Zapytałam tylko, gdzie są jajka… a nazwano mnie sknerą: Synowa postanawia kupić drugą lodówkę, by trzymać swoje jedzenie z dala.

twojacena.pl 5 godzin temu

No i tylko zapytałam, gdzie się podziały jajka a już usłyszałam, iż jestem skąpa. Moja synowa postanowiła kupić drugą lodówkę, żeby oddzielić swoją żywność od mojej.

Bywają w życiu momenty, gdy człowiek nie wie, czy ma się śmiać, czy płakać. Wczoraj przeżyłam sytuację, od której do teraz trzęsą mi się ręce. Postanowiłam upiec szarlotkę dawno nie rozpieszczałam rodziny domowym ciastem. Pogoda była przyjemna, humor dopisywał, a moja wnuczka bawiła się w drugim pokoju. Wszystko gotowe, brakowało tylko jajek. Otwieram lodówkę i okazuje się, iż zniknęły. A przecież jeszcze kilka godzin temu tam były! Specjalnie odłożyłam je na bok, żeby nikt ich nie wziął. I co? Nic.

Naturalnie, poszłam zapytać synową, czy przypadkiem ich nie zabrała albo nie przestawiła. I wtedy rozpętało się piekło. Wpadła w furię: Co?! Żałuje pani jajek własnej wnuczce? Zjadła jajecznicę na śniadanie!. Zamarłam jak słup soli. Serce ścisnęło mi się z żalu. Odpowiedziałam: Ależ ty jesteś głupia No cóż, nie wytrzymałam. Słowo ostre, ale jak inaczej zareagować, kiedy ktoś oskarża cię o skąpstwo przez dwa jajka, które sama kupiłaś?

A ona na to: Kupię własną lodówkę i każdy będzie jadł swoje!. Wyobrażacie to? Pod jednym dachem, w tym samym mieszkaniu osobne lodówki? To już nie rodzina, tylko wspólne kwaterowanie. A wszystko przez co? Przez pytanie o zaginione jajka.

Nie jestem już młoda. Żyję skromnie, bez luksusów. To mieszkanie to wszystko, co mam. Zdobyłam je z trudem, prawie przez przypadek. Utrzymuję się z emerytury, licząc każdy grosz. Chodzę na targi, żeby kupić taniej, wypatruję promocji. Młodzi mówią, iż nie mają czasu. Pracują, są zmęczeni rozumiem. Mój syn haruje od rana do wieczora w biurze, żeby wyrwać rodzinę z biedy. Na osobne mieszkanie nie ma na razie szans. Nie mogą się wyprowadzić czynsze wysokie, kredyt nieosiągalny. Więc mieszkamy we czwórkę w kawalerce: ja, syn, synowa i wnuczka. Staram się nie narzucać, nie przeszkadzać, a choćby cieszę się, iż mam trochę towarzystwa.

Ale mieszkać razem to nie tylko dzielić kuchnię i łazienkę. To szacunek. To zrozumienie, iż starsza osoba też ma swoje potrzeby, przyzwyczajenia i Boże odpuść prawo do upieczenia ciasta. A tu nagle awantura o dwa jajka. To nie pierwszy raz: patelnia nieodłożona na miejsce, garnek pożyczony bez pytania, składniki do obiadu, które nagle znikają. zwykle milczę, znoszę. Ale tym razem nie wytrzymałam. Bo nie chodzi o jajka, lodówkę, a choćby nie o szarlotkę.

Chodzi o szacunek. O ten ból, gdy całe życie dbałaś o innych karmiłaś, wychowywałaś, dawałaś wszystko a teraz słyszysz, iż jesteś skąpa. A przecież to ja ich przygarnęłam, nie wyrzucając za drzwi. Dzieliłam mieszkanie, wszystko było wspólne, żyliśmy, jak się dało. A teraz sugerują, żebym jadła osobno, żyła osobno i trzymała się z boku.

Wiem, jesteśmy z różnych pokoleń. Oni mają swoje poglądy, ja swoje. Ale rodzina to nie lodówki. Nie chodzi o to, kto co zjadł. Chodzi o szacunek, uwagę i wdzięczność. Nie żądam pokłonów. Ale usłyszeć, iż jest się skąpą to boli. Bardzo.

Teraz myślę tak: nie będę się już wtrącać. jeżeli wszystko zjedzą, trudno. jeżeli nic nie zostanie, zrobię makaron. Wspólny obiad? Niech jedzą sami. Ale niech wiedzą jedno: nie dlatego, iż jestem obrażona albo skąpa. Tylko dlatego, iż oni tak chcą. Oni tego zapragnęli. A ja ja to zapamiętam. I wyciągnę wnioski.

Życie uczy, iż szacunek znika szybciej, niż się go zdobywa, ale rodziny nie dzieli się ani przez jajka, ani przez cokolwiek innego.

Idź do oryginalnego materiału