Przyznam zupełnie szczerze, iż Kreta nie była zbyt wysoko na mojej podróżniczej liście na najbliższy czas. Owszem, zwiedzanie Europy bardzo lubię, ale na zasadzie wypadu na weekend. Dłuższy wyjazd to przecież musi być gdzieś dalej. Jednak w tym roku podróżniczo wszystko powywracało się do góry nogami i plany się posypały. W ten oto sposób trafiłam na Kretę na 12 dni. I od razu napiszę, to była świetna decyzja! Jakie atrakcje znajdziemy na Krecie? O tym za chwilę. A może romantyczne Santorini? jeżeli chcecie odwiedzić tę piękną wyspę, koniecznie zajrzyjcie do mojego mini-przewodnika: Wyspa jest duża i bardzo różnorodna. Znajdziecie tu zabytki, klimatyczne portowe miasteczka, ukryte w górach urokliwe wioski, oczywiście góry i to wysokie, a więc i na trekking można się wybrać, a do tego piękne plaże z krystalicznie czystą wodą oraz różowym piaskiem. jeżeli dodamy do tego pyszne jedzenie, mamy gotowy przepis na udane wakacje czy urlop. Do tego Kreta, jak i w pewnie cała Grecja, ma w sobie jakiś taki luz, który od razu ogarnia człowieka zaraz po przyjeździe. I jak się domyślacie, sami Grecy to bardzo serdeczni oraz uśmiechnięci ludzie. Tym razem mój urlop na Krecie polegał naprawdę na niespiesznym zwiedzaniu, pluskaniu się w słonym morzu na plażach z drobnym piaskiem (a więc naturalne SPA), poznawaniu kuchni greckiej oraz kreteńskiej. Nie było ciągłego przemieszczania się środkami komunikacji publicznej, nocowania codziennie gdzie indziej i intensywnego planu zwiedzania. Jak nigdy przedtem wróciłam wypoczęta, zrelaksowana oraz widocznie odmłodzona!:) Tak przy okazji wspomnę, iż oliwa z Krety to moje odkrycie i mój eliksir młodości i witalności. Kreta słynie z bardzo dobrej jakości oliwy i nic dziwnego, skoro cała wyspa tonie w gajach oliwnych. Na Kretę z pewnością wrócę, bo do odkrycia zostało jeszcze bardzo dużo. Tym z Was, którzy nie mają czasu, ochoty lub po prostu nie lubią zajmować się organizowaniem wyjazdów samodzielnie, polecam skorzystać z oferty któregoś z biur podróży, na przykład R.pl. Na wycieczkę na Kretę warto wybrać się też po sezonie, we wrześniu lub październiku albo wiosną. Pogoda jest przez cały czas świetna, woda ciepła, a turystów mniej. No i oczywiście ceny również wtedy spadają 🙂 Tymczasem w tym wpisie podpowiadam, co warto zobaczyć na Krecie podczas pierwszej podróży. Oto według mnie 10 najciekawszych miejsc na Krecie na pierwsze wakacje. Laguna Balos Czy istnieją greckie Malediwy? Tak, istnieją i noszą nazwę Balos:) Wiem, wiem, nie powinnam porównywać, bo obłędna laguna Balos jest tylko jedna i jest prawdziwą gwiazdą wśród kreteńskich plaż oraz atrakcji w ogóle. Mówisz Kreta – myślisz Balos… coś na tej zasadzie. Być na Krecie i nie zobaczyć tej słynnej laguny, to jak z Paryżem i wieżą Eiffla. W końcu i mi udało się dotrzeć do tego kultowego miejsca. W tym momencie mogę jedynie przytaknąć tym wszystkim zachwytom, achom i ochom. Koniecznie na lagunę trzeba spojrzeć z wysokości. Ci, którzy przybywają tu samochodem, i tak to zrobią. Jednak pozostali, którzy przybędę tu statkiem, muszą się liczyć z podejściem pod górę, przeważnie w palącym słońcu. Laguna Balos znajduje się w zachodnio-północnej części wyspy. Najlepszą bazą wypadową jest albo miasteczko Kissamos (15 km od Balos), skąd także kursują statki wycieczkowe lub miejscowość Falasarna (18 