A ja nie widzę sensu w wykonywaniu tej samej pracy dwa razy. Moja teściowa od pierwszych dni miała nieodpartą chęć udowodnienia, nie mnie, ale mojemu mężowi, iż jestem bezwartościową gospodynią domową. I iż mój mąż dokonał złego wyboru.
Nie uspokoiła się po ślubie. Nabrała choćby nieco przerośniętych cech. Zmywała po mnie naczynia, wycierała talerze i mopowała podłogi z taką ostentacyjną zamaszystością, iż czułam się jak w starym teatrze, gdzie aktorzy zawsze przesadzali z grą aktorską, aby przekazać widzom jakiś komunikat.
Nie prosiłam o żadną pracę, nie próbowałam teściowej nic pokazać, po prostu wykonywałam polecenia matki mojego męża. Dzięki Bogu, iż nie mieszka w sąsiednim domu, bo moje życie zamieniłoby się w piekło. Moja teściowa mieszka w okolicy, więc widuję ją raz w tygodniu, ale to mi wystarcza.
Myślę, iż niedługo całkowicie przestanę chodzić do domu teściowej. Już się upewniłam, iż nie możemy mieć dobrych relacji i nie będę jej irytowała swoją obecnością. Nie bawi mnie widok jej skwaszonej miny i udawanie głupka. Znajdę sobie coś do roboty w wolny dzień: mam wystarczająco dużo do zrobienia.
W końcu postanowiłam cieszyć się bezsilną wściekłością mojej teściowej, która chce mnie zabić, ale jednocześnie boi się wypaść z roli troskliwej teściowej. Uważa się za najmądrzejszą: myśli, iż nikt nie rozumie, w jaką grę gra. Mój mąż i ja jej nie zawodzimy. Po co mi to, mąż już wszystko wie o swojej matce, a ja po prostu postaram się z nią mniej widywać. Szkoda, iż teściowa nie chce się normalnie komunikować, ale to nie moja wina.
Starałam się jej przypodobać, tolerowałam jej zachowanie, ale też nie mam tytanowych nerwów. W naszym przypadku najlepszą opcją jest w ogóle się nie widywać i przesyłać pozdrowienia przez mojego męża.