Zrobiłaś się taka brzydka, iż na pewno urodzisz córkę mawiała do mnie teściowa.
Gdy inni narzekali na trudne relacje z rodziną męża, nie rozumiałam ich. Z jego rodzicami było dobrze, ale pewnie tylko dlatego, iż zaraz po ślubie wyprowadziliśmy się do Gdańska, daleko od rodzinnego Krakowa.
Nie zdążyłam choćby poznać mojej nowej mamy. Po weselu spędziliśmy u nich tydzień, ale wtedy wszystko było w porządku. Potem wyjechaliśmy, bo mój mąż, Krzysztof, dostał przydział w jednostce wojskowej na Pomorzu.
Mieszkaliśmy tam dziesięć lat. Aż nagle Krzysia przenieśli z powrotem do Małopolski. Byłam wściekła zdążyłam się tam zadomowić, dostaliśmy dobre mieszkanie, a ja byłam w trzeciej ciąży. Ale na decyzje wojska nie było rady.
Pierwsze dziecko urodziłam w Krakowie. Rok później znów zaszłam w ciążę nieplanowaną, ale skoro zawsze marzyliśmy o dużej rodzinie, nie przejmowaliśmy się. Gdy byłam w ciąży, teściowa odwiedzała nas, by pomóc. Zamiast pomagać, siedziała, piła herbatę i pouczała mnie jak wychowywać dzieci.
Na uwagi o sprzątaniu nie reagowałam. Ale gdy zaczęła krytykować moje metody wychowawcze, zalała mnie fala złości. Jak to możliwe, iż kobieta, która tak naprawdę mnie nie zna, nie widziała mnie przez dekadę, a wnuki zna tylko z fotografii, śmie mi dyktować, co mam robić?
Aż pewnego dnia, gdy byłam w ósmym miesiącu, rzuciła:
Na pewno urodzisz dziewczynkę!.
Marzyliśmy o córce, bo mieliśmy już trzech synów! Spytałam więc z udawanym spokojem:
Dlaczego tak myślisz?.
Postarzałaś się, spuchłaś jak balon, twarz masz opuchniętą. Dziewczynka zabrała ci resztki urody.
Dziękuję za komplement W każdej ciąży tak wyglądałam.
Nieprawda.
Skąd możesz to wiedzieć? Widziałaś mnie tylko na zdjęciach.
Nie sprzeczaj się ze mną. Ja urodziłam syna i byłam promienna. A ty wyglądasz przerażająco spuchnięta jak kula, stóp nie mieszczysz w kapciach.
Nic nie odpowiedziałam. Nie powiedziałam, iż to nie płeć dziecka, tylko mój wiek 39 lat. Ona urodziła Krzysztofa, mając 19 lat, a wtedy każda kobieta jest jak róża. Choć wielokrotnie nazywała mnie brzydką, mąż w końcu jej uciął te uwagi. A my urodziliśmy kolejnego syna.
I wtedy zrozumiałam uroda przemija, ale słowa ranią na zawsze. Lepiej milczeć, niż kłuć tym, którzy i tak nie słuchają.