km), w której znajduje się inna piękna plaża. Oczywiście bez problemu taki wypad można także zaplanować z miasta Chania, z tym iż wówczas do pokonania będzie około 53 km w jedną stronę. Zatem jak dostać się na piękną lagunę Balos? Jak już wspomniałam, opcje są dwie. Można dotrzeć tu na własną rękę samochodem lub można także wykupić wycieczkę z Kissamos, podczas której dodatkowo zobaczycie wenecką twierdzę Gramvousa. Zwiedzanie fortecy to oczywiście plus, jednak minusem jest to, iż na lagunie czas macie ograniczony. Do tego przypływacie tu wtedy, kiedy są największe tłumy. Dlatego u nas wygrała opcja samochodowa. Przy wjeździe na szutr trzeba uiścić obowiązkową opłatę na poprawę drogi… w wysokości 1 EUR od osoby. Hm, pewnie dlatego droga ta ciągle jest w opłakanym stanie, bo to są jednak grosze. Choć podobno 20 lat temu istniały tu półmetrowe dziury. Trzeba było wówczas wysiadać z auta i główkować, jak ustawić koła do przejazdu, by nie zawisnąć. Teraz takich atrakcji już nie ma. Droga jest naprawdę słaba. I nie chodzi o ekspozycję, przepaści i mocne podjazdy, bo te akurat nie są straszne (choć są tacy, którzy twierdzą inaczej). Chodzi o to, iż droga jest szutrowa i wyboista, kamienie mogą strzelać spod kół. Wskazane auto terenowe, ale każde inne także da radę. Wjeżdżają tu choćby najmniejsze auto-mikruski. Podobno w okresie i autobus można tu spotkać. Z pewnością spotkacie tu słynne kozy kri-kri, czekające na Wasze kąski. Na końcu drogi znajduje się parking, z którego pozostało 1.5 km do pokonania na nogach. Na miejscu funkcjonuje mały sklepik, gdzie można kupić wodę czy małą przekąskę. Szutrowy odcinek ma około 7-8 km. Pokonanie go pod górkę zajęło nam 25 minut (kierowca się spisał), choć czytałam relację także o 45 minutach. Z powrotem było dłużej, bo ponad pół godziny. Więcej niż 20 km/h się nie wyciśnie. Rada ode mnie. jeżeli na lagunę Balos planujecie przyjechać samochodem, warto wstać rano. Po pierwsze, parking na szczycie gwałtownie się zapełnia. Po drugie, o 12:00 przypływa tu statek wycieczkowy i robi się tłoczno. My byliśmy po 10:00 i zostały już ostatnie miejsca na parkingu. Trzeba wziąć poprawkę na to, iż nasza podróż przypadł na okres pandemii koronawirusa, a więc turystów było o wiele mniej. jeżeli miejsca brak, auto zostawia się przy drodze. Wówczas może Was czekać o wiele dłuższa wędrówka do miejsca docelowego. Około godziny 14:30 olbrzymi statek odpływa i znowu robi się luźniej, choć nie tak luźno, jak rano. Około 15:00 przypływa kolejny, jednak o wiele mniejszy. O 15:00 wody laguny są pięknie oświetlone, woda nagrzana, czyli bardzo ciepła do kąpieli i pluskania. Z kolei światło do zdjęć laguny z góry najlepsze jest przed południem. A sama laguna? Bajka! Krystalicznie czysta turkusowa woda z różowym piaskiem robi wręcz oszałamiające wrażenie. W zasadzie to tu widziałam najwięcej piasku w tym nietypowym kolorze. Rozłożyć się można, praktycznie rzecz biorąc, wszędzie. Na piaskowej grobli ustawiono leżaki, za które trzeba zapłacić 10 EUR za zestaw. Niektórzy przywożą tu swoje parasolki, jednak walka z dość silnym wiatrem może zniweczyć plany, a trud jej rozłożenia pójdzie na marne. Podczas plażowania upał w zasadzie zbyt mocno nie doskwiera. Skutecznie chłodzi morska bryza oraz przyjemnie chłodna woda w lagunie. Chania, miasto portowe z piękną