Zielone oczy z przeszłości – tajemnicze spojrzenie, które nie daje o sobie zapomnieć

newsempire24.com 1 dzień temu

**Spojrzenie zielonych oczu z przeszłości**

Obudziłem się przed świtem i pomyślałem:

No tak, dawno się tak nie wyspałem, i to gdzie? W polu, w stogu siana, bez wygód i ciepłej kołdry. Choć po co mi to, lato, ciepło, a siano pachnie i grzeje.

Wstałem i odgarnąłem siano. Głowa działała normalnie, nie martwiłem się rozstaniem z żoną, nie było smutku. Czy naprawdę nigdy jej nie pokochałem na dobre? Zamyśliłem się.

Czy te dziesięć lat z nią to tylko namiastka małżeństwa? Choć żyliśmy zgodnie, dzieci nie mieliśmy. Weronika miała córkę, ale, jak mówiła, sama nie wiedziała, kto jest ojcem. Urodziła dla siebie.

Zawsze czułem jakąś sztuczność w naszym związku, często się kłóciliśmy. Po każdej awanturze przypominały mi się zielonkawe oczy i uśmiech pielęgniarki Marysi, która pochylała się nade mną, robiła zastrzyki i stawiała kroplówki w szpitalu. Miałem wtedy ranę, dostałem ją na wojnie w Czeczenii.

Siedziałem w stogu i uśmiechałem się, wspominając Marysię, jej kojący głos i oczy jak dwa szmaragdy. Miała gęste kasztanowe włosy. Nigdy nie spotkałem takich oczu. Wierzyłem, iż to dzięki niej przetrwałem najgorsze chwile.

W dzień wypisu zerwałem bukiet polnych kwiatów i poszedłem do Marysi. Chciałem, żeby pojechała ze mną do domu. Wiedziałem, iż to niełatwe, ale miałem nadzieję.

Marysi tu nie ma, przenieśli ją do innego szpitala polowego powiedziała pielęgniarka, gdy jej nie znalazłem.

A dokąd?

Nie wiem, i nikt ci nie powie. Sam rozumiesz, gdzie jesteśmy

Byłem załamany, ale postanowiłem ją odnaleźć. Jak jednak szukać, znając tylko imię i kolor oczu? Musiałem wrócić do domu zdemobilizowali mnie ze względu na stan zdrowia. W domu nic się nie zmieniło: ojciec pił, matka pracowała i krzyczała na niego.

Pewnego dnia odwiedził mnie mój towarzysz broni, Leszek. Przeszliśmy razem wiele.

Siema, Krzysiek! Jak tam? Doszedłeś do siebie? ściskał mnie.

Jakoś leci wzruszyłem ramionami.

Jedź ze mną do wsi. U was tu cicho, pracy brak zaproponował. A może coś cię tu trzyma? Albo ktoś? dodał z uśmiechem.

Nie, nikogo nie mam. Nie mogę zapomnieć Marysi.

No tak, wbiła ci się pod skórę. Trzeba szukać, pisać, nie poddawać się.

Wyjechałem z Leszkiem. Czas mijał. Kupiłem stary dom, wyremontowałem go i zamieszkałem. Tymczasem Leszek zakochał się i wyprowadził z żoną, Elą, do miasta powiatowego.

Wybacz, iż cię tu ściągnąłem, a sam odjeżdżam mówił. Kto by pomyślał, iż spotkam Elę. Ale będziemy się widywać.

Nie martw się uśmiechnąłem się. Ja też się żenię. Oświadczyłem się Weronice.

Ocknąłem się z zamyślenia, słysząc w głowie jej wczorajsze słowa:

Nigdy nie znajdziesz takiej jak ja nikt cię nie zniesie. To ja cię tolerowałam, a inna nie da rady. Twoje dziwactwa nikogo nie obchodzą. Mam już normalnego faceta, który mnie kocha.

Dziwactwami nazywała moje zamyślanie się i wspomnienia z przeszłości. Drażniło ją to, próbowała mnie wyciągać, kończyło się kłótnią. Nie rozumiałem, dlaczego tak ją to irytowało.

Wczoraj w końcu powiedziała to, o czym już wiedziałem. Wysłuchałem w milczeniu, spakowałem rzeczy i wyszedłem. Za mną leciały przekleństwa.

Dziwne, myślałem, iż będę krzyczał, obwiniał ją. A tu nic. Jestem spokojny, wręcz ulżyło mi.

Postanowiłem jechać do Leszka. Wyszedłem za wieś, zrobił się wieczór. Skręciłem w pole, gdzie stały stogi, i postanowiłem w jednym przenocować.

No i po wszystkim pomyślałem. Nie muszę udawać, iż wszystko gra.

Po raz pierwszy od pół roku poczułem ulgę, jakby kamień spadł mi z serca. Wszyłem się w siano.

Jutro będzie jutro, dziś odpocznę. Leszek mnie wesprze, jak zawsze.

Położyłem torbę pod głowę, ale zasnąć nie mogłem. Na niebie pojawiły się gwiazdy, znów przypomniały mi się dawne dni. Ręka, którą cudem uratowano, czasem drgała i bolała. Staram się nie myśleć.

Przypomniałem sobie, jak poznałem Weronikę. Wesoła, energiczna, starsza o trzy lata, dała mi nadzieję, iż życie toczy się dalej. Nie pytałem o jej przeszłość, o ojca córki. Po prostu uwierzyłem, iż będziemy razem.

Ale chyba ją zawiodłem. Coraz częściej drażniły ją moje dziwactwa chwile, gdy potrzebowałem samotności, by przetrawić wojenne wspomnienia.

Myśli krążyły mi po głowie, aż w końcu zasnąłem. Bez snów, tylko świeże powietrze i zapach siana. Obudziłem się z obrazem zielonych oczu Marysi. Dlaczego teraz? Choć nigdy o niej nie zapomniałem.

No, czas w drogę wstałem i ruszyłem do miasta.

Kupiłem butelkę wina i czekoladki dla Eli. Z Leszkiem nigdy nie piliśmy mocnych trunków.

Zadzwoniłem do ich drzwi. Otworzył Leszek, w dresie.

Stary, jak dobrze cię widzieć! krzyknął, ściskając mnie.

Spojrzał za mnie i spytał:

Sam jesteś?

Milczałem, ale zrozumiał.

Chodź, Ela nakryła do stołu.

W kuchni wyjąłem wino i czekoladę dla ich syna, Kuby. Dopiero teraz zauważyłem zaokrąglony brzuch Eli.

Czekacie na drugie? spytałem.

Tak, córeczkę uśmiechnął się Leszek.

No to gratulacje.

Tobie też by się przydało powiedziała Ela. Przekroczyłeś trzydziestkę.

Wzruszyłem ramionami. Gadaliśmy o dawnych czasach. Ela co chwilę zerkała na Leszka, w końcu nie wytrzymała:

Krzyś, my chcieliśmy ci coś powiedzieć.

O co chodzi? spytałem.

Marysia się odnalazła wyrzuciła z siebie.

Zrobiło mi się słabo, wypiłem szklankę wody.

Nie chcieliśmy ci mówić wtrącił Leszek. Myśleliśmy, iż macie z Weroniką uczciwy związek. Ale Marysia napisała. Mieszka w małej wiosce, sama. Py

Idź do oryginalnego materiału