Wstaw się rano i ugotuj mamie zupę rozkazał mąż. Niech ta, co z niej wyszła, to zrobi.
Weronika siedziała w ulubionym fotelu z kubkiem kompotu, wpatrzona w ekran telewizora. Piątek, dziewiąta wieczorem. Na ekranie przewijały się napisy końcowe kolejnego serialu, ale ona nic nie widziała myśli były już przy jutrzejszym dniu. Znowu sobota. Znowu święty rytuał przyjazdu teściowej.
Po pięć długich lat małżeństwa weekendy stały się prawdziwym, wyczerpującym testem przetrwania. Każda sobota. Jak zaklęcie, którego nie da się zerwać.
Wszystko zaczęło się niewinnie, choćby miło. Teściowa, Teodora, przyjeżdżała do młodej pary raz w miesiącu na pogawędkę, na rozmowę przy herbacie, na sprawdzenie, co u wnuków. Piotr wtedy mówił z autentyczną troską:
Mamusiu jest sama, podeszła już trochę lat. Tata od dziesięciu lat nie żyje. Dajmy jej choć odrobinę uwagi, wsparcia moralnego. Porozmawiajmy.
Weronika chętnie się zgadzała. Przecież to rodzina męża. Trzeba szanować starsze pokolenie, okazywać troskę.
Lecz powoli, niepostrzeżenie, wszystko zaczęło się zmieniać.
Najpierw drobne uwagi o porządkach w domu. Po pierwszej wizycie Teodora uprzejmie zwróciła się do synka z korytarza:
Piotruś, kochanie, a kto u was podłogi myje?
Weronika, oczywiście iż ja, mamo zdziwił się, słysząc taką prośbę.
Zabawne, iż na linoleum widać smugi, a na listwach kurz się gromadzi.
Od tego pamiętnego dnia przed każdym przyjazdem teściowej Weronika zamieniała się w maniakalną sprzątaczkę. Szorowała mieszkanie godzinami, aż pot spływał po czole.
Podłogi myła dwa razy najpierw mocnym płynem, potem dokładnie wycierała do sucho. Kurz wycierała wszędzie z mebli, z półek, choćby z grzejników i listew. Wanna lśniła jak nowa po specjalnych środkach.
Mamusiu od dziecka przyzwyczajona jest do perfekcyjnej czystości tłumaczył spokojnie Piotr, obserwując żonę pełzającą po kątach z ściereczką. U niej w domu zawsze był porządek jak w muzeum.
A ja co, mam być jak brudna? pytała zmęczona Weronika, prostując wygiętą plecy.
Nie, po prostu no, bardziej luźna w domowych sprawach.
Luźna to wspaniałe określenie dla kobiety, która w banku haruje dziesięć godzin dziennie, radząc sobie z nerwowymi klientami, raportami i wymaganiami szefa.
Ale Weronika znosiła to stoicko. Rodzina to przecież nieustanne kompromisy i wzajemne ustępstwa, prawda?
Po roku Teodora zaczęła przychodzić wyraźnie częściej. Najpierw co dwa tygodnie, potem co każdą sobotę, bez wyjątku.
Teściowej w pustym mieszkaniu nudno tłumaczył mąż ze zrozumieniem. Dobrze, iż ma miejsce, gdzie może odpocząć duszę.
Odpocząć? To słowo nabiera zupełnie innego znaczenia w tym kontekście.
Bo w ich domu odpoczywała wyłącznie teściowa. A Weronika harowała niczym koń pod wozem.
Do dawnych wymagań bezbłędnej czystości dołączyły się obowiązkowe programy rozrywkowe. Teściowa nie zadowalała się już tylko siedzeniem przed telewizorem z herbatą i ciastkami. Potrzebowała aktywnych wyjść na miasto, zakupów.
Piotruś, kochanie, a może pojeździmy na zakupy, zobaczymy jakąś nową bluzkę? co sobotę wprawiała w ruch tę samą melodię. Bo szafa już wymiotuje.
Jasne, mamo! Zrobię to! Weroniko, zbieraj się szybciej.
I Weronika posłusznie się zbierała. Ciągnęła się po dusznych galeriach handlowych, dźwigała niekończące się wieszaki z ubraniami, cierpliwie czekała przy przymierzalniach.
Teodora była kapryśną i wymagającą klientką przymierzała pięćsiedem rzeczy, żeby ostatecznie kupić jedną. Albo wcale nic nie kupiła, wzdychając rozczarowana.
Jakość dziś już nie taka, co kiedyś narzekała. W czasach PRL lepiej się szyło, trwało.