starówką Być może to tu wylądujcie, gdy przybędziecie na Kretę. Lotnisko znajduje się na półwyspie Akrotiri. Chania to jeden z dwóch międzynarodowych portów lotniczych na wyspie. Ten oddalony jest od miasta o 15 km. Pierwsze skojarzenie, gdy wreszcie docieram do Chani? Czy ja jestem we Włoszech? Bo Grecji to miasto wcale nie przypomina. I ma to swoje uzasadnienie. Oczywiście trzeba zajrzeć do historii. Miasto zostało wzniesione w XIII wieku, zaś Port Wenecki powstał w kolejnym stuleciu. Miasto najpierw było częścią Cesarstwa Bizantyjskiego, a następnie zostało przejęte przez Republikę Wenecką w XIII wieku. Wówczas otrzymało nazwę Candia. W tym okresie miasto rozkwitło intelektualnie oraz kulturalnie. Koniecznie trzeba się tu zgubić w labiryncie wąskich uliczek, przystrojonych bugenwillą oraz jaśminem. Kawiarenki, tawerny, małe sklepiki zapraszają do środka. Szczególnie pięknie starówka wygląda wieczorem oraz nocą. Z pewnością Waszą uwagę zwrócą także pozostałości dawnych murów miasta. Wcześniej czy później i tak traficie do Portu Weneckiego, przy którym ulokował się charakterystyczny meczet oraz egipska latarnia morska. Idąc wzdłuż brzegu miniecie także dawne weneckie stocznie, które w tej chwili służą jako miejsca kulturalne. Meczet Janczarów, bo tak brzmi jego nazwa, to najstarszy budynek osmański na Krecie. Oczywiście zostały tu postawiony w 1645 rok przez Turków, którzy przez jakiś czas panowali na wyspie. w tej chwili realizowane są w nim wystawy. Słynna latarnia morska Faros powstała zaś pod koniec XVI wieku i była dziełem, panujących tu Wenecjan. Dlaczego zatem nazywana jest egipską? W czasie najazdu oraz okupacji Turków obiekt nie był używany i niszczał. Remont latarni na początki XIX wieku przeprowadzili Egipcjanie, którzy to wówczas podbili Chanię. w tej chwili latarnia nie pełni już swojej pierwotnej funkcji. Jej rola się nieco zmieniła i teraz pięknie pozuje do zdjęć w czasie obłędnych zachodów słońca, jakie można obserwować z portu. Jak widzicie, losy miasta na przestrzeni wieków były bardzo burzliwe. Dlatego też Chania to prawdziwa perełka, jeżeli chodzi o zabytki oraz historię. W zasadzie podczas spaceru po starówce cały czas można się natknąć na dawne pozostałości. Do tego pięknie położony port z licznymi barami oraz restauracjami tworzy fantastyczną atmosferę. Można ją chłonąć każdego dnia i wieczoru bez końca. Monastery na półwyspie Akrotiri jeżeli mowa o 10 najciekawszych miejscach na Krecie, od razu do głowy przychodzi mi półwysep Akrotiri oraz ukryte tam monastery. Dwa ciągle jeszcze działają, trzeci to już zapomniane ruiny, ukryte wśród gór. Do tych miejsc można dotrzeć jedynie na własną rękę. Biura lokalne nie organizują wycieczek w ten rejon. Monastyr Agia Triada Pierwszy z klasztorów to słynny prawosławny monastyr Agia Triada. Jest największy w tej części, położony wśród winnic, cyprysów oraz gajów oliwnych, w których przez cały czas rosną drzewa oliwne o wieku sięgającym choćby 500 lat. To miejsce dziwów i magii, po przekroczeniu bramy przenosimy się w inny świat. Spokój, cisza, bajkowa architektura w intensywnym kolorze żółto-pomarańczowym. Powstanie klasztoru datuje się na XVII wiek. Wówczas to dwaj bracia mnisi, pochodzący z nobilitowanej kreteńsko – weneckiej rodziny Tzagarolos, rozpoczęli działalność klasztorną. Budowa monastyru