10 najgorszych i najdziwniejszych noclegów.

agnieszkawieckowska.com 2 lat temu

Po tylu podróżach, mając na koncie noclegi w różnych miejscach, postanowiłam zrobić zestawienie specyficznych noclegów. 1.Budapeszt W Budapeszcie spaliśmy w pięknej kamienicy, ale niestety bez windy co dało nam w kość przy wnoszeniu wózka z Freją. Na miejscu okazało się, iż nasza łazienka jest po drugiej stronie mieszkania i żeby do niej dojść, trzeba było przejść przez wspólny salon i kuchnię… Wynajmujący oczywiście nie podał informacji o braku windy oraz o tym, iż łazienka jest, ale na zewnątrz. Przy podróży z małym dzieckiem takie rzeczy mają ogromne znaczenie. 2. Bukareszt Ten nocleg był po prostu idealny. W samym centrum Bukaresztu. Ładnie urządzone mieszkanie. Przylecieliśmy w nocy, więc klucz miał na nas czekać u dozorcy, który swoją kanciapę miał przy wejściu do klatki schodowej. W Rumunii istnieje etat pilnowacza klatki schodowej. Byliśmy późno, więc trochę trwało, zanim pan się obudził i niezadowolony wydał nam klucz. Zrozumieliśmy, iż mieszkanie jest na samej górze i pomaszerowaliśmy na ostatnie piętro. Niestety klucz nie pasował do zamka! Próbowaliśmy na wszelkie sposoby, ale drzwi się nie dało otworzyć. Pamiętając niezadowoloną minę ciecia, z duszą na ramieniu pomaszerowaliśmy na dół i znowu zapukaliśmy do kanciapy. Wkurzony dozorca oświadczył nam, iż pomyliliśmy piętra! Faktycznie, za drugim razem trafiliśmy, a panu dozorcy następnego dnia wręczyliśmy butelkę piwa i odtąd witał nas z daleka. Całe szczęście, iż albo ktoś nie słyszał, iż próbowaliśmy mu otworzyć mieszkanie albo akurat w tym mieszkaniu nikogo nie było. 3. Rzym W Rzymie nie jest łatwo o tani nocleg z fajnymi warunkami. Nam się udało znaleźć pokój z łazienką w dobrej cenie, ale po pierwsze nieco oddalony od Centrum, a po drugie…pokój nie miał okna. Był ciemny, ponieważ okno miała wydzielona z pokoju łazienka. W łazience za to było zimno jak w trupiarni. Za to plusem było to, iż mieliśmy bardzo blisko główny dworzec oraz boską pizzerię. 4. Doboj i Tuzla w Bośni Coś podobnego do Rzymu mieliśmy w bośniackim Doboju. Znaleźliśmy nocleg w dobrej cenie w przydrożnym motelu. Pokój ładnie urządzony. Czysto i widać, iż niedawno wyremontowany, ale…jedyne okno wychodziło na korytarz, z którego buchał dym papierosowy. Bośnia nie należy do UE i ma w czterech literach przestrzeganie zasad niepalenia w zamkniętych pomieszczeniach. Na dole motelu był bar, w którym klienci kopcili jak smoki. Wszystko leciało do góry… Idealny nocleg dla palaczy, w którym mogą zaciągać się choćby przez sen. Drugi nocleg w Bośni również był nieco specyficzny. To był nocleg w wynajętym mieszkaniu. Przyjechaliśmy nieco wcześniej, niż się umawialiśmy i…wynajmująca mieszkanie dziewczyna, w popłochu wynosiła śmieci i…zdaje się, nie zdążyła nam zmienić pościeli. Dodam, iż nie byliśmy jakoś super przed czasem. 