Może spróbujemy w innym sklepie? proponowała wyczerpana Weronika.
No tak! Tam na pewno będzie lepiej.
I znowu przymierzalnie, długie kolejki przy kasach i w szatniach.
Piotr w tych wyczerpujących wyprawach zakupowych nie uczestniczył. Zawsze miał ważniejsze, męskie sprawy mecz piłkarski w telewizji, spotkanie z kumplami w garażu, mycie samochodu albo wędkowanie.
Wy, kobiety, macie takie rzeczy ciekawsze filozofował. A ja tylko będę wam wtrącał swoje rady.
Ciekawsze. Doskonałe słowo. Po ciężkim tygodniu w banku, włókanie się po centrach handlowych z kapryśną starszą damą rzeczywiście brzmi interesująco.
Jednak to nie był jeszcze kres ludzkiej cierpliwości.
Wczoraj Weronika wróciła do domu z pracy późno i zupełnie wyczerpana. Raport kwartalny dla centrali, pilne spotkanie z zarządem, awantura z trudnym klientem. Głowa pulsowała od stresu, nogi ledwo trzymały zmęczone ciało.
Piotr w tym czasie siedział spokojnie na ulubionej kanapie, rozkoszując się kolejnym odcinkiem kryminalnego serialu. Powoli dopijał wieczorną herbatę, rozmyślając przy chrupaniu ciasteczka maślanego.
Jak w pracy? spytał, nie odrywając wzroku od ekranu, gdzie toczyła się pościgowa akcja.
Bardzo zmęczona przyznała szczerze Weronika, opadając na fotel.
Aha, rozumiem. Odpoczywaj. A tak przy okazji, mama jutro rano przyjedzie.
Wiem odpowiedziała krótko.
Słuchaj, Weroniko, wstaw się jutro wcześnie, zrób mamie zupę. Przyjedzie z działki, zmęczona i głodna. Tylko z kurczaka z farmy wiesz, iż mamie żołądek jest wrażliwy. Potrzebuje prawdziwego, treściwego rosołu, nie jakiejś sklepowej chemii.
Weronika podniosła głowę wolno:
Kurczak z farmy?
Tak. Na centralnym targu w Warszawie są dobrzy sprzedawcy. Ciocia Zosia hoduje żywe ptaki. Ważne, żeby był świeży, ciepły. Mama mówi, iż zamrożony kurczak to wcale nie jedzenie, a tandetka.
O której mam ruszyć po tego kurczaka?
Wcześnie, o szóstej trzydziestej. Targ otwiera się o szóstej, a wrócisz do domu o ósmej. Mama zwykle przyjeżdża do dziewiątej.
A czemu nie jedziesz sam?
Chętnie, ale ty lepiej się w tym orientujesz. Poza tym, zupa to wciąż kobieca sprawa. A ja w końcu będę mógł trochę wyspać się do obiadu, nabrać sił.
Weronika podążyła milcząco do łazienki. Długo myła zęby, rozmyślając o sprawiedliwości życia. On planuje spać do obiadu w swój wolny dzień, a ona ma wstawać o szóstej trzydziestej, jechać po kurczaka przez cały Kraków, potem trzy godziny stać przy kuchence.
Postawisz budzik? zakrzyknął Piotr z salonu.
Jaki budzik? nie zrozumiała.
Ten, żeby nie przespać rana. Mama przyjeżdża zwykle do dziewiątej, a rosołować trwa chwilę.
Weronika wyjrzała z łazienki z szczoteczką w ustach:
A ty sam postawisz budzik?
Po co mi budzik? Nie muszę jutro gotować.
Nie gotować. Jakby to nie był jego własny rodzic przyjeżdżający w gości. Jakby nie miał nic wspólnego z obowiązkami domowymi.
Dobrze odstąpiła neutralnie Weronika.
Ale budzika w telefonie i tak nie ustawiła.
Rankiem obudził ją uporczywy dzwonek do drzwi. Siódma dziesiąta rano. Za oknem jeszcze szaro, drobny jesienny deszcz bębnił przy oknie.
Kto to może być? mruknęła sennie, szukając szlafrok.
To teściowa! odezwał się znajomy głos pełen optymizmu.
Serce podskoczyło w brzuchu. Teściowa. I to znacznie wcześniej niż zwykle.
Otworzyła drzwi wejściowe. Teodora stała w progu z dwoma dużymi torbami na zakupy, w eleganckim, lekkim płaszczu, świeża, pobudzona i pełna energii.
Weroniu, dzień dobry! Już pachnie zupą? Czy przyjechałam za wcześnie?
