Chodzenie w gości jest jak wyprawa do równoległej rzeczywistości. Kapcie w niewłaściwym rozmiarze, kot ma swoje humory, a kolacja wygląda tak, iż aż strach na nią patrzeć — choć „wszyscy to przecież uwielbiają”. Po takich wizytach człowiek dochodzi do wniosku, iż w domu, choćby jeżeli panuje bałagan, jest jednak jednak swojsko i przewidywalnie.