nie była jednak łatwa, bowiem Kreta dostała się wówczas pod panowanie Turków. Bracia oraz mieszkańcy Agia Triada byli uporczywie prześladowani przez najeźdźców. Na szczęście obiekt przetrwał, został odremontowany i funkcjonuje do czasów obecnych. Przekraczając bramy monastyru należy pamiętać o odpowiednim stroju. Kobiety powinny zasłonić nie tylko ramiona, ale i nogi. W takim upale ciężko wytrzymać w długich spodniach, czy choćby w długiej spódnicy. Dlatego mnisi pomyśleli i o tym. Na wejściu czekają na panie specjalne fartuchy, którymi trzeba się po prostu obwiązać. Panowie nie muszą tego robić, jeżeli akurat noszą spodnie choć trochę za kolana. Wstęp kosztuje 2,5 EUR od osoby. Monastyr otwarty jest dla gości z zewnątrz codziennie od 5:00 rano do 18:00. Na terenie klasztory znajduje się także małe muzeum oraz sklep z pamiątkami. Mnisi z Agia Triada słyną z wyrobu lokalnych produktów. Szczególną popularnością cieszy się oliwa z oliwek, która wytwarzana jest w naturalny sposób bez dodatku żadnej chemii. Mnisi zajmują się także produkcją wina z różnych szczepów. Monastyr Gouverneto Drugi monastyr, znajdujący się także na półwyspie Akrotiri, to Moni Gouverneto. Jest to prawdopodobnie najstarszy aktywny prawosławny klasztor położony w tej części Krety. Oddalony jest od Agia Triada o 5 km. Można do niego dotrzeć samochodem lub pieszym szlakiem. Droga jest bardzo malownicza, prowadzi bowiem wśród gór. jeżeli chcecie odwiedzić to miejsce, sprawdźcie godziny otwarcia. W środy i piątki turyści nie są tu wpuszczani. W pozostałe dni można zajrzeć do środka do godziny 12:00 w południe, a potem po 17:00. Wstęp jest bezpłatny. Mnisi są tu bardzo restrykcyjni, zarówno pod kątem stroju, jak i robienia zdjęć. We wnętrzu kościoła fotografowanie jest zabronione. Można oczywiście zapytać. Podczas całej wizyty na pewno będzie Wam towarzyszyć kocia gromadka. Ruiny Moni Katholiko To, co możemy dziś zobaczyć, to już tylko pozostałości po dawnym klasztorze, ukryte tajemniczo wśród gór. To miejsce skradło moje serce. Jest w nim coś magicznego, bajkowego, przenosi w inną epokę. To prawdopodobnie najstarszy i najbardziej spektakularnie położony klasztor na Krecie. Można do niego dotrzeć jedynie pieszo, gdyż droga przejezdna dla samochodów kończy się przed parkingiem, znajdującym się przy klasztorze Gouverneto. Trasa jest bardzo malownicza i prowadzi w dół. W jedną stronę do pokonania jest około 1,5 km. Powrót tym samym szlakiem, oczywiście pod górę. Cienia tu w zasadzie brak, więc odpowiednie zapasy wody wskazane. Historia monastyru Katholiko sięga aż X wieku. Wówczas to św. Jan Pustelnik, mieszkający w jaskini znajdującej się w wąwozie Avlaki, założył niewielki klasztor. Po jego śmierci klasztor był wciąż rozbudowywany przez kolejnych okolicznych pustelników, przenoszących się do Moni Katholiko. Klasztor pozostał zamieszkały do XVII wieku, kiedy to po serii pirackich napadów mnisi zdecydowali się na opuszczenie tego miejsca. Monastyr stoi niejako na imponującym akwedukcie. Szlak pod nim wiedzie na ukrytą małą plażę. Tuż przed ruinami znajduje się mała jaskinia z kapliczką. W pobliżu zaś można także zajrzeć do Jaskini Niedźwiedziej z ołtarzem. Turecka starówka Retimno z wenecką twierdzą Podobno to najpiękniejsze miasto na Krecie, a konkretnie najpiękniejsza starówka. Klimatyczne uliczki...