5. Al-Dżadida w Maroko. To był bardzo interesujący nocleg. Znajdował się willi, która była jak twierdza. Na dole budynku znajdowała się część „turystyczna”, a resztę dosyć sporego budynku zajmował właściciel. To musiał być zamożny człowiek, ponieważ miał ludzi np. do zajmowania się ogrodem. Na dzień dobry zrobił nam wykład o Al-Dżadida, czyli co interesującego można zwiedzić i niepytany pokazał nam, gdzie się znajdują sklepy z alkoholem. Z naszych min podśmiewywali się siedzący niedaleko niemieccy turyści (jeden był z pochodzenia Polakiem, a drugi Rumunem). Powiedzieli nam potem, iż oni też mieli na wejściu taką pogadankę. Po wszystkim postanowiliśmy wyjść do Centrum i coś zjeść. W drodze powrotnej już niedaleko naszego noclegu nagle zatrzymał się samochód i kierowca zapytał, czy nas nie podwieźć. Zaskoczeni podziękowaliśmy i powiedzieliśmy, iż mamy już niedaleko. Kierowca nam na to odpowiedział, iż to nie jest bezpieczna dzielnica i żebyśmy lepiej uważali. Później wyczytałam, iż faktycznie czasami kierowcy proponują podwózkę, ale…często robią to, żeby zarobić przy okazji kasę albo jest to sposób na porwanie turystów. pozostało trzecia opcja, iż to była policja, która w Maroko pilnuje, żeby turystom nic się nie stało. W każdym razie bezpiecznie wróciliśmy do willi, w której mieliśmy nocleg, a ja zaczęłam myśleć, co by było gdyby się okazało, iż właściciel domu to jakiś zwyrol. Z tego domu serio trudno byłoby się wydostać. 6. Mrówki w Lizbonie. W Lizbonie tak jak w Rzymie ceny noclegów są wysokie. choćby za pokój bez łazienki trzeba zapłacić słono. Byliśmy więc bardzo zadowoleni, iż udało nam się znaleźć nocleg w hostelu z własną łazienką. Szczegół, iż nieco oddalony od Centrum, ale dla takich piechurów jak my to nie jest problem. Nocleg okazał się być niczego sobie, ale gwałtownie odkryliśmy, iż za ścianą w niewielkiej wspólnej kuchni szaleją mrówki, które urządzają sobie wycieczki do naszego pokoju. Wizja przywiezienia w bagażu portugalskich mrówek nie napawała nas radością. Kupiliśmy więc spray na mrówki i nie wiem, czy zadziałał, ale nic w bagażu nie przywieźliśmy. 7. Karaluchy w Bułgarii. Z owadowych historii mieliśmy jeszcze kilka. Najgorsze to te z karaluchami. Na ostatnim wyjeździe w Bułgarii na dzień dobry odkryliśmy w szufladzie biurka w naszym pokoju uciekającego karalucha. Kolejny karaluch leżał na klatce schodowej bloku, w którym mieliśmy kolejne noclegi. Stojący śmietnik na balkonie zamiast w kuchni nasuwał pewne podejrzenia o dodatkowych lokatorach. Skończyło się tak, iż przez większość pobytu w Bułgarii przetrząsałam strony na temat karaluchów. W dniu powrotu bagaż podręczny został wytrzęsiony na balkonie, a walizka przez jeden dzień została w samochodzie na parkingu przed naszym domem. Za jakiś czas okaże się, czy się udało niczego nie przywieźć. Jednocześnie sobie myślę, iż mieliśmy ogromne szczęście, iż z Maroko nie przywieźliśmy karaluchów, które wieczorami bez krępacji spacerują po chodnikach. 8. Poggibonsi w Italii. To miasto od początku mi nie leżało. Ma jakiś dziwny klimat. Od początku mieliśmy jakieś problemy. To nie mogliśmy znaleźć drogi wjazdowej do parkingu, ponieważ nocleg znajdował się na Starym Mieście z zakazem ruchu. To dostaliśmy piłką od grających w nogę gówniarzy. Dalej okazało się, iż mieszkanie znajdowało się starej kamienicy, która miała prawie pionowe schody. Normalnie pialibyśmy z zachwytu, ale z wózkiem i małym dzieckiem, które jeszcze nie chodzi, a do tego tysiącem maneli taka wspinaczka nie była zabawna. Samo mieszkanie było super. Fajnie zrobione, czyste, ze starymi stropami. Do tego rzut kamieniem do kafejek z pyszną włoską kawą. Następnego dnia po wyjściu i wrzuceniu klucza do skrzynki okazało się, iż jedna z siatek z dużymi zakupami została w zamkniętym mieszkaniu… Całe szczęście, iż właściciel niedaleko pracował i przyszedł otworzyć nam mieszkanie. 