seel Road. Żegnam się. Straciłem sporo czasu. Bez sukcesu. Biegnę znowu w stronę centrum dzielnicy. Duży supermarket. Siedzę, piję wodę, odpoczywam trochę. Starszy, siwy pan taszczy w wózeczku zakupy. Pytam uprzejmie. Przysiada obok. Opowiadam o celu moich poszukiwań. To nie tutaj. Musisz pobiec w kierunku zachodnim. Nie wiem, czy pozostało ta hala – oznajmia. To biegnę dalej. Przypomina mi się scena z filmu „A HARD DAY’S NIGHT”, kiedy to grupa The Beatles ucieka przed fankami i fanami zespołu. Teraz ja to robię, w pojedynkę, po czterdziestu kilku latach, jestem ich fanem i gonię za nimi i czasem mojej młodości. Trochę niepewny sukcesu przybiegam w rejon poszukiwanego budynku. Napotkana siwiuteńka pani pokazuje rejon, gdzie ta hala była. – Musisz podbiec bliżej i tam zapytać. Czynię to. Na wprost pusty plac, na nim barak tymczasowy należący do opieki społecznej. Może to tutaj? Pytam kilku osób, nikt nic nie wie. Dopiero pan w wieku około siedemdziesięciu lat, który wyszedł z tego baraku, prosi bym wraz z nim poszedł. Robię to z nadzieją. – Słuchaj, ja tutaj mieszkam od urodzenia – mówi. Skręcamy na ST.Davids Road. Za zielonym metalowym płotem warsztat samochodowy. Dalej już pusty plac. TO JEST TO MIEJSCE! Porównuję zdjęcie z gazety. Ta sama lampa. Ten sam chodnik. Pusty plac. Tylko jakaś wysuszona trawa. Nie znalazłem hali – znalazłem miejsce, to jest także dla mnie ważne. Wiedziałem, iż zaraz obok jest miejsce, gdzie występowali. Finch Lane – tutaj był Liverpool Transport Club. Grali w nim jeszcze jako „The Quarry Man”. Stoją tutaj już nowe domy. Chwila zadumy nad przemijaniem. Niestety, tak jest wszędzie – coś się burzy, aby wybudować nowe. choćby takie miejsca mają dla mnie wielkie znaczenie. Zmieniają się zespoły, powstają nowe osiedla. Jedno wiem, ich muzyka pozostanie.

Idź do oryginalnego materiału