Weronika z trudem przełknęła kulę w gardle. Zupę, o której słyszała dopiero wczoraj wieczorem.
Nie ma żadnej zupy zachrypła.
Ojej! zakłopotała się Teodora. A Piotrek mówił, iż wstaniesz wcześnie
Piotrek śpi.
Teściowa przeszła do mieszkania, jakby nie słyszała. Zawiesiła płaszcz na wieszaku.
Nic nie szkodzi, kochana! Zaraz jedziemy na targ, kupimy kurczaka. Piotrek tłumaczył, iż potrzeba farmowego, świeżego. Bo sklepowy to czysta chemia.
Weronika stała w szlafroku, patrząc na tę pełną wigoru kobietę i czuła, jak w środku zaczyna się gotować.
Nigdzie nie pojadę.
Skąd nie pojedziesz? zdziwiła się Teodora. A zupa?
Niech zupę robi ten, kto ją zamówił.
Ale Piotrek pracuje całą tydzień! On też potrzebuje odpoczynku!
I ja też muszę pracować. I odpoczywać.
Teodora usiadła w kuchni, wyraźnie licząc na długą dyskusję:
Weroniu, nie rozumiesz? Lekarz kazał mi gorącą zupę od rana. Mój żołądek jest wrażliwy!
Rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego to mój problem.
Po pięciu minutach z sypialni w końcu pojawił się Piotr w pomieszanej koszulce, jeszcze senny i rozczochrany.
Mamusiu! Już przyjechała?
Piotrek! Teodora spojrzała na syna z nadzieją. A gdzie rosoł? Weronika mówi, iż nie jedzie po kurczaka.
Piotr patrzył na żonę z niedowierzaniem:
Co? Wczoraj mówiłeś: wstaw się wcześnie i mamie zrób rosół.
Weronika powoli obróciła się w stronę męża. Starannie wytrzeć ręce kuchennym ręcznikiem, spojrzała mu prosto w oczy.
Niech mama gotuje zupę ten, kto z niej się wykluł.
W kuchni zapaniała cisza. Teodora zamrózła. Piotr otworzył usta, zamknął je.
Co to powiedziałaś? spytał cicho.
To, co myślałam już od dawna.
Weronko! wykrzyknęła teściowa. Jak możesz tak mówić!
Bardzo prosto odparła Weronika. Językiem.
Ale ja jestem twoją teściową!
I co? Czy to czyni mnie twoją służącą?
Jaka służąca? wtrącił się Piotr. Mama to rodzina!
Twoja rodzina. Twoja matka. To ty jej gotuj.
Nie umiem!
Naucz się. Internet pełen jest przepisów.
Ale ty kobieta! zakłócił się mąż.
A ty co, kosmita?
Weroniu powiedziała łagodnie Teodora rozumiem, iż jesteś zmęczona. Ale obowiązki rodzinne
Czyje obowiązki? przerwała Weronika. Moje? A wasze gdzie?
Ja jestem starszą kobietą
Która świetnie jeździ na działki, chodzi po sklepy, wymaga rozrywek. Nie taka już staruszka.
Jak śmiesz! wybuchła teściowa.
Łatwo. Pięć lat znosiłam miałam już dosyć.
Weronika podeszła do kuchenki, włączyła palnik, postawiła mały rondel.
Co robisz? zapytał Piotr.
Robię sobie śniadanie. Owsiankę.
A my?
Nic dla was. Jesteście dorośli.
Weronko, to niewłaściwe! zarzuciła Teodora.
Co niewłaściwe? To iż nie chcę być darmową służącą?
Ale ja jestem matką Piotrka!
Więc zajmijcie się macierzyńskimi obowiązkami. Nakarmcie syna.
Nie zamierzam gotować w czyimś domu!
Piotr usiadł przy stole, patrząc zdezorientowany na matkę.
Mamusiu, może pójdziemy do kawiarni?
W kawiarni drogo zmarszczyła Teodora. A żołądkowi szkodliwie.
Więc w domu coś przygotujesz.
Nie zamierzam!
Ja wcale nie potrafię gotować! wybuchnął Piotr. Weronko, musisz dbać o rodzinę!
O swoją rodzinę tak. OWtedy wszyscy zgodzili się, iż najważniejszą potrawą jest porozumienie, które podaje się codziennie przy stole.




![[EN & UKR ]…](https://i2.wp.com/migranciwpolsce.pl/wp-content/uploads/2025/12/595791035_1337730111730960_6957411931236198999_n.jpg?ssl=1)