9. Malta. Po pobycie na Malcie wiemy, iż trzeba zwracać uwagę na to, żeby nie wybierać noclegu w części miasta, która jest mocno rozrywkowa. Na Malcie od razu był zgrzyt. Okazało się, iż wielki hotel, w którym mieliśmy nocować, nie ma parkingu. Oj takie niewielkie kłamstewko, bo parking był, ale na ulicy pt. znajdź sobie sam miejsce, o ile będziesz miał szczęście, żeby je znaleźć. Hotel z zewnątrz wyglądał przyzwoicie, za to w środku wszystko wyglądało, jakby się miało rozlecieć. Do wind strach było wejść i faktycznie po dwóch dniach na jednej wisiała kartka, iż jest zepsuta. Pokój wyglądał tak, jakby zaraz wszystko miało się rozlecieć. W łazience za wywietrznik służyło okienko do komina. Z drugiej strony dokładnie takie samo okienko mieli sąsiedzi z pokoju obok. Trzeba było pamiętać, żeby je zamykać, w przeciwnym razie sąsiedzi z naprzeciwka mogliby mieć interesujący seans. Po otwarciu okienka w nozdrza uderzał „zapach” grzyba. Ten zapaszek zresztą czuć było w całym apartamencie. Totalnie rozwaliło nas rozwiązanie z klimatyzacją. Do tego dodam, iż codziennie rano rozpoczynała się rozbiórka budynku stojącego naprzeciwko. Codziennie też do 5 nad ranem mieliśmy pod oknami dyskotekę. Dosłownie, bo mieszkaliśmy w bardzo rozrywkowej części Malty. Na szczęście Mała spała twardo, a my dostaliśmy lekcję na przyszłość. Wracając jeszcze do grzyba, to na drugi dzień okazało się, iż zlew przecieka i po myciu naczyń zaczynała się tworzyć na podłodze spora kałuża. Nic dziwnego, iż całe pomieszczenie było przesiąknięte stęchlizną. Hotel ogólnie był specyficzny. Awantury na korytarzu, w pokojach i do tego prostytutki w holu hotelowym. 10. Duchy w Ohrydzie. Historia od początku zaczęła się dziwnie. Zabukowaliśmy w Ohrydzie jeden nocleg i miał to być nocleg w prywatnym mieszkaniu/apartamencie. Czekaliśmy dosyć długo na spóźniającego się właściciela. Zadzwoniliśmy i dowiedzieliśmy się, iż ten nocleg jest zajęty, ale kolega właściciela wynajmie nam swój apartament. Ok, może ktoś sobie przedłużył pobyt, a może właściciel w ten sposób kantuje booking? Najważniejsze, iż po kilku minutach pojawił się starszy pan na rowerze i pokierował nas do noclegu. choćby się ucieszyliśmy, ponieważ okazało się, iż będziemy bliżej Starego Miasta. Mieszkanie wyglądało ok. Niestety wieczorem okazało się, iż nie ma w nim ręczników. Oprócz tego wszystko było w porządku, no może nie do końca, bo w pewnym momencie poczułam się nieswojo z dziwnym uczuciem, jakbym była obserwowana. Pomyślałam, iż coś mi się wydaje. Przez głowę przebiegła mi tylko myśl, iż może dziadek ma kamerkę i nas podgląda. Poszliśmy spać. W środku nocy nagle się przebudziłam. Byłam przerażona. Nie wiem dlaczego, bo nic mi się strasznego nie śniło. W pokoju było totalnie ciemno, a ja się czegoś bałam. Co interesujące prawie równocześnie obudził się Pan B. i też z jakiś irracjonalnym lękiem. Obydwoje stwierdziliśmy, iż to mieszkanie jest dziwne i rano czym prędzej się z niego zwinęliśmy. Nigdy wcześniej ani potem nie mieliśmy takiego przypadku. Co to było? Wyobraźnia? Stan umysłu wywołany moją ciążą? I dlaczego obydwoje doświadczyliśmy tego samego uczucia? A może faktycznie to mieszkanie było nawiedzone?

Idź do oryginalnego materiału